sobota, 17 czerwca 2017

Marsz aborcjonistów w Cork

W sobotę, 17 czerwca b.r. ulicami Cork przeszedł marsz zwolenników "prawa" do aborcji, czyli - do zabijania dzieci.

Główne hasło: my body, my choice /moje ciało, mój wybór/. Jak dla mnie, nie wnikając w żadne rozważania etyczne, sprawa jest prosta: w momencie poczęcia powstaje nowy człowiek o odrębnym kodzie genetycznym. Czy jego rozwój będzie na etapie zygoty czy noworodka, jego kod genetyczny będzie ten sam, jedyny i niepowtarzalny przypisany tylko jemu, odrębnej istocie ludzkiej. I ten kod genetyczny jest różny od kodu genetycznego matki. A więc: nie, to NIE jest ciało matki, to jest już ciało innego człowieka.

Swoja drogą, czy w XXI wieku, w bogatych krajach Europy Zachodniej do których właśnie teraz w nadziei lepszego życia zmierzają kolejne setki tysięcy muzułmanów z Afryki - nie można zapewnić wszystkim poczętym tutaj istotom ludzkim prawa i warunków do istnienia? Oczywiście rozumiem że życie nie jest proste i są różne sytuacje graniczne w których nikt z nas nie chciałby się nigdy znaleźć, ale, na miły Bóg: nie można udawać że istota ludzka o własnym odrębnym kodzie genetycznym - nie jest człowiekiem. I obojętnie na jakim etapie rozwoju się znajduje oraz czy miała szczęście już się urodzić, czy jeszcze nie.  A skoro jest to istota ludzka to jej "abortowanie" jest zabiciem człowieka. Dopiero gdy to przyznamy można rozmawiać dalej: czy nigdy nie można człowieka zabić, czy w niektórych sytuacjach można, a jeżeli można to jak, kiedy i w jakich przypadkach? Ale bez wstępnego przyznania że chodzi o zabicie dziecka - dyskusja nie ma sensu.

Wracając jednak do demonstracji w Cork: obok stolika przy którym zbierali podpisy zwolennicy prawa do zabijania dzieci, stanęła grupa działaczy pro-life. Nie było ich wielu, może z dziesięć osób przeciwko kilkuset które po marszu zgromadziły się w tym miejscu, zasłoniły ich banery i zakrzyczały nie dopuszczając do próby jakiejkolwiek dyskusji, ale, kto wie, być może jest to tych 10 sprawiedliwych dzięki którym to miasto ciągle istnieje? Tak czy owak, brawa za odwagę, uratowali honor Irlandczyków.

Z ciekawostek: podczas swojego sabatu /dosłownie, bo zameldowały się również odpowiednio ucharakteryzowane "czarownice"/ zorganizowanego po marszu, panie wznosiły szereg okrzyków i haseł, w tym i przeciwko Kościołowi. Kompletna paranoja zważywszy na fakt, że Kościół w Irlandii już dawno wywiesił białą flagę, a niektóre kościoły protestanckie - wręcz tęczowe. Najwidoczniej najłatwiej im kopać leżącego.

I na koniec: 1 lipca b.r. w Dublinie przejdzie kolejny Marsz dla Życia. Udało mi się być na jednym z nich 3 lata temu, kto wie - może uda się i w tym roku.

Poniżej - kilka zdjęć i filmik z marszu:

/Powyżej: działacze pro-life/

/Powyżej: działacze pro-life/

Poniżej - film z marszu zwolenników aborcji:

2 komentarze:

  1. najlepsze rezultaty w walce z patologiami odgrywa odbudowa kościoła. I nie mówię tutaj o kościele jako instytucji lecz o wspólnocie. Tam gdzie kościoły są silne aborcja jest skutecznie zwalczana. Irlandia słabnie więc i patologie mają się coraz lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  2. W Polsce to aborcjoniści są bez szans. Dlatego olałem lewacką Irlandię i wróciłem do Polski.

    OdpowiedzUsuń