29 czerwca, jak co roku - imieniny Piotra i Pawła. Przy sobocie, po robocie... A nie, wróć, jest wtorek dopiero, po robocie ale jutro znowu do pracy, więc tak symbolicznie, imieninowo, drink przygotowany i podany przez Żonę: aperol z prosecco, plasterkiem pomarańczy i kostką lodu ;-)
Strony
wtorek, 29 czerwca 2021
poniedziałek, 28 czerwca 2021
Dziewczyna z "koniem"
Od ponad roku nie napisałem niczego w temacie mojej blogowej serii "Ludzie na ulicy". Nie było o czym, bo z powodu koronawirusa ulice były raczej puste. Teraz władza na chwilę wypuściła ludzi z domów, więc przed kolejnym lockdownem nadrabiam zaległości: wczoraj spacerując po Cork natknęliśmy się m.in. na taką panią - z towarzyszącymi jej dwoma panami przebranymi za... konia ;-) Na moim TikToku można zobaczyć filmik z nimi: LINK.
niedziela, 27 czerwca 2021
Szczepienie, obiad, kościół i geocaching
Dzisiejszą niedzielę zaczęliśmy od wizyty w Cork City Hall, gdzie przyjąłem drugą dawkę szczepionki pfizera. O szczepieniu szerzej piszę w innym poście: LINK.
Następnie wybraliśmy się na obiad ale zajęło nam trochę czasu znalezienie jakiegoś miejsca gdzie moglibyśmy usiąść - wszystkie ogródki corkowskich restauracji i pubów w centrum miasta są po prostu oblężone. W końcu przycupnęliśmy w Burritos and Blues. Nic specjalnego - ale dobre. Tak swoją drogą odkryliśmy nowy wegański fastfood w Cork czyli VeganKO przy Kyle Street, gdzie kupiliśmy sobie na kolację - kebaby. Były świetne i chyba będę tam często zaglądał.
Później poszliśmy na Mszę Św. do St. Augustine's Church, gdzie Agnieszka nieoczekiwanie "załapała się" na czytanie ;-) Na koniec jeszcze tylko poszukaliśmy jednej geocachingowej skrytki - i do domu.
Filmik z tej naszej niedzieli można zobaczyć na moim YT: LINK, a poniżej Agnieszka w trakcie liturgii słowa:
środa, 23 czerwca 2021
Tęczowy sierp i młot
Pod dwóch latach braku większej aktywności lokalnych "komunistów" /przerwa była zapewne spowodowana pandemią koronawirusa/ na North Main Street w Cork wróciło graffiti z sierpem i młotem, tym razem w tęczowych barwach.
To by się akurat zgadzało, współcześni neomarksiści uznali za proletariat już nie klasę robotniczą /która w gospodarce wolnorynkowej ma się całkiem dobrze/ ale, z niewiadomych powodów, społeczność lgbt+, którą z kolei wcześniej socjaliści /zarówno internacjonalni komuniści jak i naziści/ - ostro prześladowali i zamykali w obozach. No cóż, świat staje na głowie, pojęcia zmieniają swoje znaczenie a dzisiejsze "zachodnie" nowe pokolenie w starciu z nieuniknioną konfrontacją ze Wschodem - jest z góry bez szans.
Filmik pokazujący to graffiti znajduje się na moim TikToku: LINK.
wtorek, 22 czerwca 2021
I have made a place
Od 18.06 do 19.09 b.r. w Crawford Art Gallery w Cork ma miejsce wystawa "I have made a place" na której swoje prace wystawia Laura Fitzgerald. Artystka zajmuje się rysunkiem, malarstwem, wideo i tekstem. Ukończyła National College of Art and Design w Dublinie oraz Royal College of Art w Londynie.
Poniżej - wystawa "I have made a place", krótki filmik można zobaczyć również na moim TikToku.
niedziela, 20 czerwca 2021
Restauracje i bary w Cork: Izz Cafe
Restrykcje koronawirusowe chwilowo poluzowano, restauracje oprócz serwowania tylko na wynos mogą też serwować przy stolikach - ale na zewnątrz lokali. Na mieście z tej okazji dzikie tłumy, ludzie stoją w kolejkach żeby dostać się do stolika.
No cóż, skoro władza zezwoliła - to i my wybraliśmy się na niedzielny obiad, ale wybraliśmy kafejkę nieco na uboczu, bez kolejek i tłumu współbiesiadników. Wybór padł na Izz Cafe, pakistańską restauracyjkę przy George's Quay. Zamówiliśmy trochę nietypowo, bo najpierw kawę i warbat /ciastko podobne do baklawy/ a później tasters mix, czyli półmisek serwowanych tam specjałów w degustacyjnych ilościach, podawany ze świeżo upieczonym chlebem.
Wszystko bardzo pyszne, poniżej zdjęcia a krótki filmik można zobaczyć na moim TikToku: LINK.
sobota, 19 czerwca 2021
Duszpasterstwo Polskie w Cork ma własną stronę internetową
Duszpasterstwo Polskie w Cork uruchomiło własną stronę internetową: duszpasterstwopolskiewcork.ie.
Wcześniej, tj. od 2007 roku miało własną podstronę na stronie St. Augustine's Church, pisałem o tym tutaj: LINK. Z kolei od 2012 roku istnieje strona Duszpasterstwo Polskiego w Cork na fb: LINK. Założyłem ją razem z ks. Piotrem Galusem i szczęśliwie działa do tej pory, gromadząc spore archiwum zdjęć i filmów dokumentujących historię polskiego kościoła w naszym mieście.
Na marginesie: pierwsza msza św. języku polskim w Cork została odprawiona 27 marca 2005 roku, o tym z kolei napisałem tutaj: LINK. Można by więc napisać, że po 16 latach Duszpasterstwo Polskie w Cork ma wreszcie swoją własną w pełni niezależną witrynę internetową. Z tymże jak wspomniałem: początkowo zupełnie wystarczała podstrona na witrynie St. Augustine's Church, w którym odbywają się msze w języku polskim a później strona na fb, która nadal pozostaje głównym źródłem komunikacji.
Jednak niezależna witryna ma tę przewagę, że jest odporna na ewentualne cenzorskie zapędy facebooka i w obecnych czasach posiadanie własnej, niezależnej strony - znowu jest koniecznością.
piątek, 18 czerwca 2021
Brightening Air
W ramach trwającego od 11 do 20 czerwca b.r. Brightening Air, czyli jak to nazwano "ogólnokrajowego sezonu doświadczeń artystycznych" mającego na celu "świętowanie powrotu optymizmu i nadchodzących lepszych dni", od 11 do 20 czerwca b.r. w całej Irlandii miały miejsce różne wydarzenia artystyczne. W Cork była to m.in. trasa spaceru nazwana "Town – A Love Story in Body Parts", podczas której, jak napisali kuratorzy: "uczestnicy za pomocą darmowej technologii smartfonów odkryją historie i piosenki, które kryją się w drzewach i cegłach naszych miejskich przestrzeni". Jednym z "przystanków" tego spaceru był plac przy Red Abbey, gdzie dodatkowo na rosnących tam drzewach zawieszono takie oto serduszka:
wtorek, 15 czerwca 2021
Kiedy opadną maski
Na początek dowcip na czasie: "Syn pyta ojca - Tato, kiedy ta epidemia się skończy? Na co ojciec wyjaśnia chłopcu: Synu, poważni ludzie zainwestowali poważne pieniądze w tę epidemię. Jak zarobią swoje, to się skończy". Oczywiście to tylko żart, bajka taka, ale jak wiadomo w każdej bajce jest ziarnko prawdy. Wszystko wskazuje jednak na to, że "poważni ludzie" uzyskali już spory przyrost kapitału, rządy przetestowały kilka rozwiązań w zarządzaniu dużymi grupami ludności, socjologowie dostali materiał do badań na lata a Hollywood i Bollywood tematy na kolejne superprodukcje, więc można już powoli wracać do przedpandemicznej rzeczywistości.
Ale nie tak od razu. W książce Pawła Kapusty "Pandemia. Raport z frontu" którą właśnie przeczytałem jeden z jego utytułowanych rozmówców tak się wyraził o tym, co czeka nas już po opanowaniu epidemii: "To będzie kolosalna zmiana, większa niż przypuszczamy. Wielu z nas miało na pewno moment refleksji nad tym, jak funkcjonujemy we współczesnym świecie. Gdzie pracujemy. Jakie zajęcia wykonujemy. Władza zamknęła nas w domach, a świat się nie skończył. To bardzo mocny przekaz, bo według mnie pokazuje, że większość z nas wykonuje pracę ogólnie zbędną. I to w kolejnych latach będzie coraz dobitniej widać. Dla wielu ludzi będzie to dotkliwe doświadczenie."
Czyżby w teoretycznie wolnorynkowym ustroju ciągle mamy do czynienia z czysto socjalistycznym "ukrytym bezrobociem"? Prawdopodobnie tak, tyle że osoby wykonujące pracę zbędną i niepotrzebną nie są ulokowane w mniejszych lub większych firmach, ale w rozbudowanej państwowej biurokracji i w szeroko rozumianych organizacjach społecznych, utrzymywanych przez podatników. Obyśmy potrafili wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski a te są na przykład takie, że skoro daliśmy radę przetrwać bez nich przez półtora roku to poradzimy sobie i następny rok, dwa a może i dekadę. Komunikat dla nich powinien być wobec tego jasny: nie jesteście potrzebni a wręcz przeciwnie - stanowicie tylko obciążenie, balast którego bez żalu możemy się pozbyć.
Gospodarka powoli rusza, chociaż to bardzo uproszczona ocena rzeczywistości bo akurat przemysł pracował cały czas i to pełną parą. O ile wiem, żadna z większych fabryk nie została zamknięta. Mój kolega w czasie pierwszego lockdownu dostał pracę w irlandzkim oddziale, nazwijmy to, znanej amerykańskiej firmy wytwarzającej napoje gazowane. Jak się okazuje w czasie gdy "wszędzie" zwalniali tam z kolei zwiększono dwukrotnie ilość pracowników zatrudnionych bezpośrednio przy produkcji. Dlaczego? Szefostwo kierując się doniesieniami medialnymi wzięło pod uwagę że spora część załogi może zachorować, więc w celu utrzymania produkcji na tym samym poziomie trzeba podwoić zasoby ludzkie. Wicie, rozumicie: ludzi można nawet w całości wymienić, bo w końcu nikt nie jest niezastąpiony, ale kasa musi się zgadzać. I tak było w zasadzie w każdej większej firmie, od montowni komputerów i serwerów po fabryki wytwarzające sztuczne kwiaty i rury do kanalizacji. Prawdziwy kapitał na żadne lockdowny sobie nie pozwolił, co też daje nieco do myślenia.
Tak naprawdę ucierpiały głównie usługi, przy czym przez usługi rozumiem też branżę hotelarską i gastronomiczną. Obstawiam, że były to decyzje ściśle polityczne z pewną domieszką podatkowej ekonomii: coś trzeba było zamknąć, a że akurat branże usługowe w sporej części operują na pograniczu szarej strefy, więc można przy okazji upiec przynajmniej jedną pieczeń, jeżeli nie da się dwóch. W różnych krajach przyjęto różne rozwiązania, ale przykład Polski jest dość oczywisty: rząd zamykając usługi, ale jednocześnie oferując słynne tarcze dla przedsiębiorców wykazujących spory spadek dochodów, tak naprawdę uderzył w szarą strefę która często przez wiele lat tych dochodów nie wykazywała.
Głośnym echem odbił się w mediach przypadek jednego z zakładów fryzjerskich w Warszawie: założony jeszcze w latach 30-tych ub.w. przetrwał różne perturbacje aż padł właśnie teraz, w czasie lockdownu. O dziwo większość komentujących na internetowych stronach tym razem jasno stwierdziła: trzeba było płacić podatki i nie zalegać w ZUS-ie. Właśnie ukrywanie przychodów tudzież zaległości w płaceniu państwowych danin zazwyczaj skutkowały odmową przyznania tarczy a w konsekwencji - bankructwem. Moja Żona ma w Krakowie swoją ulubioną fryzjerkę, którą odwiedza przy okazji każdej wizyty w Polsce i ta na przykład była bardzo zadowolona z przyznanej państwowej pomocy, w dodatku w naprawdę sporej wysokości. Dodam: nie jest ona członkiem partii rządzącej i nie posiada też żadnych koneksji tudzież innych znajomości a z jej usług korzystają zwykli mieszkańcy peryferyjnego osiedla. Tyle tylko że ona starając się o bankową pożyczkę na mieszkanie wykazywała absolutnie wszystkie dochody, po to żeby pokazać że ma zdolność kredytową. Tym samym gdy jej dochody, spadły łatwo to mogła udokumentować w przeciwieństwie do tych co to od lat "jadą na stracie".
Proszę mnie źle nie zrozumieć: zdecydowanie uważam że człowiek sam lepiej wyda swoje pieniądze niż zrobi to za niego rząd ściągając przymusowy haracz w postaci wygórowanych podatków, wskazuję jedynie na na fakt ze pandemia dla wielu państw była też okazją do zrobienia "porządków" na swoim podwórku.
Wracając do otwierającej się gospodarki: czytamy że właściciele hoteli i restauracji mają obecnie olbrzymie problemy z rekrutacją pracowników. Ci którzy dotychczas tam pracowali i przeszli na "covidowe" nie kwapią się do powrotu, przynajmniej do czasu zakończenia wypłacania zasiłków. To nawet nie kwestia rozleniwienia co zwykłego rachunku ekonomicznego. Nowych nie ma skąd brać, bo granice przymknięte a studenci rozjechali się do swoich wiosek. Byłaby na to rada, którą zawarła w swoim haśle reklamowym jedna z firm obuwniczych: cena czyni cuda. Wystarczy za dobrą pracę zaoferować dobrą płacę, no ale to nie w tych branżach. I obojętnie czy mamy na myśli Irlandię, czy Polskę.
Zanim wyruszymy na zagraniczne wojaże prawdopodobnie będziemy musieli się zaszczepić. Być może nawet rzeczywiście bez paszportu covidowego nie wychylimy nosa poza wyspę? Co prawda różne kraje szukając rozwiązań na wyjście z impasu oferują turystom bezpłatne koronawirusowe testy czy szereg innych ulg i dopłat, ale to raczej doraźne łatanie dziur niż systemowe rozwiązanie. Pożyjemy, zobaczymy.
Jest jeszcze jedna kwestia, może mniej istotna za to zabawna: kiedy już zdejmiemy maseczki część z nas może mieć problemy z poznaniem swoich znajomych lub innych osób z którymi pozostajemy w mniej lub bardziej zawodowych relacjach. Sam tego doświadczyłem: kolega z którym od dwóch miesięcy pracuję niemal ramię w ramię, podczas przerwy na obiad przyjrzał mi się uważnie i zapytał czy my aby właśnie nie pracujemy razem? W pracy obowiązkowo nosimy maseczki naciągnięte niemal po same oczy a stołówka to jedyne miejsce w którym możemy je zdjąć a i to dopiero przy stoliku, nad własnym talerzem. Maska jak widać zmienia człowieka, obojętnie czy ta którą przywdziewamy chcąc ukryć swoje prawdziwe ego czy ta która ma nas chronić przed zarażeniem.
Kiedy już nadejdzie czas na zdjęcie maseczek możemy być zaskoczeni tym, co zastaniemy. Oby to były tylko miłe niespodzianki i oby ten trudny czas który pokonaliśmy wzmocnił nas i pozwolił przewartościować na nowo życiowe priorytety, czego Państwu i sobie życzę.
poniedziałek, 14 czerwca 2021
St. Declan's Well Toor
Kolejny cel naszej wczorajszej niedzielnej wycieczki to St. Declan's Well Toor. Wg legendy, znajdująca się w hr. Waterford studnia św. Declana powstała gdy ten irlandzki święty, żyjący w V wieku, gasił w tym miejscu pragnienie w drodze z Ardmore do Cashel. Współczesny wygląd tego miejsca i cała architektura powstała na przełomie lat 50/60 ub.w.
Podobnie jak wiele innych irlandzkich studni, tutejsza woda słynie ze swoich leczniczych właściwości. Podobno szczególnie korzystna jest przy chorobach oczu i skóry. Ludzie przyjeżdżają tu z całego Waterford i sąsiednich hrabstw aby się modlić i z niej korzystać. Jak głoszą dawne przekazy, aby uzdrowienie lub modlitwa się powiodły, konieczne jest trzykrotne odwiedzenie studni.
We wczesnych latach 50-tych ub.w. Josephine Fitzgerald, żona właściciela sklepu rowerowego z Dungarvan, została uleczona wodą z tej studni. W kolejnych latach ta małżeńska para bardzo zaangażowała się w budowę tego miejsca. Od 1951 roku są tutaj corocznie odprawiane Msze Święte.
To miejsce, pomimo że znajduje się na uboczu jest cały czas odwiedzane. Spędziliśmy tutaj niespełna godzinę, w tym czasie przewinęło się co najmniej 10 innych odwiedzających.
Poniżej - kilka zdjęć z tego miejsca, na YT można zobaczyć krótki filmik z tej naszej wycieczki: LINK.
niedziela, 13 czerwca 2021
St. Mochua's Well w Clashmore
Niedziela, więc kolejna geocachinowa wycieczka, tym razem do kolejnych irlandzkich "świętych źródeł". Najpierw trafiliśmy do St. Mochua's Well, źródła św. Mochua znajdującego się nieopodal wioski Clashmore w hr. Waterford. Wg przekazów św. Mochua był żołnierzem który mając 30 lat zrzucił mundur i przywdział habit, oczywiście nieco w przenośni. Żył w ubóstwie, jak głosi legenda posiadał trzy zwierzęta: koguta który budził go na Jutrznię, mysz - która budziła go lekkim podgryzaniem w palec gdy zasypiał przy czytaniu i muchę - która spacerowała wzdłuż wersów które ten święty studiował, a gdy przerwał czytanie zatrzymywała się w miejscu, czekając aż św. Mochua wróci do lektury. Z tym irlandzkim świętym związanych jest wiele innych legend. Jak podaje tabliczka umieszczona nieopodal źródełka, św. Mochua zginął w 631 roku zamordowany przez piratów.
Poniżej - kilka zdjęć z tego miejsca, na YT można zobaczyć krótki filmik z tej naszej wycieczki: LINK.
sobota, 12 czerwca 2021
Selco Begovic: Survival w mieście. Realne sekrety przetrwania
Autor tego poradnika wie o czym pisze: w trakcie wojny domowej w Bośni i Hercegowinie /1992-1995/ przeżył ponad rok w oblężonym mieście.
Jak żyje się w mieście w którym przestały działać służby publiczne, nie ma prądu, bieżącej wody, normalnej dystrybucji żywności i innych towarów? Gdy do tego, jak to bywa w takich sytuacjach, z różnych zakamarków wypełzły bardzo nieciekawe persony łączące się w gangi, dodatkowo terroryzujące i tak znajdujących się już w potrzasku mieszkańców? Jak przeżyć w tak ekstremalnej sytuacji, gdy dawny sympatyczny sąsiad teraz okazuje się zajadłym wrogiem?czwartek, 10 czerwca 2021
"Bród" na poczcie
Dzisiaj An Post /irlandzka poczta/ wydała trzy znaczki, które, jak napisali na swojej stronie: "upamiętniają irlandzki i globalny wymiar ruchu Pride". Słowo "Bród" widniejące na jednym z nich to irlandzkie tłumaczenie słowa "Pride".
Znaczki są sprzedawane wyłącznie w zestawach zawierających pięć sztuk, z czego cztery są przeznaczone do wysyłki krajowej a piąty - zagranicznej. Jak napisano również: "za każdy sprzedany pakiet ze znaczkami przekazujemy 2,5% na rzecz BeLonG To i LGBT Ireland" .
Nie sposób przeoczyć tej informacji bo jest mocno promowana, m.in. w sponsorowanych wpisach na facebooku. I właśnie na fb pod taką reklamą An Post miała szansę wywiązać się ciekawa dyskusja, gdy jeden z użytkowników zauważył że jest to jakaś forma podatku nałożona na kupujących i przekazywana na ww. organizacje. Spostrzeżenie wydaje się logiczne, w końcu poczta to instytucja państwowa, czasami przy wysyłce określonych dokumentów ma się po prostu obowiązek korzystania z jej usług i jeżeli przekazuje jakąś część ze swoich przychodów na rzecz prywatnych organizacji to robi to w imieniu państwa.
Oczywiście do żadnej merytorycznej dyskusji nie doszło, ponieważ natychmiast zlecieli się tęczowi piewcy tolerancji którzy zwyzywali go od homofobów /chociaż od razu zaznaczał że - absolutnie takich uprzedzeń nie ma/, wysyłali na terapię i takie tam, czyli standard. Wszystko w gronie Irlandczyków, żeby nie było, ale schemat jest zawsze ten sam, gdy zamiast logiki wchodzą emocje. Pytasz "tęczowych" skąd czerpią dofinansowania - jesteś homofobem, faszystą i rasistą, pytasz Owsiaka z czego tak naprawdę się utrzymuje - jesteś pisiorem, podpisuj oświadczenie że nie będziesz korzystał ze sprzętu WOŚP a tak w ogóle to **********! Tymczasem gdy w grę wchodzą pieniądze publiczne, przekazywane przez rządowe instytucje prywatnym organizacjom, wszystko powinno być jak najbardziej transparentne.
Tak swoją drogą, temat ciekawy. Bo skoro teraz An Post przekazuje część przychodu za "tęczowe" znaczki organizacjom LGBT, to rozumiem że gdy w grudniu będzie sprzedawała znaczki na Boże Narodzenie z wizerunkiem Świętej Rodziny - to również część przychodu przeznaczy organizacjom chrześcijańskim w Irlandii? No tak, czy nie? Pytanie retoryczne, rzecz jasna. Ale czy w takim razie nie mamy tutaj do czynienia z faworyzowaniem jednych a dyskryminowaniem drugich? Tak to właśnie bywa gdy do dysponowania środkami publicznymi zabierają się instytucje które nie są do tego przeznaczone.
A samych znaczków tym razem nie kupiłem. Nawet nie to, że nie potrzebuję, chociaż zapas "na wszelki wypadek" zawsze mam, tylko po prostu ostatnio irlandzka poczta bardzo mocno opóźnia swoje przesyłki, więc i słać za ich pośrednictwem nie ma sensu. Kartki z życzeniami świątecznymi wysłane z Cork - do Cork, wędrowały ponad 2-tygodnie. Poważnie. W tej sytuacji nie dziwi chyba też fakt, że kartki wysłane "do Polski" są dostarczane po dwóch miesiącach albo i później. Dzieje się tak zapewne wskutek zmożonych zakupów przez internet które w czasach około - lockdownowych stały się jedyną sensowną alternatywą, przez co państwowy doręczyciel, An Post, po prostu się nie wyrabia. Dopóki więc na tym odcinku sytuacja się nie poprawi, znaczki sobie odpuszczam, bo w końcu - ja nie filatelista, znaczki co prawda lubię ale bardziej za ich użytkową funkcję.
Tak, że tak...
środa, 9 czerwca 2021
Koronawirus w Cork /56/: broszurka o szczepieniach
Dzisiaj w mojej pocztowej skrzynce znalazłem kolejną rządową broszurkę, tym razem - o szczepionkach na COVID-19. Czyli w skrócie: czym jest C19, jakie są jego symptomy, jak działają szczepionki na tę chorobę, jak się zarejestrować do szczepienia, jak będzie wyglądała wizyta w punkcie szczepień, itd. 16 stron ale że dwujęzyczna angielsko-irlandzka, to w sumie stron 32. To już trzecia broszurka na temat C19 sygnowana przez HSE /irlandzką służbę zdrowia/ która trafiła do mojej skrzynki: pierwszą z nich o samym covidzie dostałem w marcu ub.r.: LINK a kolejną, o poziomie wprowadzonych ograniczeń, w październiku ub.r.: LINK.
wtorek, 8 czerwca 2021
Cork Cathedral Lotto - gramy w kościelnym totku
Zaczęliśmy brać udział w Cork Cathedral Lotto, naszej parafialnej loterii która wystartowała w kwietniu b.r. Ot, przyjemne z pożytecznym ;-)
Dla nas to trochę nietypowa forma pozyskiwania funduszy ale Irlandczycy stosują ją często. Z ciekawostek: lotnisko w Knock powstało dzięki loterii zorganizowanej przez ks. Jamesa Horana, pisałem o tym tutaj: LINK.
Jak napisali organizatorzy naszej parafialnej loterii: "dzięki Lotto możemy nadal utrzymywać i rozwijać nasze parafie i służyć naszej lokalnej społeczności. Ważne jest to nie tylko dla nas, ale także dla przyszłego pokolenia, aby ono również odniosło korzyści z posiadania lokalnej, aktywnej i tętniącej życiem wspólnoty chrześcijańskiej, która będzie go wspierać przez całe życie."
poniedziałek, 7 czerwca 2021
Koronawirus w Cork /55/: po polsku w Fitzgerald Park
Podczas wczorajszego Dnia Dziecka z My Little Craft World który zorganizowaliśmy w Fitzgerald Park w Cork, natknąłem się tam na "koronawirusowy" plakat/baner po polsku z informacją o tym, że park jest otwarty ale odwiedzający są nadal proszeni o zachowanie dystansu społecznego. Kolejny dowód na potwierdzenie tezy, że język polski jest nieoficjalnie drugim językiem w Irlandii ;-)
niedziela, 6 czerwca 2021
Dzień Dziecka z My Little Craft World 2021
Z okazji Dnia Dziecka - jako My Little Craft World zaprosiliśmy wszystkie dzieci do udziału w rodzinnej grze terenowej "Poszukiwacze niebieskich kamieni", którą zorganizowaliśmy w Fitzgerald Park w Cork.
Dzięki przygotowanym kartach gry z zagadkami oraz mapie prowadzącej przez labirynt parkowych ścieżek, dzieci mogły odgadnąć zaszyfrowane hasło i otrzymać wybrane przez siebie nagrody. Dodatkowo za rysunek wykonany kredą - każdy również otrzymał mały upominek. Udział w zabawie był bezpłatny.
Filmik z tego wydarzenia można zobaczyć m.in. na moim YT: LINK, a zdjęcia - w galerii My Little Craft World na FB: LINK. O ile mi wiadomo, było to w tym roku jedyne takie wydarzenie dla dzieci w Cork /a prawdopodobnie i w całej Irlandii/.
środa, 2 czerwca 2021
Catalyst
Pierwsza od lipca ub.r. wizyta w galerii sztuki jako takiej, natomiast w tej konkretnie, czyli St Peter's Cork - ostatni raz byłem w lutym ub.r.
Niewiele się zmieniło, nadal jest tam wystawa "Cork 1920 – The Burning of a City" która miała trwać do końca 2020 roku, ale koronawirusowe obostrzenia miały również wpływ na kalendarz wystaw. Nie było sensu organizować nowych, skoro nie miał ich kto i jak oglądać. Oczywiście, można się bawić w jakieś internetowe wydarzenia ale wiadomo że nie o to tutaj chodzi.
Oprócz wspomnianej głównej wystawy, na piętrze galerii można zobaczyć coroczną wystawę absolwentów studiów fotograficznych na St. John's College w Cork. Wystawa o tytule "Catalyst", potrwa od 31 maja do 14 czerwca b.r.
wtorek, 1 czerwca 2021
Koronawirus w Cork /54/: zaszczepiony i certyfikowany
Wśród Polonii w Irlandii znowu rozgorzały "długie, nocne Polaków rozmowy", tym razem na temat szczepień na COVID-19. Szczepić się czy nie szczepić? Tę hamletowską rozterkę każdy musi rozstrzygnać sam zgodnie ze swoim rozeznaniem, sumieniem i przede wszystkim rozumem, którego jak mniemam nikomu przecież nie brakuje a przynajmniej nikt tak o sobie nie sądzi, za głupich mając raczej innych bliźnich. Ja sam po długim namyśle i przewertowaniu wielu internetowych stron podjąłem decyzję o zaszczepieniu się. Moja Żona, po równie długim namyśle podjęła z kolei decyzję o nieszczepieniu się, przynajmniej na razie. Wbrew pozorom może się okazać, że obydwoje dokonaliśmy słusznego wyboru. Oczywiście: sam nikogo nie zachęcam /jak i nie zniechęcam/ do szczepienia.
Zgodnie z zasadą Pareta uważam że w tej całej epidemii 20% dotyczy rzeczywistego zagrożenia koronawirusem a 80% to decyzje polityczne, mające za zadanie realizację innych celów. Nie ma też co ukrywać, że wbrew pozorom dla rządów wielu państw taka światowa epidemia to dar Niebios. Nie będą się zagłębiał w szczegóły ale wszyscy się chyba zgodzimy, że nawet jeżeli dużo ludzi na niej straci to przecież będą i tacy którzy bardzo się wzbogacą. I nie mam tutaj na myśli producentów maseczek, płynów odkażających ani nawet szczepionek, bo nie chodzi przecież o drobne, pomimo że nawet na tych małych rzeczach już niejedna spora fortuna urosła. Dlaczego więc się zaszczepiłem skoro uważam że zdecydowana większość działań wokół tej epidemii to czysta polityka? Ano dlatego, że ciągle zgodnie ze wspomnianą zasadą pozostaje jeszcze te 20%, gdzie rzeczywiście mamy do czynienia z wirusem. Nie tak może groźnym jak straszyły nas media na początku ubiegłego roku ale ciągle mogącym powalić na kolana nawet potężnego chłopa a nawet - doprowadzić do śmierci.
Kiedy zaczęła się ta cała epidemia, lockdowny, obrazki w tv pokazujące wojskowe ciężarówki przewożące nocą trumny, mogliśmy się spodziewać że ludzie zaczną padać jak muchy a służby nie nadążą ze zabieraniem zwłok z ulicy. Nic takiego się nie stało. Ba, nieraz pytałem swoich znajomych czy znają kogoś kto zachorował na C19, okazywało się że podobnie jak ja nawet nie znali kogoś kto by znał takiego kogoś. Ale po roku czasu już mamy inne doświadczenia: kilku moich znajomych zachorowało w tym co najmniej dwóch przeszło chorobę bardzo ciężko. Jeden, jak twierdził, otarł się wręcz o śmierć. Czyli: wirus istnieje, znam osoby które ciężko przechorowały, w dodatku naukowcy twierdzą że pojawiają się groźniejsze mutacje. Sam mam 50-tkę na karku i chociaż na nic nie choruję to mam zdecydowaną nadwagę a to właśnie takie podstarzałe grubasy są najbardziej narażeni, stąd m.in. moja decyzja o zaszczepieniu się. Może gdybym był szczupłym 20-latkiem zdecydowałbym inaczej. Ale - nie jestem.
Więc po pierwsze: wolę zminimalizować ryzyko a po drugie i to jest znacznie ważniejsze: nie chcę brać na siebie odpowiedzialności za potencjalne zarażenie kogokolwiek. Do końca życia bym sobie nie wybaczył gdyby ktoś przeze mnie zachorował i - nie daj Panie Boże - zmarł. Oczywiście rozumiem że istnieje bardzo nikłe prawdopodobieństwo że mogę zarazić innych pomimo przyjęcia przeze mnie szczepionki ale w takim przypadku będę miał świadomość że zrobiłem wszystko co mogłem aby do tego nie doszło. Po trzecie: nie mam odpowiedniej wiedzy medycznej aby zanegować twierdzenia zdecydowanej większości lekarzy o konieczności szczepień. Rozumiem że szczepionki zostały dopuszczone tylko z uwagi na pandemiczną sytuację ale na tę chwilę wszystko wskazuje na to że działają prawidłowo. Tak czy owak, zdecydowanie bardziej wolę zaryzykować własnym życiem niż cudzym, nawet jeżeli ryzyko jest mniejsze niż szansa wygrania w totka. Ot i wszystko.
Niemniej najbardziej do szczepienia zachęcili mnie jego przeciwnicy. Kiedy wczytałem się w ich argumenty i zacząłem sprawdzać źródła na których się opierają, to niemal się załamałem. W dzisiejszym świecie ignorancja - to wybór. Doprawdy, jeżeli ktoś kto nie potrafi sklecić bez rażących błędów ortograficznych prostego zdania bierze się za wykład o zaawansowanych produktach medycznych, to z pewnością nie jest osobą wiarygodną. Podobnie jak teorie o depopulacji i innych bzdurach. Ludzi naprawdę znacznie prościej i taniej jest zlikwidować wirusem a nie szczepionką na niego. Równie dobrze można wysnuć teorię że "władza" będzie chciała raczej wybić tych niepokornych wolnomyślicieli co się zaszczepić nie chcieli i wypuści w tym celu kolejnego wirusa, który ominie zaszczepionych. No cóż, skoro bawimy się w teorie spiskowe to jak widać można dojść i do takich absurdalnych wniosków. Ponadto upływ czasu weryfikuje bzdury kolportowane na internetowych forach często przez te same osoby. Pamiętacie Państwo zapewne, jak rok temu pisano że noszenie maseczki spowoduje niechybnie grzybicę płuc? Minął rok, większość z nas musiała nosić maseczki nie tylko podczas zakupów czy jazdy miejską komunikacją ale również w pracy. Pytanie: czy znacie kogoś kto z tego powodu zachorował na wspomnianą chorobę? Idę o zakład że nie. Osobiście uważam że noszenie maseczki uchroniło mnie co najmniej przed dwiema krótkimi infekcjami wiosenno - jesiennymi, które regularnie co roku przechodzę. Paradoksalnie nigdy nie byłem tak zdrowy jak w czasie tej epidemii, gdy wdrożono nakazy noszenia maseczek, dezynfekowania rąk i mojego ulubionego zachowania social distance. Szkoda że już się od tego odchodzi. Dlaczego? Spójrzcie choćby na koszyki sklepowe: znowu są pokryte grubą warstwą brudu, nikt ich już skrupulatnie nie czyści po każdym kliencie.
Wracając do meritum, opiszę pokrótce jak przebiegło moje szczepienie. W Irlandii od połowy maja b.r. mogą się rejestrować na szczepienia przeciwko COVID-19 osoby w moim wieku. Zarejestrowałem przez dedykowaną stronę internetową, dziesięć dni później otrzymałem smsa z informacją o moim terminie szczepienia, który wyznaczono na 31 maja. Miejsce szczepienia: Cork City Hall, budynek urzędu miasta w Cork, szczepionka: Pfizer. Wszystko przebiegło bardzo sprawnie, przynajmniej jak na irlandzkie warunki. Najpierw w dość długiej kolejce czekałem do rejestracji przy której zostałem poproszony o okazanie dokumentu ze zdjęciem oraz podanie numeru pps i telefonu. Odbył się również krótki wywiad medyczny. Dostałem dwie spore broszurki na temat C19 i szczepień, ponownie stanąłem w kolejce tym razem już do jednego z co najmniej kilkunastu tymczasowo zaaranżowanych pokoików w których szczepili medycy. Ponownie potwierdziłem swoją tożsamość i jeszcze raz przeszedłem wywiad medyczny ale bez żadnych badań, tj. testów na covid, mierzenia temperatury czy ciśnienia. Medyk poinformował mnie o możliwych skutkach ubocznych. Na koniec ostatnie pytanie o to, w którą rękę chcę otrzymać zastrzyk. Pamiętając o Ap 13,16, czyli o słynnym "znamieniu bestii na czole lub prawej ręce" - oczywiście wybieram lewą. Sam zastrzyk to tylko lekkie ukłucie, przetarcie ukłutego miejsca, żadnego plasterka. Następnie dostałem karteczkę potwierdzającą zaszczepienie pierwszą dawkę. Zostałem poproszony o przejście do kolejnej sporej sali i odczekanie tam wraz z innymi świeżo zaszczepionymi 15 minut, na wypadek gdyby nagle zrobiło mi się słabo. Nic takiego się nie wydarzyło więc po kwadransie mogłem wyjść. Skutki uboczne? Praktycznie żadnych. Kilka godzin po szczepieniu lekko bolało mnie ramię które było kłute ale był to lekki ból i odczuwalny jedynie przy niektórych ruchach. Następnego dnia rano nie było już po nim śladu. Cztery tygodnie później dostałem kolejnego smsa z HSE z datą i godziną na którą powinienem w celu otrzymania drugiej dawki. Termin wyznaczono na niedzielę, 27 czerwca. Procedura identyczna jak poprzednio. Po drugiej dawce również nie odnotowałem żadnych skutków ubocznych, nawet ból ramienia był już znacznie mniejszy. Po kolejnych dwóch tygodniach otrzymałem e-mailem "EU Digital COVID Certificate" czyli certyfikat potwierdzający szczepienie wysłany z postaci pliku pdf ze znajdującym się na nim kodem QR.
Z ciekawostek: w sierpniu wraz z Żoną lecimy do Polski. Jak wspomniałem na wstępie, ja się zaszczepiłem a Ona, przynajmniej na razie, nie. Zobaczymy więc jak w praktyce zadziała wprowadzana właśnie w UE segregacja medyczna, którą osobiście uważam za skrajną nieodpowiedzialność decydentów. Szczepienia powinny być albo obowiązkowe, jeżeli istnieje realne zagrożenie dla dużej populacji ludzi albo dobrowolne. Skoro są dobrowolne to nie wolno stygmatyzować tych którzy skorzystali z prawa wyboru, obojętnie jakie my sami mamy zdanie na temat tych szczepień.
Tak czy owak będzie się działo. Obyśmy tylko zdrowi byli, czego Państwu i sobie życzę.
........................
Notka była oczywiście kilkukrotnie aktualizowana, stąd rozbieżność w datach jej publikacji i kolejnych wydarzeń opisanych w tekście.