Cóż to był za rok, co za emocje, istny rollercoaster w świecie który stał się wesołym miasteczkiem. Chociaż nie wszystkim było do śmiechu kiedy przyszło im żyć w nowej rzeczywistości wykreowanej przez media, polityków i niestety również część lekarzy. Co będzie w nadchodzącym roku? Obawiam się że doznamy jeszcze ostrzejszej "jazdy bez trzymanki" a siła odśrodkowa może wielu z nas wyrzucić z tej koronowirusowej karuzeli.
Trzeba przyznać że przeżyliśmy bardzo dziwny okres czasu. Nikt chyba w najbardziej futurystyczno - pesymistycznych wizjach nie przewidział tego, co się stało. Zaczęło się niewinnie od doniesień z Chin o kolejnym wirusie, którymi zresztą nikt się nie przejął. Nic dziwnego, gdzie Rzym a gdzie Krym, gdzie Chiny a gdzie Pcim. W dodatku jak wiadomo, te nasze swojskie "moja chata z kraja" i "jakoś to będzie". Nagle okazało że świat naprawdę stał się globalną wioska, że to co wczoraj wydarzyło się gdzieś w jakimś chińskim Wuhan jutro może mieć swoje konsekwencje w polskich Katowicach i irlandzkim Galway. Świat wstrzymał oddech, Irlandczycy odwołali parady w dniu św. Patryka a nawet, o zgrozo, zamknęli puby. Kiedy na Zielonej Wyspie zamyka się puby to wiedz, że coś się dzieje. Chociaż chronologicznie rzecz biorąc to Irlandia, jako kraj obecnie walczący z katolicyzmem, jako pierwsze zamknął kościoły. Pierwsze je zamknął i ostatnie otworzył, by niemal natychmiast ponownie je zamknąć. Taka sytuacja.
Poznaliśmy lub nadaliśmy nowe znaczenia słowom dotąd nieużywanym: lockdown, kwarantanna, social distance i oczywiście - koronawirus. Media tradycyjnie roztoczyły przed nami wizję apokalipsy i hekatomby, chociaż do niczego takiego przynajmniej na razie nie doszło stąd niektórzy powątpiewają czy rzeczywiście mamy do czynienia ze światową pandemią. Tak swoją drogą, czy pamiętacie jeszcze Państwo huragan Ofelia? Zapewne nie, bo to było zwykłe załamanie pogody jakich w Irlandii sporo. Jednak wtedy a dokładnie 16 października 2017 roku media ogłosiły że będzie to największy huragan na Zielonej Wyspie od co najmniej 50 lat i że możliwa jest sytuacja że kamień na kamieniu tu nie zostanie. Rzeczywiście huragan przeszedł, gdzieś tam zerwał źle przytwierdzony dach, kilka wiosek pozbawił prądu i zniknął tak szybko jak się pojawił. Czyli - dzień jak co dzień. Sam bym pewnie o Ofelii zapomniał już następnego ranka, gdyby nie to że tego akurat dnia musieliśmy z żoną pojechać z Cork do Dublina - i z powrotem. Państwowy przewoźnik zamknął swoje dworce, na szczęście kursowały linie prywatne. Niestety, nic nie załatwiliśmy bo państwowe urzędy nagle /gdy już byliśmy w drodze/ podjęły decyzję o samozamknięciu się tego dnia a w ślad za nimi poszło też wielu prywatnych właścicieli restauracji czy innych sklepów. A sam huragan? Trochę deszczu i wiatru, przy czym ten pierwszy, przyznać trzeba, był na tyle silny że lekko wykrzywił nam antenę telewizyjną, przez co przestał odbierać tvn. Tylko i wyłącznie tvn a jak wiadomo nie ma przypadków - są znaki. Tak czy owak: media trąbiły o apokalipsie a ja widziałem jedynie lekko przekrzywioną antenę satelitarną. Myślę że nieco podobnie było i w przypadku tego koronawirusa, postraszono ludzi znacznie bardziej niż rzeczywiście sytuacja tego wymagała.
Grupą która w tym mijającym roku najbardziej straciła zaufanie i szacunek społeczny byli jednak nie dziennikarze a lekarze. To są najwięksi przegrani, chociaż na własne życzenie. Lekarze są nam potrzebni tylko na czas choroby, zdrowy ich nie potrzebuje, bo i po co? Tymczasem gdy przyszło realne zagrożenie, spora część z nich pozamykała się w swoich gabinetach odmawiając przyjmowania pacjentów i ograniczając się co najwyżej do "teleporad", które w większości mogą mieć wartość podobną do rad udzielanych przez dr Google, Yandex czy Bing, w zależności od tego którą internetową przeglądarkę preferujemy. Na marginesie: Google rzeczywiście miało plan wprowadzenia aplikacji która po wpisaniu objawów naszych dolegliwości będzie podawała listę chorób, które mogą być z tym związane. Być może teraz prace nad nią będą kontynuowane. Swoją drogą, przed pacjentami pozamykali się nawet stomatolodzy ale jak się żartuje w środowiskach medycznych, "dentysta to nie lekarz". Oczywiście strach przed zakażeniem natychmiast mijał gdy pan doktor wracał z państwowej placówki na swoją prywatną praktykę, co jeszcze bardziej pogłębiło niechęć do przedstawicieli tegoż zawodu.
Wracając: przyszło lato i mieliśmy niewielki powrót do normalności by już na jesieni mieć powtórkę z rozrywki. I tak sobie żyjemy z dnia na dzień nie wiedząc co nas spotka, oprócz tego że wszyscy mamy być zaszczepieni, podobno dobrowolnie. Pewnie tak jak niedawno przebadano na Słowacji całą populację na obecność tego wirusa: kto się nie chciał poddać dobrowolnym testom musiał się poddać obowiązkowej 10-dniowej kwarantannie. Ale przysłowiową kartę na zakładzie podbijać jednak każdy musi, bo za kwarantanny - pomimo że przymusowe - żaden pracodawca płacić nie chce. Na razie, jak wspomniałem, koncerny medyczne aż przebierają nogami żeby zaszczepić całą ludzkość, zamiast po prostu wynaleźć lekarstwo na chorobę. Ale wiadomo, lek podaje się tylko chorym a szczepi się wszystkich. Potężna kasa do wyjęcia, ot co. Oczywiście szczepionki mają być "bezpłatne", czyli sfinansowane nie bezpośrednio z naszej kieszeni tylko z płaconych przez nas podatków. Pieniądze na koncie czy w portfelu każdy widzi więc opór przed ich wydaniem jest znacznie większy niż gdy coś jest finansowane z danin co prawda publicznych ale odebranych pracownikowi jeszcze przed wypłaceniem mu pensji - a nie już po. A jak wiadomo czego oczy nie widzą tego sercu nie żal. Podobno gdyby zmienić zasady i zacząć wypłacać pracownikom do ręki pensję brutto a nie netto, jednak z obowiązkiem samodzielnego opłacenia przymusowych składek na te czy inne fundusze zdrowotne, socjalne i coroczne opłaty i podatki /co do tej pory robi pracodawca/, to prawdziwą, powszechną i krwawą rewolucję mielibyśmy najpóźniej po pierwszym takim kwartale a na drzewach zamiast liści rzeczywiście mogliby zawisnąć... a zresztą, nie idźmy tą drogą. Na razie socjaliści różnej maści mają się dobrze, społeczeństwa otumanione telewizją a internet wykorzystujące głównie do oglądania śmiesznych historyjek na TikToku ciągle ich wybierają, więc rośnie nam kolejne pokolenie mające już nie tylko problemy z określeniem własnej narodowości, co nawet płci. Co jeszcze gorsze, dzisiaj za oczywiste i naukowe stwierdzenie ze "istnieją tylko dwie płcie, męska i żeńska" czy już, nie daj Panie Boże, za "życie ludzkie istnieje od chwili poczęcia" - czyli od momentu połączenia się DNA pochodzącego z komórek rozrodczych jego rodziców - można być nie tylko narażonym na społeczny ostracyzm ale wręcz ponieść daleko idące konsekwencje, gdzie zwolnienie z pracy a tym samym pozbawienie środków do życia jest tylko pierwszą z nich.
W tak zwanym międzyczasie gdzieś tam w Górskim Karabachu wybuchła wojna pomiędzy Armenią i Azerbejdżanem. Nikt się tym również nie przejął, podobnie jak i początkowo wirusem z Chin. Kto by tam wiedział bez sprawdzenia w smartfonowej aplikacji gdzie jest ten Górski Karabach o który się skruszyły kopie? Tymczasem z reguły na takich właśnie małych wojenkach możni tego świata testują nowe rodzaje broni, być może w przygotowaniu do wojen znacznie poważniejszych. Wiadomo że nie ma to jak prawdziwe warunki bojowe, to samo zrobiono np. w latach 30-tych ubiegłego wieku podczas wojny domowej w Hiszpanii, którą ówczesne mocarstwa europejskie potraktowały jako poligon doświadczalny przed wojną "właściwą", przynajmniej z ich punktu widzenia. Nie inaczej stało się i tym razem. Czego teraz armie świata będą używały do mordowania siebie nawzajem a przy okazji i ludności cywilnej? Dronów proszę Państwa, to jest broń przyszłości co właśnie definitywnie potwierdzono podczas tego konfliktu. Tak, te drony które jeszcze do niedawna były tylko sympatyczną zabawką głównie dla fanów fotografii. Zdecydowanie tańsze od czołgów, łodzi podwodnych i samosterujących rakiet, za to morderczo skuteczne. Kiedyś Napoleon mówił że każdy żołnierz ma w plecaku buławę marszałkowską, teraz oprócz niej może w nim zmieścić jeszcze niepozornego drona, który jednak może narobić szkód niebagatelnych. W dodatku może nim sterować nawet pryszczaty nastolatek wychowany na grach wideo i oddalony od miejsca bitwy o tysiące kilometrów. Taką już teraz mamy technologię, chociaż w tym przypadku nie jest to powód do dumy a bardziej - do zadumy. W tle tych wszystkich wydarzeń były też wybory prezydenckie, zarówno w Polsce jak i w USA. I tu i tam mnóstwo kontrowersji z których jednak wkrótce wynikną określone konsekwencje, zarówno dla naszego kraju - jak i świata.
Tak czy owak, wszystko to zapowiada że przed nami kolejny rok pełen wrażeń. Wielu z nas, szczególnie wykonujących tzw. pracę biurową, już do niej nie wróci. Skoro można pracować z domu, to pracodawca chętnie zaoszczędzi na wynajmie powierzchni biurowych. Puste biura trzeba będzie w miarę możliwości przerobić na kompleksy mieszkalne lub hotelowe, czyli znowu pojawi się zielone światło dla budowlanki, chociaż może nie tak od razu. Być może część z tych prac wykonają chińskie firmy, które po Azji i Afryce coraz śmielej wchodzą na rynki europejskie. Nadal będzie się rozwijał rynek firm dostawczych i kurierskich bo coraz więcej rzeczy będziemy zamawiali online, do czego się przyzwyczailiśmy w mijającym roku. Być może między innymi przez to czeka nas też fala bankructw małych, tradycyjnych rodzinnych firm które nie wytrzymają ekonomicznych skutków długotrwałego odpływu klientów a na sprzedaż online nie zdążyły się przestawić. W ich miejsce pewnie niestety wejdą kolejne sieciówki. Do tego nadchodząca fala powszechnego szczepienia na COVID-19 praktycznie we wszystkich krajach świata, która z całą pewnością będzie budziła silny opór, niechby nawet wśród niewielkiej części społeczeństwa. Szczepienia teoretycznie dobrowolne ale jak wiadomo co innego teoria, co innego praktyka. Do tego dochodzą szczepionki od różnych firm z kilku krajów: inną szczepionkę będą mieli Chińczycy, inną Rosjanie, jeszcze inna będzie użyta w USA i naszym eurokołchozie. Czy Chińczycy będą wpuszczali turystów z Europy zaszczepionych inną szczepionką niż oni sami? Czy Rosjanie z kolei odpuszczą Chińczykom zaszczepionym CoronaVac a nie Sputnik V? Czy biedniejsze kraje którym już te bogatsze właśnie oferują kredyty na zakup swoich szczepionek staną się przez to jeszcze biedniejsze a te bogatsze - jeszcze bogatsze? Zapewne tak, co też może wzbudzić falę niezadowolenia i kolejną Wiosnę Ludów, gdy przyjdzie termin zwrotu długów. Ale długi każdy taki kraj tak czy owak odda, jak nie w obawie przed sankcjami to przed chmarą nadlatujących dronów.
Ale może będzie zupełnie inaczej, kto wie? Jakkolwiek by nie było, jak to pisał w jednym ze swoich listów Józef Ignacy Kraszewski: "zamiast się zabijać, pomagajmy sobie, zamiast nienawidzieć, kochajmy się". To jedno co zawsze warto, nawet w tych ciekawych a jednocześnie wcale niezaciekawych czasach. Ot, paradoks ale w nadchodzącym roku poznamy ich więcej. Obyśmy tylko zdrowi byli, to z całą resztą jak zwykle jakoś damy sobie radę.
Dlatego z nieustającą nadzieją życzę Państwu wszystkiego co najlepsze w tym nowym, 2021 roku...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz