O paszport wystąpiłem w lutym b.r., było gotowy po miesiącu, więc "ponadczasowo" czekał na mnie kolejny kwartał. Z odpowiednim kwitkiem udałem się do kantorka w którym pani paszporty wydaje, okazałem dowód osobisty, pani sięgnęła po telefon i poprosiła swoja koleżankę/kolegę:
- Daj mi..., ehm, Piotr Słotwiński
- ............ ?
- Z Oświęcimia
Już miałem prostować, że w Oświęcimiu to ja raz tylko byłem ze 35 lat temu, ale - zrozumiałem. Urzędasy w swoim slangu "Oświęcimiem" nazywają te paszporty, które czekają na swoich właścicieli ponadwymiarowy czas. Zamknięte, jak w obozie, nie wiadomo kiedy go "opuszczą", mogą tak czekać aż stracą ważność. Ot, taki urzędniczy humor...
Pani przedziurkowała mój stary i nieważny paszport i oddała go "na pamiątkę". Dzięki temu można zobaczyć jak było przed Unią, a jak w trakcie ;-):
/Powyżej: mój stary - i nowy paszport/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz