Film o tytule identycznym jak ten z 2003 roku, w Polsce wyświetlany jako "Droga bez powrotu". Ten pierwszy tytuł sprzed już 18 lat stał się szeroko znany w wąskich kręgach i doczekał się bodajże pięciu kontynuacji. Z tym większą ciekawością obejrzałem więc tegoroczny.
Na marginesie: już nawet w horrorach zaczyna dawać znać o sobie politpoprawnosc: na trzy pary młodych turystów jedną z nich tworzą geje chyba z krajów Lewantu, drugą czarny chłopak /oczywiście o "lewicowych" ideałach który "zamiast pracować na Wall Street wybrał organizację non-profit"/ z białą dziewczyna, trzecią co prawda dwoje białych ale jak było do przewidzenia jedyny biały heteroseksualny facet w tej grupce zgodnie z logiką tęczowego postępu jest idiotą i tchórzem, za to jego dziewczyna świetnie wykształconą neurochirurgiczką /dobrze odmieniam żeńskie końcówki?/, co na wiele zresztą jej się nie przyda bo zginie szybko w prymitywnej pułapce. Tak że pełne multikulti, parytety zachowane a biały facet słusznie napiętnowany. I żeby nie było: naprawdę czyjś kolor skóry obchodzi mnie tyle co kolor jego oczu, nie zaglądam też nikomu pod kołdrę ale skoro reżyser tak się postarał przy doborze bohaterów to myślę że byłby zawiedziony gdyby tego nie odnotować. Więc - niech ma.
Znacznie słabszy od tego z 2003 roku ale da się obejrzeć. Oczywiście film tylko dla miłośników kina klasy b.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz