Jego historię, awers, rewers, obietnice związane z jego noszeniem, etc. Znam to doskonale, sam nosiłem przez dłuższy czas dopóki nie zastąpiłem go szkaplerzem, ale nie chciałem przerywać bo mówił z prawdziwą pasją a jednocześnie nadzwyczaj spokojnie. Na koniec pan wręcza mi ten medalik, wyciąga z teczki święconą wodę, kropi mnie i siebie, przeżegnaliśmy się. On poszedł dalej swoją drogą głosząc dobrą nowinę o Medaliku, ja w swoją.
Ot, Boży Szaleniec, w jak najlepszym tego słowa znaczeniu. Dopóki tacy jak On są na Zielonej Wyspie, jeszcze Irlandia nie zginęła...
/Powyżej: Cudowny Medalik który dostałem/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz