Strony

środa, 23 grudnia 2020

Bóg się rodzi w czasach zarazy

Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. W tym roku, z powodu wiadomych ograniczeń spowodowanych pandemią koronawirusa, będą inne niż zwykle. Kto wie może przez to lepiej oddające swój sens, kiedy to Bóg się rodzi a moc truchleje? A narodził się, pamiętajmy, samotnie w stajence - bo dla jego Rodziców "nie było miejsca w gospodzie".

Podobno historia lubi się powtarzać ale nigdy dokładnie tak samo. Gdyby Jezus przyszedł na świat teraz, pewnie dla jego Rodziców również nie byłoby miejsca w gospodzie, hotelu czy innym b&b. Tylko że wtedy te przybytki były zatłoczone ilością osób wędrujących na ówczesny spis powszechny, teraz - są puste lecz zamknięte a podróże wybitnie niewskazane. Ba, nawet Trzech Króli obchodzilibyśmy kiedy indziej bo Mędrcy z darami, nawet jeżeli udałoby im się przekroczyć granicę, musieliby udać się na obowiązkową 2-tygodniową kwarantannę.

Przy okazji tego felietonu chciałbym raz na zawsze rozstrzygnąć spór które święto jest ważniejsze: Boże Narodzenie czy Wielkanoc? Oczywiście że - Wielkanoc. Urodził się każdy z nas ale umarł, zmartwychwstał i wstąpił do Nieba tylko Jezus. Z samego urodzenia wynika niewiele, z faktu zmartwychwstania - wszystko. Dlatego zawsze ważniejsza będzie Wielkanoc. Instynktownie czują to nawet sprzedawcy: święta Bożego Narodzenia są już kompletnie skomercjalizowane , ba - niektórzy na Zachodzie zupełnie już zatracili ich sens, uznając że to okres Winter Holidays w czasie których Santa Claus /na co dzień zatrudniony w Coca-Coli/ przynosi prezenty. Tyle, żadnej głębszej refleksji. Na naszych oczach ponad tysiącletnia tradycyjna opowieść o św. Mikołaju, biskupie Miry, przegrywa z komercyjną ubiegłowieczną bajką. Na Wschodzie jeszcze nie jest tak źle, tam duchowość zawsze była głębsza ale to i tak już tylko kwestia czasu aby i w tej kwestii równać w dół.

Ale z Wielkanocą to co innego, tutaj duchowość tych świąt jest na tyle silna że ciągle szczerbią się na niej zęby komercji. Jak sprzedać śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa? Dlatego czyni się jakieś próby "odreligijnienia" tych świąt, nawiązania do pogaństwa, jakieś jajeczka i zajączki, ba - spotkałem się nawet z tym że w te święta Rodacy życzyli sobie... "wesołego zająca". Czego?! Naprawdę? Oj, ludzie, ludzie... No ale z koszyczkiem do kościoła każdy pójdzie, bo jak wiadomo bez święconki nie ma zbawienia. Święconka i Pasterka, to często jedyne okazje w roku żeby pójść do kościoła. Święconka z powodu tradycji, Pasterka - bo rodzina z Polski na święta przyjechała i nie wypada nie iść. No dobrze, uogólniam i upraszczam ale takie płyną wnioski z mojej swoistej obserwacji uczestniczącej. W tym roku jest inaczej: ograniczenia wprowadzone przez rządy z powodu pandemii koronawirusa spowodowały zamknięcie kościołów. I nagle okazało się to co było wiadomym od zawsze: do błogosławieństwa pokarmów wystarczy głowa rodziny i wcale nie musi tego czynić kapłan. 

Wielkanoc mamy za sobą, przed nami Boże Narodzenie i biblijna historia Jezusa. Urodził się w stajence bo nie było dla niego miejsca w gospodzie, za pierwsze łóżeczko posłużył mu zwierzęcy żłób. Odnajdują go Mędrcy ze Wschodu i ofiarowują dary: mirrę, kadzidło i złoto. To ostatnie zapewne pomogło jego rodzinie przetrwać okres przymusowej emigracji w Egipcie, gdy bezpośrednio było zagrożone życie Jezusa. Natychmiast gdy niebezpieczeństwo mija, wracają do swojej ojczyzny która w tym czasie jest pod rzymską okupacją. Po 30 latach Jezus wraz ze swoją Matką udaje się na wesele do Kany Galilejskiej gdzie zamienia wodę w wino. To pierwszy krok na drodze która zaprowadzi go aż na Krzyż. Ale najciekawsza historia zaczyna się dopiero później, gdy jego skonsternowani uczniowie zastają pusty grób i stwierdzają: "nie ma Go tu...".

No tak, rozpędziłem się znowu do Wielkanocy, wróćmy do Świąt Bożego Narodzenia. Jakie będą to święta? Czy znowu zatracimy się w szale zakupów prezentów pod choinkę czy z powodu zamkniętych sklepów - zatrzymamy się na chwilę refleksji? Czy skupimy się na pośpiesznym łamaniu opłatkiem żeby czym prędzej skosztować wigilijnego barszczu z uszkami, czy zastanowimy się - CZYJE urodziny właściwie świętujemy? A właśnie, opłatek. Piękna, wczesnochrześcijańska tradycja, obecnie znana już tylko na Wschodzie. Dzielimy się nim ze wszystkimi, nawet ze zwierzętami które w tę jedną wigilijną noc podobno mogą przemówić ludzkim głosem, chociaż chyba lepiej żeby tego nie robiły, bo moglibyśmy usłyszeć wiele złego na swój temat. Jest w tym geście dzielenie się opłatkiem z naszymi braćmi mniejszymi pewne intuicyjne zrozumienie tego, o czym św. Paweł wspomniał w Liście do Rzymian /8:19/, że również one oczekują przyjścia Zbawiciela i świata, który ma nadejść... Tak na marginesie, mieszkając za granicą własnej Ojczyzny możemy polskie świąteczne zwyczaje skonfrontować z tradycjami innych narodów. I wiecie co? Nasze - są najpiękniejsze. Warto to sobie uzmysłowić zanim zamienimy wigilijną kolację z 12 potrawami na obiad z indykiem.

Pan Bóg nawet z największego zła potrafi wyprowadzić dobro. Kiedy w marcu niemal cały świat się zatrzymał z powodu pandemii, wielu z nas inaczej spojrzało na otaczającą nas rzeczywistość i wiele rzeczy uległo przewartościowaniu. Chyba szczególnie odczuliśmy to my, emigranci, czasowo lub na stałe mieszkający poza granicami naszej Ojczyzny. Zamknięte granice i wstrzymane loty nagle okazały się fizyczną barierą odgradzającą nas od naszych bliskich. To, co wydawało nam się tak blisko, raptem trzy godziny lotu czyli tyle ile się jedzie z Dublina do Cork lub z Krakowa do Warszawy, okazało się nową, trudną do przebicia żelazną kurtyną. A nawet gdy się komuś udało, zaraz po przyjeździe musiał się zamknąć w odosobnieniu na okres kwarantanny. Oczywiście pozostały rozmowy telefoniczne czy komunikatory internetowe, mogliśmy się widzieć przez komputerowe kamerki ale jednak każdy z nas bardzo mocno uświadomił sobie, że to nie to samo. Dopóki możliwość praktycznie natychmiastowej podróży do Polski była możliwa ta odległość nie wydawała się tak duża, kiedy jednak zamknięto lotniska - sprawy się bardzo skomplikowały. Oczywiście zawsze jest jakieś wyjście, Polska, Irlandia i inne kraje uruchomiły słynne "loty do domu", cześć kurierów na co dzień wożący paczki zamontowało w przestrzeni bagażowej siedzenia i zaoferowało przewóz osób, ale jednak wszyscy odczuliśmy że coś się zmieniło. Chyba zniknęło gdzieś poczucie bezpieczeństwa a groźba oddzielenia od bliskich stała się realna. Najgorzej mieli ci, którym w tym czasie zmarł ktoś bliski w Polsce a oni nie mogli przylecieć na pogrzeb z powodu utrudnionej podróży, obowiązkowej kwarantanny jak i ograniczenia w liczbie osób uczestniczących w pogrzebie. Nie do śmiechu było też parom organizującym wesela, tyle że to jednak zawsze można zrobić później ale umiera się tylko raz...

Dlatego tym bardziej w te święta Bożego Narodzenia powinniśmy skupić się na tym co ważne, zostawiając za sobą to co może runąć w każdej chwili przez jedną polityczną decyzję. A ważni są nasi bliscy, rodzina i przyjaciele, ale nie ci "facebookowi" którzy mogą Cię porzucić bo masz inny znaczek w avatarze niż oni by sobie życzyli. Ważnym jest prawdziwa, szczera rozmowa a nie internetowe "chatowanie". A dla wszystkich wierzących najważniejsze jest to, że dwa tysiące lat temu w małej wiosce, w stajni dla zwierząt, urodził się nam Zbawiciel...

Zdrowych i Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia Państwu życzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz