Ot, po siedmiu latach uczestniczenia w Paradzie wycofała się z niej Polska Szkoła w Cork. Dlaczego? Napisali to dość dobitnie na swoim fb: "Szanowni Państwo, Z uwagi na niewielkie zainteresowanie rodziców naszych uczniów braniem udziału w imprezach organizowanych przez szkołę - w tym w dorocznej Paradzie Św. Patryka - decyzją grona pedagogicznego oraz Rady Rodziców i przedstawicieli Stowarzyszenia podjęta została decyzja o niezgłaszaniu szkoły do udziału w paradzie w obecnym roku szkolnym. W ubiegłym roku na ponad 700 uczniów plus szacunkowo około 1400 rodziców maszerowało nas niewiele ponad 50 osób z czego większość stanowili nauczyciele i ich rodziny. Jest nam przykro, że inicjatywy dyrekcji i nauczycieli są ignorowane, zwłaszcza, że mają one na celu integrację, zaznajamianie dzieci z tradycjami i kulturą, wspólne spędzanie czasu nie tylko na nauce. Dzieci chętnie brałyby w nich udział, ale niestety rodzice mają inne zdanie na ten temat. Prośba syna, aby rodzina pojechała na szkolne zawody albo piknik kwitowana słowami "SZKODA PALIWA" jest tego najlepszym dowodem. Rodzice posyłają do szkoły swe pociechy- tylko po co? Nauka języka to priorytet, ale co z resztą??? 17 marca Parada w Cork wraz ze stowarzyszeniem MyCork idzie grupa naszych uczniów - harcerzy. Będą oni nieśli szkolny baner. Osoby chętne mogą się przyłączyć. Zapraszamy jak zawsze bardzo bardzo serdecznie."
I tak się stało. MyCork chętnie "przygarnął" do siebie harcerzy i zgodził się na baner Polskiej Szkoły. Wyszło super, można o tym przeczytać i obejrzeć to tutaj: LINK. Ale - dlaczego jest tak, jak jest?
Stanowimy tutaj największą mniejszość - jakkolwiek by to brzmiało - ale w przeciwieństwie do innych mniejszości jesteśmy zupełnie niewidoczni w życiu społecznym tego kraju. To nie znaczy że tak dobrze się integrujemy bo jak z tą integracją jest to każdy widzi. To znaczy tylko że panuje u nas totalny, brzydko pisząc, "tumiwisizm", oczekiwanie że "ktoś coś zrobi za mnie" i filozofia "moja chata z kraja". Nie bierzemy aktywnego udziału w tutejszych eventach co najwyżej pokazując się w charakterze gapiów, nie uczestniczymy w lokalnych wyborach, ba - idę o zakład że większość z nas nawet nie zna irlandzkiego hymnu.
Część osób nie chce się wychylać czy to z powodu jakiejś przeżytej w Polsce traumy i związanej z tym potrzebą spokoju, czy to z powodu kłopotów jakie mieli na Ojczyzny łonie o których chcieliby zapomnieć, co jednak nie znaczy że problemy zapomniały o nich. Lepiej siedzieć cicho, bo a nuż pokaże się gdzieś o jedno zdjęcie za dużo, ktoś wklepie nazwisko w policyjną wyszukiwarkę i problemy gotowe. Takich osób jest zapewne margines, ale w tutejszej Polonii margines jest znacznie szerszy niż w kRAJu.
Duża grupa nie chce nic robić w obawie przed internetowym hejtem. Fakt jest faktem, zawsze się znajdą jakieś persony których życiową misją jest - najczęściej anonimowe - udowodnienie organizatorom różnych polonijnych wydarzeń że minęli się z powołaniem którym jest orka na ugorze czy inny wypas trzody. Takich "krytyków" to szkoda nawet na konserwy dla psów, żyją w swoim Matrixie i przeżyją w nim resztę życia. Młodość minęła, lepiej już było a przecież nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy - jak twierdziła noblistka Szymborska, gdy już przestała pisać peany na cześć Partii i Wodza Narodów. Jedyne co więc pozostało, to wrzucanie kamyczków do gnojówki, z nadzieją że kogoś ochlapie.
Przyglądając się grupom które co roku biorą udział w patrykowych Paradach widzę że dla wielu irlandzkich biznesów jest to świetna okazja do autopromocji. I tak maszerują szkoły sportowe i taneczne, adepci sztuk walki i kuglarstwa czy inni malarze i cykliści. No cóż, nasze polskie biznesy to głównie warsztaty samochodowe, lekarze i sklepikarze, więc pewnie niewiele da się z tego wydusić.
Spora część zasłania się brakiem czasu. Być może faktycznie dotyczy to kilku procent, ba - promili bardziej, jednak w zdecydowanej większości argument o braku czasu gdy codziennie przecieka im przez palce dobrych kilka godzin przed tv lub facebookiem - brzmi dość absurdalnie.
Jednak bierność pozostałej, największej części była i jest dla mnie zagadką. Co tak naprawdę powoduje, że większość Rodaków woli stać ściśnięta jak śledzie wśród tłumu gapiów, lub wręcz siedzieć przed tv, zamiast dołączyć do nielicznych polskich grup biorących udział w tych Paradach?
Powoli jednak widać że coś się zmienia. Pałeczkę przejmuje pokolenie które przyjechało do Irlandii jako dzieci, ale przez ostatnią dekadę zdążyło podrosnąć i powoli zastępuje "zmęczonych" 30 i 40 parolatków, którzy zdążyli się już wypalić w wolontaryjnej pracy na rzecz irlandzkiej Polonii. Pracy, do której trzeba dokładać z własnej kieszeni, za którą nikt nie podziękuje natomiast nie pytanych o zdanie pseudokrytyków jest cała chmara.
Swoją drogą, czy nie powinno być rolą polskiej ambasady wspieranie i aktywowanie polskiej społeczności w Irlandii? Niestety, w moim przekonaniu ambasada - przynajmniej w ostatnim okresie - jest kompletnie nieaktywna w tym temacie a nawet sprawia wrażenie hamulcowego niektórych inicjatyw. A PolskaÉire 2015 Festival? - ktoś zapyta. O tym mam nadzieję napiszę oddzielny tekst, ale nie zapominajmy że ta inicjatywa wyszła od strony irlandzkiej. Swoją drogą, zapytajmy Rodaków w Irlandii czy wiedzą jak się nazywa nowy - i poprzedni polski ambasador w Dublinie? Idę o zakład, że będzie to tak jak z tym irlandzkim hymnem. Ambasada kojarzy się wyłącznie z wyrabianiem paszportów, no i jeszcze ze słynnym "k***, to jest jakaś je**** paranoja" jak raczył wyrazić się swego czasu w pracy polski pan konsul z Dublina. No cóż, taką mamy w Dublinie dyplomację...
Akurat jest zmiana warty na ambasadorskich stołkach, miejsce Marcin Nawrota zajmuje Ryszard Sarkowicz. Tego pierwszego po czterech latach jego pobytu w Dublinie kojarzę tylko z "interwencji" jaką podjął po publikacji artykułu w jednej z irlandzkich gazet która opisała historię bezrobotnej kelnerki z Polski która chwaliła sobie życie na zasiłkach - oraz z odmowy wzięcia udziału w otwarciu wystawy "Prawda i Pamięć. Smoleńsk 2010" która miała miejsce w Dublin City Council. Tylko tyle, cztery lata i dwa wydarzenia. Ach, przepraszam, są jeszcze ambasadorskie youtubowe filmiki z życzeniami. Oczywiście, być może z perspektywy Dublina czy też członka organizacji uczepionej klamki ambasady i uzależnionej w swoim działaniu od grantów wygląda to inaczej, ja piszę to tylko i wyłącznie z perspektywy mocno przeciętnego faceta mieszkającego w Cork, który interesuje się nieco życiem Polonii w Irlandii.
Jaki będzie nowy ambasador? Trudno wyrokować, chociaż mam swoją teorię, że co drugi odciska swoje piętno. Mieszkam w Irlandii 11 lat, "przeżyłem" tutaj już niemal cztery ambasadorskie kadencje: był Witold Sobków, Tadeusz Szumowski, Marcin Nawrot i obecnie Ryszard Sarkowicz. Pierwszego nie kojarzę w ogóle, drugi - w moim przekonaniu mocno angażował się w życie Polonii w Irlandii często bywając również na "prowincji", z trzecim było jak napisałem akapit wyżej, zobaczymy co pokaże czwarty.
Niemniej, nie ma co patrzeć na ambasadę, tylko trzeba liczyć na siebie. Dopóki Polonia w Irlandii nie stanie się tak silną grupą jak inne, znacznie od nas mniejsze nacje mieszkające na Zielonej Wyspie, dopóty będziemy tutaj na znacznie gorszej pozycji niż te nacje, które potrafią same być ambasadorami swoich krajów aktywnie promując kulturę swoich narodów w Irlandii.
Choćby biorąc udział w Paradzie w Dniu św. Patryka...
Niestety to prawda. W USA wygląda to podobnie. Wielomilionowa Polonia i nie jest w stanie wylobbować zniesienia wiz dla siebie i krewnych. Za to wszystko wiedzą co w Polsce poprawić , tylko do Polski nie wracają ciułając zielone za oceanem.
OdpowiedzUsuńInna sprawa jeśli chodzi o Parady. Brałem udział w kilku o trochę to trąciło naszym 1 majem z czasów PRL.
Może stąd bierze się niechęć rodaków po 40 do tego typu aktywności.
Afrykanie i inne nacje takich wspomnień nie mają
Sam jestem po 40, z pochodów 1 majowych zawsze się urywaliśmy i była z tego niezła zabawa ;-) Ale nawet jeśli, to co z tymi po 30-stce? Również trauma postkomunistyczna? Chyba nie...
UsuńA dlaczego Polacy musza koniecznie isc w polskiej grupie afiszujac wszem i wobec przynaleznosc do stowarzyszenia polityczno-koscielnego? jestem przekonana, ze duzo wiecej rodakow bralo udzial w paradzie idac z grupami, z ktorymi sie bardziej identyfikuja - " I tak maszerują szkoły sportowe i taneczne, adepci sztuk walki i kuglarstwa czy inni malarze i cykliści." Moze to Ci, ktorzy jednak potrafia sie zintegrowac. Skad przekonanie ze: "(...) nasze polskie biznesy to głównie warsztaty samochodowe, lekarze i sklepikarze, więc pewnie niewiele da się z tego wydusić." - czy wszyscy prowadzacy biznes musze reklamowac sie jako "polskie/polski"?
OdpowiedzUsuńKomentarz o ambasadzie jest kompletnie bezzasadny! Wychodzi podstawowy brak wiedzy. Czym innym jest Ambasada a czym innym Konsulat.
Nie muszą. Nikt nic nie musi. "Stowarzyszenia polityczno-koscielnego"? Tak jak napisałaś: "Wychodzi podstawowy brak wiedzy". Btw, Polacy nie chodzą w Paradzie, tak jak nie biorą udziału w wyborach, etc. Takie są fakty, chociaż rozumiem, że tym gorzej dla faktów.
UsuńMiłego dnia
Co do "Stowarzyszenia polityczno-koscielnego" to jest w Cork inne stowarzyszenie ateistyczne, nawołujące do głosowania za aborcją. Ale jeszcze bardziej polityczne i zawsze optujące za właściwą linią polityczną.
UsuńTo drugie stowarzyszenie to bardziej firma świadcząca usługi dla ludności. Płatne.
UsuńNie chcę uchodzić za marudę, ale dla mnie te parady zalatują trochę wiochą, z całym szacunkiem dla wsi ( sam jestem ze wsi). Może niektórzy wolą spędzić czas z rodziną w plenerze albo na grillu. Nie mamy tradycji
OdpowiedzUsuńparad. Wystarczy porównać parady równości w Polsce i na Zachodzie. U nas zawsze są rozróby.
Jedynym wyjątkiem jest Boże Ciało. Jednak tutaj średnia wieku jest wysoka więc nikt się nie awanturuje.
Parad i marszów u nas przybywa. Są Marsze Niepodległości, Orszaki Trzech Kroli, itp. - zawsze gromadzą sporo osób. Pewnie że "niektórzy wolą spędzić czas z rodziną w plenerze albo na grillu", ale na to jest sporo weekendów czy innych dni wolnych w roku. Jako "największa mniejszość" nie mamy swojej reprezentacji. Zdaje sie że nie ma polskiej grupy nawet na paradzie w Dublinie. Irlandczycy też to widza...
Usuńw moim miasteczku jest organizowany Orszak Trzech Króli. Frekwencja jest dobra, nawet bardzo dobra. To zasługa głównie proboszcza, który umie zachęcić do udziału. Sam zresztą w tym roku był czarnym królem. To zachęcanie to: darmowe stroje dla dzieciaków, darmowe lizaki po każdej mszy niedzielnej, świetny chór i zespół dziecięcy, jakieś przedstawienia. Zapewne jest tego więcej ale ja odnotowałem tylko tyle. Nie ma więc co narzekać że Polacy są nieruchawi, może po prostu imprezka słaba, albo paradująca Polonia nie ma pomysłu na przyciągnięcie ludzi. Z samego patriotycznego obowiązku raczej nikt nie pobiegnie. Zatem zamiast biadolić czemu to Polakom się nie chce, lepiej pomyśleć co zrobić, żeby ludzi zachęcić.
OdpowiedzUsuńJaro
Szczerze piszac, ja nie mam pomyslu jak zachęcić kogoś do udziału w Paradzie. Mnie nikt zachęcać nie musiał, zawsze uważalem - że tak trzeba. Mieszkamy tutaj, więc udział w Paradzie jest znakiem że szanujemy zwyczaje i tradycje tego kraju. Poza tym - to świetna zabawa ;-)
UsuńCo roku sto tysiecy ludzi idzie w Marszu Niepodlegości w Warszawie. Czy ktoś ich musi czymś zachecać? Nie, idą bo czują że tak trzeba. Wg mnie, albo się to czuje, albo nie. Oczywiscie mam na myśli dorosłych. Z dziećmi - to zupełnie inna sprawa.
Zupełnie mnie nie dziwi, że rodzice z tzw polskiej szkoły nie chca brać udziału w paradzie. Czy pamiętacie, chyba zeszłoroczny, "popis" organizatorów? Motywem przewodnim były LEGENDY, wiec polska szkoła przebrała sie za LEGENDĘ SOLIDARŃOSCI - brakowało tylko palenia opon. Byłam oburzona tym występem. Tak jak nagrodami na zakończenie roku szkolnego w polskiej szkole w Waterford - byly nimi biuletyny IPNu. Kazde dzialanie mycork juz od dłuższego czasu jest w jakiś spoosób związna z polska parafia, polskim proboszczem i salką nad kosciołem. Wpiszcie po prostu w statut, ze jestescie kółkiem parafialnym i nie bedzie problemu a nie udawajcie, ze jesteście organizacja apolityczną i areligijną.
OdpowiedzUsuńDajesz przykład ostatniego roku, ale zdaje się że problem z frekwencją był od samego początku i dotyczy nie tylko udziału w paradach, o czym wyraźnie napisano w oświadczeniu polskiej szkoły.
UsuńCo do MyCork, to owszem, korzysta "z salki nad kościołem" /tak jak i inne grupy/, głownie na zajęcia grupy MyCork Artystycznie, bo dzięki uprzejmości księdza - nie musi za nią płacić. Nie każdy najwidoczniej może dostać tłuste granty i dofinansowania na lokal, więc radzą sobie tak, jak mogą.
Natomiast nie pisz bzdur o "kółku parafialnym", bo np. organizowanie WOŚP przez MyCork jest wyraźnym sygnałem, że tak nie jest.
Jedynym słowem nic się nie zmienia. Ani tu (w PL) ani tam (w IE). Jak to mówi stare porzekadło, a co wywnioskować można po lekturze komentarzy: nic tak nas nie jednoczy jak wspólny wróg. A jak wroga brak, to trzeba go sobie na nowo stworzyć. Najłatwiej na jelenia ofiarnego wybrać tego, komu się jeszcze coś chce w życiu zrobić - bo przecież po co robi? A jakby nie robił, to też by oberwał, że założył stowarzyszenie, a nie działa. Nie dogodzisz panie, nie dogodzisz....
OdpowiedzUsuńCo do walki z "tumiwisizmem" - to jak walka z wiatrakami (to tak z moich prywatnych obserwacji).
Mysle Piotrze ze troche przesadzasz. Powiem szczerze ze przez 8 lat nie spotkalem jakiejs wiekszej inicjatywy innej mniejszosci niz Polska w Eire.To ze obecnie ludzie -w swej masie- wola isc "pomarketowac" czy tez odwalic kite przed TV zamiast zrobic cos spolecznie ...to niestety takie czasy mamy. Ludzi ucza teraz nie ksiazki a seriale.Tak wiec nie samobiczowalbym tak tej poloni..
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
PiotrROI
No nie wiem - Afrykanie są np. bardzo aktywni. Nie szukając, zupełnie przypadkowo, nieraz widzę ich przeróżne imprezy na mieście, od narodowych po religijne. A gdybym szukał?
UsuńWiesz, pal licho te wsie i miasteczka - mi idzie również o Dublin. Sto tysięcy Polaków w stolicy i ani jednej grupy na Paradzie? Interesuje mnie po prostu, dlaczego tak jest?
Panie Piotrze, przeczytałem Pański artykuł najpierw w gazecie, potem na Pana blogu. Odniosę się z powodów obiektywnych do spraw dotyczących placówki. Z opiniami ciężko polemizować, zważywszy, że ja jestem tu dopiero półtora roku. Chętnie jednak o tym porozmawiam, bowiem akurat aktywizacja relacji polsko-irlandzkich mocno mnie interesuje. Niemniej tylko jedna uwaga co do faktów. Nie mogę się zgodzić z tezą, że inicjatywa festiwalu wyszła od wyłącznie od Irlandczyków. Z szacunkiem, Piotr Rakowski, Ambasada RP w Dublinie (piotr.rakowski@msz.gov.pl)
OdpowiedzUsuń"Nie mogę się zgodzić z tezą, że inicjatywa festiwalu wyszła od wyłącznie od Irlandczyków"
UsuńJak napisał w GW Gerard Keown, ambasador Irlandii w Polsce: "Aby pokazać pozytywny wkład, który polska społeczność wnosi w życie wyspy, rząd Irlandii organizuje tygodniowy festiwal Polska Éire 2015. W dniach 21-29 marca odbędzie się w całej Irlandii wiele wydarzeń festiwalowych. Przedsięwzięcie zostało zainicjowane przez ministra ds. mniejszości narodowych, kultury i równości Aodhána Ó Riordáina w ścisłej współpracy z ambasadą RP i Irlandzkim Związkiem Piłki Nożnej."
Kto więc minął się z prawdą - irlandzki ambasador w Polsce - czy Gazeta Wyborcza?
Pozdrawiam
Panie Piotrze, pozwoli Pan że powstrzymam się od komentowania czy oceniania przytoczonego przez Pana fragmentu. Wiem, gdzie były pierwsze rozmowy o tej inicjatywie, skądinąd bardzo często podkreśla to sam Minister. Inną sprawą oczywiście jest to, że bez wsparcia na poziomie ministerialnym nie mielibyśmy szans na aż taki wydźwięk. Niemniej polemizowałem z Pana tezą w niejako szerszym kontekście, bowiem jest ona jednak trochę krzywdząca dla moich współpracowników. Przynajmniej za ostatnie kilkanaście miesięcy. Ale tak jak pisałem, chętnie zapoznam się z sugestiami co zrobić lepiej, by wnioski które Pan przedstawił w odniesieniu do polskiej Ambasady nie były porównywalne ze świadectwem ucznia, który w ogóle nie rokuje. Pozdrawiam, pr
OdpowiedzUsuńAle powstrzymanie się od komentowania czy oceniania nie przybliży nas do odpowiedzi na pytanie, kto się minął z prawdą? Wie Pan, ja jestem prostym człowiekiem i dla mnie sprawa jest jasna: albo nakłamał irlandzki ambasador, albo Gazeta Wyborcza, albo... Innej możliwości nie widzę.
UsuńCo do Pana współpracowników, to jeden klnie jak szewc - w pracy, inny ujawnia na facebooku treść prywatnych wiadomości, i jeszcze kilka przypadków braku profesjonalizmu mógłbym przytoczyć, mimo że nie mam z nimi nic do czynienia.
A co zrobić, żeby było lepiej? Można zacząć od tego, żeby nie faworyzować jednych kosztem drugich i dostrzec też inne organizacje, które nie są, jak wspomniałem "uczepione klamki ambasady i uzależnione w swoich działaniach od grantów". Drobna rzecz, a już jaki krok naprzód.
Pozdrawiam
Panie Piotrze, właśnie dlatego powstrzymywałem się od komentowania, bowiem używa Pan bardzo pojemnych, ale i ekskluzywnych kwantyfikatorów typu prawda, kłamstwo i dokonuje jednoznacznych ocen. Słowa Ambasadora Irlandii w Polsce jak najbardziej opisują fenomen festiwalu, cieszą też że w ogóle padły, bo potwierdzają sukces pomysłu. Natomiast z kontekstu Pana wpisu wyłania się inny obraz, a który - podkreślam - jest krzywdzący dla moich współpracowników. By zamknąć ten wątek, odwołam się do słów Ministra podnoszonych przy wielu okazjach. Otóż na spotkaniu w Ambasadzie, jesienią 2014 r., wspólnie zastanawialiśmy się, czy przy okazji meczu udałoby się zorganizować może 6, może 8 wydarzeń o charakterze integracyjnym. Jak to zrobić i z kim. A potem powstał komitet organizacyjny i, mówiąc językiem młodzieżowym, poszło. Oddźwięk zaś i skala zaangażowania środowiska polonijnego, ale i organizacji irlandzkich - niesamowicie nas pozytywnie i budująco zaskoczyły.
UsuńPodnoszę to tylko i wyłącznie dlatego, że polemizuję z Pana tezą o bierności placówki (a tak odpieram Pana wpis), bo jest to zwyczajnie krzywdzące dla kilku osób, które przy tym pracowały i pracują.
Jestem otwarty na krytykę, bowiem bardzo mi ona pomaga w mojej pracy, by mimo wszystko starać się robić coś lepiej. Dlatego zaproponowałem kontakt do siebie, by ewentualnie z Panem przedyskutować szczegóły. Dostrzegam bowiem i doceniam Pana inicjatywę, jak też zakładam dużo większą wiedzę niż moja, jeśli chodzi o środowisko polonijne. Niestety, to co na razie Pan proponuje, jest zbyt ogólne. Nie potrafię się odnieść ani do tego, że kogoś faworyzuję, czy co konkretnie oznacza, że ktoś jest pod nas "podczepiony"? Zawsze zachęcałem i zachęcam do kontaktu z placówką osoby czy organizacje, które podejmują różne inicjatywy. Nie zawsze wprawdzie możemy wszystkich wesprzeć czy się zaangażować, z różnych przyczyn, ale to już zależy od konkretnego przypadku.
I na koniec jeszcze do kwestii współpracowników. Kilkakrotnie już to podnosiłem publicznie, niemniej powtórzę jeszcze raz. Obaj konsulowie, którzy zostali nagrani w prywatnej rozmowie, zostali ukarani za używanie słów nie licujących z powagą urzędu. Niemniej podkreślam: te słowa nie padły w rozmowie z interesantem, ale były użyte w rozmowie prywatnej. I podtrzymuję swoje zdanie, że opisywany przez Pana konsul to jednak jeden z najlepszych, z którym miałem okazję w życiu pracować. Nie wydaje mi się, by użycie kilku przekleństw, miało przekreślać jego cały zawodowy dorobek.
Co do innych przypadków, w tym ujawniania prywatnych wiadomości na FB. To są, a zwłaszcza ten ostatni przykład, dość poważna zarzuty. I niepokojące. Proszę zatem o kontakt na maila i opisanie tychże, abym mógł podjąć jakiekolwiek działania, po zapoznaniu się ze sprawą. Natomiast, co nie powinno Pana dziwić, nie jestem zwolennikiem ogólnych zwrotów o braku profesjonalizmu na podstawie jakichś tam przypadków, znanych tylko piszącemu. Bo jak się mam do tego odnieść?
Mam nadzieję, że te wyjaśnienia będą pomocne. A równocześnie będę mógł liczyć na więcej szczegółów, by móc coś zrobić lub poprawić.
Pozdrawiam, pr
Panie Piotrze,
UsuńPan jest dyplomatą, ja nie. Dla Pana może istnieć wiele odcieni szarości, ja natomiast jestem prostym facetem który woli, powtarzajac za Norwidem: "tak za tak - nie za nie, Bez światło-cienia..." Pan twierdzi że pomysł na festiwal był w jakimś stopniu wspólny, ja opieram się na publikacjach prasowych i pytam, kto się minął z prawdą? Bo jednak uporczywie twierdzę - że ktoś się minąć musiał. Nie zarzucam, że Pan wprowadza w błąd, ale niech Pan napisze wprost: przeholował irlandzki ambasador, wypiął pierś po order za nie swoje zasługi, i będzie o.k.
"Jestem otwarty na krytykę, bowiem bardzo mi ona pomaga w mojej pracy, by mimo wszystko starać się robić coś lepiej. Dlatego zaproponowałem kontakt do siebie, by ewentualnie z Panem przedyskutować szczegóły."
Bardzo się cieszę, obiecuję że w nabjbliżej wolnej chwili postaram się to wszystko poukładać i do Pana napisać.
"I na koniec jeszcze do kwestii współpracowników. Kilkakrotnie już to podnosiłem publicznie, niemniej powtórzę jeszcze raz. Obaj konsulowie, którzy zostali nagrani w prywatnej rozmowie, zostali ukarani za używanie słów nie licujących z powagą urzędu. Niemniej podkreślam: te słowa nie padły w rozmowie z interesantem, ale były użyte w rozmowie prywatnej."
Rozmowy prywatne toczymy w domu czy w pubie z kolegami przy pifku. W pracy - pracujemy, czyli robimy coś odwrotnego. Ten pan byl w pracy, rozmowa dotyczyła czynności związanych z jego pracą, więc nie ma zgody na to, że byla to rozmowa prywatna. Btw, nie wiem czy zostali ukarani, czy nie - przecież nawet nie podano do publicznej wiadomości ich nazwisk.
"Co do innych przypadków, w tym ujawniania prywatnych wiadomości na FB. To są, a zwłaszcza ten ostatni przykład, dość poważna zarzuty. I niepokojące. Proszę zatem o kontakt na maila i opisanie tychże, abym mógł podjąć jakiekolwiek działania, po zapoznaniu się ze sprawą. "
Zastanowię się. Po prostu nie wiem, czy mam ochotę "donosić", nawet na takiego pracownika. Chodziło mi wyłacznie o piętnowanie czynu, a nie osoby, ktora się tego czynu dopuściła. Oczywiście pisząc to liczyłem się z konsekwencjami, nawet sądowymi, dlatego mam dowód, w postaci zrzutu ekranu, gdzie nie ma watpliwości że jeden z pracownikow ambasady posunął się ciut za daleko. Niby nic się nie stało, niby to tylko dyskusja na fb /bynajmniej nie ze mną/ ale - nie licuje. Ale czy przedstawiać go Panu, czy dopiero ewentualnie w sądzie - tego jeszcze nie wiem. Pan wymaga ode mnie przyjęcia "na wiarę" że tak było z tą festiwalową inicjatywą, proszę i więc mi uwierzyć, że było jak napisałem.
Pozdrawiam
Panie Piotrze,
Usuńciekawa ta dyskusja, nie przeczę. Ale do ad rem:
"jestem prostym facetem który woli, powtarzajac za Norwidem: "tak za tak - nie za nie, Bez światło-cienia..."
Panie Piotrze, mogę się z Pana niektórymi opiniami nie zgadzać, niemniej nie dam sobie wmówić, że jest Pan prostym facetem, który nie potrafi dostrzec niuansów. Świadczy o tym jakość czy elokwencja sposobu, w jakim posługuje się Pan słowem. Proszę zatem nie dezawuować swojej osoby, ani obrażać inteligencji mojej i czytelników, że jakoby ma do czynienia z kimś, kto jest "prosty jak konstrukcja cepa", bo wiemy że tak nie jest. Zatem proszę zestawić Pana wpis o inicjatywie Festiwalu w kontekście raczej negatywnym, bowiem punktującym Ambasadę za bierność a wywiadem Ambasadora Keowna, który w sposób bardzo in plus wypowiada się o inicjatywie. Nie chodzi o żadne ordery, ani to czy ktoś kłamie. Jeśli jednak miałbym wybierać, bliżej oddania istoty jest wpis Amb. Keowna. I zamykam ten wątek, bowiem niezręcznie wypowiadać się o inicjatywie, skoro dotyczy ona m.in. mnie bezpośrednio, przyzna Pan?
"Bardzo się cieszę, obiecuję że w nabjbliżej wolnej chwili postaram się to wszystko poukładać i do Pana napisać."
Proszę mi wierzyć, naprawdę mnie interesuje co Pan napisze.
"Rozmowy prywatne toczymy w domu czy w pubie z kolegami przy pifku."
Rozumiem, że Panu nigdy nie zdarzyło się skomentować decyzję szefa czy wniosek klienta z kolegą np. na papierosie, w toalecie, podczas kawy w pokoju, itp. rozmawiając w 4 oczy, bez świadków? Jeśli nie to zaręczam Pana że jednak w życiu mają miejsce takie momenty. Co więcej, uważam że pracownicy mają do tego prawo, tak długo jeśli obie osoby się na to godzą, nie jest to przy świadkach i mieści się np. w prawie do przerwy w pracy. I jest to jednak rozmowa prywatna. Nie pochwalam takiego języka, jaki został użyty, ale - nie wiem jak dla Pana - mam poczucie pewnego niesmaku, że taka rozmowa, gdzie dwoje urzędników rozmawia między sobą w pokoju, komentuje sprawę i ma prawo zakładać, że jest to bez świadków - "przypadkowo" zostają nagrani, a nagranie upublicznione. I co więcej wiele osób, w tym Pan, na tej podstawie dyskredytuje cały ich dorobek zawodowy.
Czy mi się zdarzyło w pracy przekląć? Tak. Kiedy? Na przykład, po rozmowie z pewną kobietą, która przez pomyłkę zadzwoniła do Ambasady, zamiast do konsulatu. I z płaczem rozmawiała ze mną jak zwieźć do kraju zwłoki dziecka. Po rozmowie zakląłem, bez świadków, będąc sam w pokoju. Dlaczego? Z takiej obezwładniającej bezsilności. Że z takim bólem musi być sama. I teraz nagle, ktoś to nagrywa i upublicznia. Rozumiem, że tez dyskredytuje mnie to jako urzędnika na służbie? Może to demagogia, ale konieczna w zderzeniu z frazesami.
A, i jeszcze jedna uwaga. Jeśli mamy w ogóle kontynuować dialog i byłby Pan zainteresowany rozmową - proszę na przyszłość darować sobie zwroty "że Pan nie wie, czy był ukarani". Zamieszczam swoje komentarze na Pana blogu z podaniem danych osobowych i miejsca zatrudnienia. Zatem jeśli piszę, że zostali ukarani to proszę mnie nie obrażać dywagacjami, że nie ma Pan pewności, że tak było. Bo to oznacza nie tyle już brak szacunku dla mnie, ale przede wszystkim dla służby publicznej, którą reprezentuję.
"Zastanowię się. Po prostu nie wiem, czy mam ochotę "donosić", nawet na takiego pracownika."
Panie Piotrze, w takich dywagacjach to nie będę uczestniczył. Zwłaszcza, że dotyczy pracowników placówki, a co Pan pewnie rozumie. Niemniej trochę dziwi mnie ten komentarz. Wyżej hołduje Pan pryncypialnym zasadom, ale jeśli dotyczą innych. Natomiast kiedy dotyczy to Pana - zaczynają się dywagacje i wątpliwości. Skoro używa już Pan słów dot. sądu - tu nie ma co czekać tylko zgłosić taki przypadek. Albo w prokuraturze, albo u nas, albo w MSZ. Chociażby by sprawę wyjaśnić, ew. ukarać, a przede wszystkim - by miało to charakter prewencyjny. Decyzję zostawiam Panu, niemniej dalsze dywagowanie uważam za niestosowne.
Pozdrawiam, pr
Panie Piotrze,
Usuń"Rozumiem, że Panu nigdy nie zdarzyło się skomentować decyzję szefa czy wniosek klienta z kolegą np. na papierosie, w toalecie, podczas kawy w pokoju, itp. rozmawiając w 4 oczy, bez świadków? Jeśli nie to zaręczam Pana że jednak w życiu mają miejsce takie momenty. Co więcej, uważam że pracownicy mają do tego prawo, tak długo jeśli obie osoby się na to godzą, nie jest to przy świadkach i mieści się np. w prawie do przerwy w pracy"
Proszę zauważyć różnice: ja jestem robotnikiem pracującym w fabryce przy taśmie, a ten pan jest dyplomatą reprezentującym, było nie było, Rzeczpospolitą. Jeżeli więc chodzi o wulgaryzmy, to mi, robotnikowi - wolno więcej, a jemu mniej. Przypomnę też, że ten pan nie komentował tego "na papierosie" czy w "toalecie", ani tym bardziej "w przerwie w pracy", tylko wlaśnie przy pracy i przy własnym biurku. Co do "kaw w pokoju" - nie znam się, ja w pracy piję kawę w kantynie, podczas przerwy, rzecz jasna.
Poza tym zdaje się że mialem go okazję poznać osobiście, gdy gościł w Cork. W połowie spotkania chciałem wyjść, bo to była strata czasu, pomijając już fakt że wywarł na mnie niekorzystne wrażenie właśnie brakiem profesjonalizmu. Dlaczego - o tym możemy porozmawiać gdy, kto wie, kiedyś się spotkamy na tym czy innym polonijnym evencie.
" Jeśli mamy w ogóle kontynuować dialog i byłby Pan zainteresowany rozmową - proszę na przyszłość darować sobie zwroty "że Pan nie wie, czy był ukarani". Zamieszczam swoje komentarze na Pana blogu z podaniem danych osobowych i miejsca zatrudnienia. Zatem jeśli piszę, że zostali ukarani to proszę mnie nie obrażać dywagacjami, że nie ma Pan pewności, że tak było. Bo to oznacza nie tyle już brak szacunku dla mnie, ale przede wszystkim dla służby publicznej, którą reprezentuję."
Panie Piotrze, to ujmę to inaczej: nie jestem pewiem czy został wystarczająco ukarany, bowiem nie podano do publicznej wiadomości nie tylko personaliów tegoż delikwenta, jak rownież tego rodzaju zastosowanej kary. Czyli: jak konkretnie go ukarano? Stracił premię, otrzymał naganę na piśmie, czy może musiał 100 razy napisać na firmowym papierze ambasady: "nie będze przeklinał po rozmowie z petentami"? A i jeszcze, tak szczerze: prosze się nie gniewać, ale ja mam zdecydowanie większy szacunek do Pana osobiście, niż do tej "służby publicznej" ktorą Pan reprezentuje.
"Panie Piotrze, w takich dywagacjach to nie będę uczestniczył. Zwłaszcza, że dotyczy pracowników placówki, a co Pan pewnie rozumie. Niemniej trochę dziwi mnie ten komentarz. Wyżej hołduje Pan pryncypialnym zasadom, ale jeśli dotyczą innych. Natomiast kiedy dotyczy to Pana - zaczynają się dywagacje i wątpliwości. "
Panie Piotrze, ale to nie dotyczy mnie, tylko tego faceta, który - chociaż niewątpliwie zrobił głupotę, to jednak być może ma żonę, dzieci, kredyt na mieszkanie, itp. Co prawda sądzę że niewiele by mu się stało, ale pewności mieć nie mogę. Ot co. a prewencyjnie moze Pan porozmawiać ze swoimi pracownikami i doradzić im, żeby nawet na fejsie zachoywali się przyzwoicie. Bo nigdy nie wiadomo, kto to czyta...
Pozdrawiam
Panie Piotrze,
Usuńmam jednak wrażenie, że się nie rozumiemy. Opiera się Pan, przynajmniej tak odbieram Pana wpisy, na błędnych założeniach. Oczywiście, że rozmowa była przy biurku, ale czemu nie chce Pan przyjąć do wiadomości, że nie była to rozmowa z klientem? Na nagraniu wyraźnie słychać, że petentce udzielona została informacja czy pomoc prawna. Potem rozmowa została zakończona i wtedy konsulowie zaczęli już własną rozmowę. Mieli do tego prawo, bo wbrew temu, jak pryncypialnie stawia Pan tezy czy śrubuje oczekiwania wobec polskich urzędników - zgodnie chociażby z polskim prawem pracy czy orzecznictwem - nawet urzędnik ma w pracy prawo do czasu prywatnego. I to obejmuje rozmowę z kolegą, na jakikolwiek temat.
Oczywiście, jeśli ta rozmowa ujrzy światło dzienne i standardy, które obaj koledzy między sobą stosują, zostaną ujawnione to oczywiście muszą się liczyć z konsekwencjami.
Niemniej różnica w tej sprawie polega na tym, że oni nie siedzieli za szybą w urzędzie, gdzie wchodzą petenci. Tylko w swoim pokoju, bez świadków, przyjmując założenie, że są sami, podobnie jak Pan czy ja kiedy idziemy do toalety w pracy i mamy prawo założyć, że nikt nas nie filmuje.
I nagle okazuje się, że mimo wszystko zostali nagrani. To jest zatem całkiem inna sytuacja. Niemniej ponieśli konsekwencje dyscyplinarne przewidziane w ustawie o służbie zagranicznej. Bo taki język nie wypada dyplomaci. O szczegółach tychże nie będę jednak Pana informował, bowiem to nie jest odpowiedzialność karna, gdzie ujawnia się dane delikwenta.
Zawsze też podkreślałem w tej sprawie, że nie przystoi by takiego języka używał urzędnik na służbie. Niemniej oni nie używali go publicznie. Upubliczniono natomiast ten fakt poprzez to, że ktoś wcześniej zadał sobie trud, by w ogóle wpaść na pomysł by ich nagrywać... Modne to ostatnio, aczkolwiek mimo wszystko jest mi z tym niefajnie, ze świadomością że grupa moich kolegów i współpracowników, która przyjechała tutaj, jak do każdej innej placówki na świecie, by świadczyć pomoc obywatelom polskim na obczyźnie - "przypadkowo" jest nagrywana, a co więcej - wyciąga się na tej podstawie wnioski erga omnes jakich to mamy żałosnych i nieprofesjonalnych dyplomatów. Cóż...
Dziękuję za miłe słowa a propos mojej osoby, choć smutne, że nie szanuje Pan polskiej służby publicznej. Rozciąga to Pan i na urzędników miast, policjantów, urzędników w ministerstwach, radiowców? Czy raczej Pan ma na myśli klasę polityczną? Pytam, bo czasem spotykam się z mniej lub bardziej pośrednimi zarzutami, że jestem jakimś "sługusem politycznym", utożsamianym z taką czy inną partią. A to przecież nie to samo... Nie twierdzę, że Pan to robi, choć naprawdę dziwi mnie - jeśli Pan tak rzeczywiście uważa - że ma Pan taki stosunek do w/w osób czy zawodów. Ale cóż, kilkunastu wiosen nie mam już, włosów też nie stracę, ani się nie potnę.
I wreszcie przyznam, że naprawdę nie rozumiem po co podnosił Pan wątek ujawniania tajemnicy korespondencji. Najpierw stawia Pan daleko idące tezy, potem rozważa dylematy dot. donosu vel oskarżenia, a teraz pisze Pan o wątpliwościach dot. sytuacji mojego kolegi, który rzekomo się czegoś dopuścił. Proponowałem Panu kontakt bezpośredni. Są możliwości, że mógłbym się zapoznać ze sprawą bez wchodzenia nadmiernie w personalia. Zresztą, pewnie się Pan zdążył zorientować, że nie jestem typem przełożonego, który tnie równo z trawą, ale staram się zachować zdrowy rozsądek i umiar. Ogólne rozmowy prewencyjne z pracownikami prowadzę, ale to ma się nijak do wagi Pana wcześniejszych zarzutów. Proszę sobie zatem przemyśleć co napisałem i ew. podjąć jakąś decyzję. Niemniej publiczne jej roztrząsanie jest już chyba nie na miejscu.
Pozdrawiam,
pr
Panie Piotrze,
Usuń"Oczywiście, że rozmowa była przy biurku, ale czemu nie chce Pan przyjąć do wiadomości, że nie była to rozmowa z klientem?"
Ale ja nie twierdzę, że to była rozmowa z klientem. Ja tylko stwierdziłem, że jeden z pana współpracowników posługuje się językiem knajackim. Czy to coś złego? Pewnie nie, bo identycznym językiem posługuje się w końcu nasza klasa polityczna, o czym dowiedzieliśmy się właśnie z różnych nagrań, od tych gdy "przyszedł Rywin do Michnika", poprzez rozmowy Oleksego z Gudzowatym po "taśmy kelnerów". Przykład więc idzie z góry. Jednak byłem przekonany, że w dyplomacji obowiązują znacznie wyższe standardy. Mylilem się, nie pierwszy raz zresztą...
"Dziękuję za miłe słowa a propos mojej osoby, choć smutne, że nie szanuje Pan polskiej służby publicznej. Rozciąga to Pan i na urzędników miast, policjantów, urzędników w ministerstwach, radiowców? Czy raczej Pan ma na myśli klasę polityczną? Pytam, bo czasem spotykam się z mniej lub bardziej pośrednimi zarzutami, że jestem jakimś "sługusem politycznym", utożsamianym z taką czy inną partią."
Pracownicy ambasady RP zawsze będą postrzegani jako przedstawiciele kraju, z którego musieliśmy wyjechać przez nieudolność politycznej kasty. Może to krzywdzace, może i szkodliwe, ale nic się z tym nie da zrobić, dopóki będziemy musieli wyjeżdżać za chlebem, a nie żeby szukać - dla zabawy - Leprechauna na drugim końcu tęczy. Co do "politycznego sługostwa", to przypomniał mi się jeden z pana podwladnych - i - to zdaje się był ten od rozmowy telefonicznej, który był w jednym z irlandzkich miasteczek w komisji wyborczej i zaczął nadawać na PIS, nie zdając sobie sprawy z tego, że w komisji są osoby którym bliżej, że się tak wyrazę, do Rydzyka niż Michnika. Ot, PiS go przerażał, czemu dał wyraz, tylko czort jeden wie, czy w prywatnej rozmowie, czy nie, bo jak się okazuje - nic nie jest oczywiste. Czy to było profesjonalne? Czy czasem nie stał się tym samym "POlitycznym sługusem"?
"Ogólne rozmowy prewencyjne z pracownikami prowadzę, ale to ma się nijak do wagi Pana wcześniejszych zarzutów. Proszę sobie zatem przemyśleć co napisałem i ew. podjąć jakąś decyzję. Niemniej publiczne jej roztrząsanie jest już chyba nie na miejscu.
Pozdrawiam"
Ależ drąży Pan temat.Podtrzymuję co napisałem, jak najbardziej mogę to udowodnić, ale faktycznie nie ma sensu tego roztrząsać publicznie. Pan, jak na dobrego szefa przystało, staje murem za swoimi pracownikami /i dobrze/, natomiast prosze mi wierzyć, że nie wszystko złoto co się świeci. Rozumiem, że każdy jest człowiekiem, że każdemu się może zdarzyć to czy tamto, natomiast jeżeli ktoś wpisuje sobie w miejsce zatrudnienia Ambasadę RP - powinien uważać na wdawanie się w facebooke pyskówki. Ot i wszystko.
Pozdrawiam serdecznie
Panie Piotrze,
Usuńproszę jednak przeczytać wcześniejsze wpisy, jednak mam wrażenie że stawiał Pan inną tezę... Niemniej zgadzam się z Panem, nie pochwalam języka który został zaprezentowany na nagraniu. Podkreślałem to w wielu wpisach w tej sprawie. I ma Pan rację, od nas, dyplomatów, oczekuje się więcej, bo jesteśmy - pracując za granicą - bardziej narażeni "na strzał". Musimy uważać, co mówimy, gdzie chodzimy, z kim grillujemy czy pijemy, etc. Ale upieram się: mamy prawo do prywatności. By czasem z emocji, ze stresu, czy z bezsilności, jak opisana moja historia wyżej - choćby zakląć. Niedobrze się stało, że takie słowa padły, ale nie uważa Pan że jest coś dziwnego, że mimo wszystko ktoś to nagrywał? Jeśli ma jednak to dla Pana jakieś znaczenie co teraz napiszę to zaręczam Panu, że jedna polska placówka w Irlandii to nie przysłowiowa budka z piwem. I jakkolwiek zdarzają się nam błędy to jest to jednak wyjątek a nie reguła.
Sprawa z komisją wyborczą - nieprofesjonalna. Kolejny przykład do zwrócenia uwagi. Niestety...
Natomiast zastanowił mnie Pana wpis, który czasem potwierdzają też komentarze niektórych osób, z którymi rozmawiam a propos powodów migracji czy wyjazdu z kraju za chlebem. Widzi Pan, nie wydaje mi się, że wszyscy podzielają pogląd że to jest efekt nieudolności czy innych negatywnych przesłanek. Znam osoby, które potwierdzają tezę, że mobilność i migracja, zwłaszcza w obrębie UE - jest naturalną cechą społeczeństwa otwartego. Że to jest szansa, wybór, a nie przymus. Mam oczywiście świadomość, że - co sam Pan podkreślił - nie dotyczy to wszystkich, że jest też taka percepcja, którą Pan prezentuje. Tym bardziej, że mobilność, każda nie tylko z Polski - ma też negatywne konsekwencje, często opisywane w badaniach. Niemniej też jest to naturalny proces społeczny. Przesłanki mogą być różne, ale proszę mi wierzyć - powody są bardzo podobne, bez względu na narodowość. I te procesy raczej są mniej "wpływalne" przez taki czy inny rząd (oczywiście mówimy o rządach państw demokratycznych, a nie jakichś reżimach), niż nam się może wydawać.
PS. Obaj wiemy, że przykład rozmowy w komisji wyborczej nie jest żadną prywatną rozmową, stąd nie dam się złapać.
PS. 2. Ostatniego akapitu nie komentuję, Pan wie dlaczego, ja dziękuję. A z ostatnim zdaniem znów się zgadzam.
Panie Piotrze,
Usuń" Niedobrze się stało, że takie słowa padły, ale nie uważa Pan że jest coś dziwnego, że mimo wszystko ktoś to nagrywał?"
Takie czasy. Kiedy idę ulicą - śledzi mnie miejski monitoring, kiedy wchodze do sklepu - nagrywają mnie umieszczone tam kamery, kiedy dzwonię do banku od razu jestem informowany, że rozmowa jest rejestrowana. Trzeba przywyknąć. Z drugiej strony, tak szczerze: ambasady zawsze były postrzegane jako jednostki, było nie było, bez urazy, szpiegowskie. Na pewno macie tam kogoś, kogo zakres obowiązków jest niekoniecznie do końca jawny i wszystkim wiadomy, więc nagrywanie nie powinno byc Wam obce ;-) Proszę to ostatnie potraktować z humorem ;-)
"Natomiast zastanowił mnie Pana wpis, który czasem potwierdzają też komentarze niektórych osób, z którymi rozmawiam a propos powodów migracji czy wyjazdu z kraju za chlebem. Widzi Pan, nie wydaje mi się, że wszyscy podzielają pogląd że to jest efekt nieudolności czy innych negatywnych przesłanek. Znam osoby, które potwierdzają tezę, że mobilność i migracja, zwłaszcza w obrębie UE - jest naturalną cechą społeczeństwa otwartego. Że to jest szansa, wybór, a nie przymus. Mam oczywiście świadomość, że - co sam Pan podkreślił - nie dotyczy to wszystkich, że jest też taka percepcja, którą Pan prezentuje."
Jak to mawiał porucznik Borewicz, "każdemu Polakowi się wydaje, że to co myśli on ze szwagrem to opinia całego Narodu". Byc moze tak jest i w moim przypadku, jednak szczerze, jak już pisałem, uważam że w zdecydowanej większości nie przyjechaliśmy tutaj dla pogody. Przyjechaliśmy, bo w Polsce było za ciasno. Oczywiście, znam opowieści dziwnej treści, że ten czy ów w Polsce zarabiał wysmienicie, mieszkał w willi z basenem, a w Irlandii znalazł się w sumie przypadkowo, chyba wsiadajac po pijanemu do nie tego co trzeba samolotu. Ale na poważnie: ta mobilność jest wg mnie konsekwencją wyboru - czy chce się żyć we własnym kraju w ciągłym kołowrotku będąc obijanym przez US i ZUS, czy zgadzamy się na wyjazd i bycie obywatelem może i drugiej kategorii, ale za to żyjąc bezstresowo i wyajazdami dwa razy w roku na egzotyczne wakacje. Jednak skąd się takie napisy /ten akurat w Edynburgu/ biorą: http://www.wiatrak.nl/wp-content/uploads/edynburg_nie-wybacze-ci-pol.jpg
punkt widzenia zalezy od punktu patrzenia
OdpowiedzUsuń