Film z 2009 roku, w reżyserii Janusza Morgensterna. Wydaje mi się ze mało znany, chociaż wystąpiła w nim plejada niegdyś uznawanych za dobrych aktorów /Gajos, Lubaszenko, Olbrychski, Zborowski, Kowalewski, Szyc, Cielecka, itp/ a obecnie znanych głównie z KODziarskich wygłupów.
Treść filmu w największym skrócie: rok 1980, student polonistyki debiutuje na łamach pisma literackiego, ale zaraz później dopada go niemoc twórcza. Nieco z przypadku zbliża się do Solidarności, jednocześnie dopuszcza się plagiatów które wydaje w drugim obiegu oraz za granicą, co niespodziewanie przynosi mu bardzo konkretną korzyść finansową. Wkrótce przechodzi przemianę duchową, dojrzewa, pieniądze uzyskane z plagiatów oddaje na rzecz Solidarności a sam trafia do więzienia, gdzie - tym razem już samodzielnie - pisze powieść. Warto dodać, że scenariusz filmu jest adaptacją książki Janusza Andermana "Cały czas", w której losy głównego bohatera toczą się dalej, za to coraz bardziej żałośnie.
Film ma wiele wątków i można się skupiać na każdym z nich, ale mnie, nie ukrywam, najbardziej zainteresował wątek finansowy, chociaż w filmie jest on potraktowany zupełnie marginalnie. No cóż, gentlemani z wiadomych względów o pieniądzach nie rozmawiają ale w erze powszechnego prekariatu trudno być gentlemanem. Tym bardziej gdy mamy do czynienia z dekonstrukcją mitu o niezależnych twórcach, którzy za pomocą maszyny do pisania walczyli z komuną. Wychodzi na to że walczyli, ale za gruby plik dolarów. Wg cennika przedstawionego w filmie - sama zaliczka na rzecz honorarium za debiutancką powieść "opozycjonisty" wydaną w Niemczech - to rok spokojnego życia w komunistycznej Polsce, słuchowisko napisane dla szwedzkiego radia - to trzy lata takiego życia, itp. Można? Można. Dodam, że autor powieści na podstawie której powstało "Mniejsze zło" z całą pewnością wie o czym pisze, przynajmniej w tym względzie.
Idę o zakład, że dla wielu "opozycyjnych" pisarzy lata 80-te ub.w. to były finansowe żniwa. Mieszkania wcześniej dała władza ludowa za przeróżne zasługi, od wierszy ku czci Stalina po poematy o Nowej Hucie - i wcale ich nie zabierała gdy pisarz zgłaszał akces do opozycji. Książki można było wydawać w cenzurze w dużych nakładach ale za symboliczne honorarium, albo w glorii opozycjonisty publikować je za granicą w znacznie mniejszym nakładzie ale za bez porównania większe wynagrodzenie. Rachunek finansowy był prosty a i nimb bohatera walczącego z komuną - nie do pogardzenia.
Ot, taka moja refleksja, do przemyślenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz