"Kto daje i zabiera ten się w piekle poniewiera" - głosi stare ludowe przysłowie, a przysłowia jak wiadomo są mądrością Narodu. Jednak idzie Nowe i czas się zastanowić nad innymi wariantami tegoż przysłowia. Bo co z tymi, którzy biorą i nie oddają albo którzy kupują, używają i zwracają?
Zacznijmy od oddawania: minęło pięć lat od chwili
Katastrofy w Smoleńsku, a wraku samolotu w którym zginęła cala polityczna elita Polski jak nie mieliśmy, tak nie mamy. I nie zanosi się żeby Rosjanie nam go kiedykolwiek oddali. Żadne cywilizowane niepodległe państwo nigdy nie dopuściłoby
do takiej sytuacji. Każdy POlityk który dopuścił
do takiej sytuacji, gdyby miał chociaż tyle honoru co brudu za paznokciem, powinien sobie palnąć w łeb. Ewentualnie wyjechać
do Irlandii i spróbować zarabiać na życie choćby jako "konik" sprzedający bilety przed stadionem, jak to próbował robić w Dublinie przed meczem Irlandia-Polska jeden z działaczy działacz PZPN, przez co zamiast oglądać mecz - spędził noc w więziennej celi.
Dlaczego Rosjanie nie chcą oddać wraku? Wraku, dodam, starannie przez nich zniszczonego, pociętego na kawałki i umytego? Czyżby zachodziła obawa, że polscy niezależni eksperci znaleźliby tam jednak coś czego nie powinni, a co mogłoby obalić tezę o "błędzie pilotów" za to potwierdziłoby tezę inną - o celowym działaniu lub wręcz zamachu? Dlaczego Donald Tusk, który bezkrytycznie oddał śledztwo Rosjanom, nie stanął przed polskim Trybunałem Stanu, tylko dzięki Niemcom zajął intratne stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej? Dlaczego próbowano nam wmawiać kłamstwa o pijanym generale w kokpicie, o kilkakrotnym podchodzeniu do lądowania, o błędach pilotów, gdy już wiemy - że to nieprawda? Dlaczego Ewa Kopacz, która z premedytacją kłamała w pierwszych dniach po katastrofie o "przekopywaniu ziemi na metr w głąb" czy też o "pracy polskich patomorfologów ramię w ramie z rosyjskimi", pomimo że dowiedzieliśmy się że były to kłamstwa - nie poniosła za to żadnej odpowiedzialności, a wprost przeciwnie - awansowała na premiera rządu? O co tutaj tak naprawdę chodzi?
Podobno, jak mówi inne przysłowie, gdy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze. Na pewno chodziło o pieniądze gasnącej gwieździe TVN, Jarosławowi Kuźniarowi, który bez cienia refleksji wyznał w jednym z kolorowych pism: "Na podróż z dzieckiem wcale nie jest trudno się spakować, nie trzeba brać wanienek, krzesełek i Bóg wie czego jeszcze. Fotelik samochodowy? Nie ma sensu. Do Kanady i USA nie braliśmy żadnych gadżetów. Pojechaliśmy do Walmartu, kupiliśmy wszystko, co było nam potrzebne, a pod koniec podróży wszystko oddaliśmy, mówiąc, że nam nie pasowało." Walmart to tania sieć supermarketów, Kuźniar zarabia - jak sądzę - przyzwoicie, ale zamiast oddać to co już mu niepotrzebne do jakiegoś charity shop, sklepu prowadzonemu przez organizację charytatywną w celu pomocy potrzebującym, nasza gwiazda postanowiła przyoszczędzić parę dolców kłamiąc w sklepie że "nie pasowało". Ten sam facet który, jak twierdził, na wakacjach omija Polaków, sam zachował się jak typowy wieśniak - przy czym nie mam zamiaru wcale obrażać ludzi ze wsi, którzy często maja zdecydowanie więcej oleju w głowie niż "młodzi, wykształceni, z wielkich miast". A najgorsze jest to, że tefałenowska gwiazda nie widzi absolutnie nic nagannego w swoim zachowaniu i jest zdziwiona o co to "hallo". No cóż, jacy dziennikarze taka i telewizja, która pompuje do głów milionów Polaków codzienną dawkę informacji z Ministerstwa Prawdy. Tak, to takie drobne sklepowe cwaniaczki "robią" u nas opiniotwórczą telewizję mówiącą Rodakom co mają myśleć, kto jest dobry a kto zły, kto jest autorytetem a kto "faszystowskim oszołomem chcącym podpalić Polskę".
No właśnie, wracając do starych przysłów w nowym wydaniu mówi się, że Komorowski z WSI wyszedł, ale WSI z Komorowskiego nie. Jeżeli ktoś ma problem z odczytaniem tego akronimu, śpieszę z pomocą: chodzi oczywiście o Wojskowe Służby Informacyjne, kompletnie spenetrowane przez rosyjską agenturę /i zresztą bezpośrednio z niej się wywodzące/ w obronę których zabrnął obecny lokator Pałacu Namiestnikowskiego. Mam nadzieję że zabrnie również na śmietnik historii razem ze swoim mocodawcami, o ile tylko Polska znowu będzie Polską.
A kiedy już tam zabrnie, mam również nadzieję że znajdą się tam jego wierni pretorianie, w tym i ci z Zielonej Wyspy. Gdyby ktoś nie pamiętał, to dla odświeżenia: pięć lat temu powstała na emigracji Lista Hańby, czy też, jak chcieli jej autorzy, lista: "Wybitnych Polaków za granicą popierających Bronisława Komorowskiego". Wtedy, w tym gorącym tuż po-smoleńskim okresie, kiedy miliony Polaków z niedowierzaniem przekonywało się ponownie, że tak jak w czasie stanu wojennego tak i teraz "TV(N) Kłamie", ci nasi "wybitni Polacy" naskrobali wiernopoddańczy list do, jak go tytułowali, "Drogiego Bronka". Co było w tym liście? Ano uwspółcześniona wersja wiernopoddańczego adresu jaki niegdyś do cesarza Austrii wystosował sejm galicyjski, zakończony słynnym: „Przy tobie, Najjaśniejszy Panie, stoimy i stać chcemy”. Te nasze emigracyjne orły z czekolady zakończyły co prawda inaczej: "Drogi Bronku, możesz liczyć na nasze wsparcie!" no ale, jak wspomniałem na początku, idzie Nowe. Tak czy owak, "Wybitni Polacy" własnymi nazwiskami wsparli "Drogiego Bronka", a "Drogi Bronek" nie zapomniał się odwdzięczyć przesyłając nie tak dawno przez ambasady stosowne krzyże, medale i inne blaszki. Wicie rozumicie, wybory znowu idą, więc trzeba zachęcić i zanęcić do dalszego trudu w wyborczej kampanii, także w Irlandii.
Oby tylko któryś z pretorian w uwielbieniu dla "Drogiego Bronka" nie posunął się do odrobiny kreatywności przy podliczaniu głosów w wyborczych komisjach. Mężów w tych komisjach potrzeba, mężów zaufania, rzecz jasna, bo czekoladowe orzełki mogły już wygrzebać ze skarbca naszych przysłów także kolejne: "kto nie smaruje ten nie jedzie". Ale jednak w jednym mieli rację adresaci listu do "Drogiego Bronka": faktycznie okazał się on i jego dwór drogi w utrzymaniu, jeden z najdroższych w Europie. Mają rozmach, sk*** - jak to skwitował w "Killerze" Stefan "Siara" Siarzewski.
Kilku tych misiów-konformistów którzy podpisali list
do "Drogiego Bronka" zacierało łapki z radości gdy zniknęła wspierana przez kancelarię prezydenta strona internetowa z ich wiernopoddańczym apelem, ale na Boga - to jest internet, a internet nie zapomina. Strona ładnie zarchiwizowana odnalazła się gdzieś na jakimś amerykańskim serwerze i teraz nasze misie nie maja innego wyjścia jak zrobić wszystko, żeby znowu zwyciężył "Drogi Bronek". Bo co to będzie jak się nie uda i zwycięży Duda? Albo już, nie daj Panie Boże - Marian Kowalski z Ruchu Narodowego, którego obecnie boją się wszyscy, od lewa do prawa i nie cofną się przed niczym żeby zamknąć mu usta, wykorzystując do tego nawet
bandyckie metody, jak ostatnio w Irlandii? Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie co to będzie? - wołał chór w Dziadach a echo tego wołania aż dudni w głowach wspierających "Drogiego Bronka". Ale - tacy jak oni jak zawsze płyną z prądem, ten typ cwaniaczka czuł się dobrze za sanacji, okupacji, a już najlepiej - za demokracji, chociaż ludowej. Ich mentalni potomkowie równie dobrze czują się w III RP.
Jak głosi kolejne przysłowie z naszego narodowego skarbca: "Choćby i najtęższa zima – tylko do wiosny trzyma." Tak, zima wasza, wiosna nasza, myślę sobie słuchając piosenki Andrzeja Rosiewicza, który ponad ćwierć wieku temu śpiewał: "Może wiosna też u nas, już na dobre zagości, może wreszcie zrejterują, stróże kłamstwa i ciemności?" Może, chociaż nie mam złudzeń. Ale jednak, gdzieś w głębi serca, kieruję ku Górze wołanie: "Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie!"...
Czego Państwu i sobie życzę.