Dzisiaj An Post /irlandzka poczta/ wydała trzy znaczki, które, jak napisali na swojej stronie: "upamiętniają irlandzki i globalny wymiar ruchu Pride". Słowo "Bród" widniejące na jednym z nich to irlandzkie tłumaczenie słowa "Pride".
Znaczki są sprzedawane wyłącznie w zestawach zawierających pięć sztuk, z czego cztery są przeznaczone do wysyłki krajowej a piąty - zagranicznej. Jak napisano również: "za każdy sprzedany pakiet ze znaczkami przekazujemy 2,5% na rzecz BeLonG To i LGBT Ireland" .
Nie sposób przeoczyć tej informacji bo jest mocno promowana, m.in. w sponsorowanych wpisach na facebooku. I właśnie na fb pod taką reklamą An Post miała szansę wywiązać się ciekawa dyskusja, gdy jeden z użytkowników zauważył że jest to jakaś forma podatku nałożona na kupujących i przekazywana na ww. organizacje. Spostrzeżenie wydaje się logiczne, w końcu poczta to instytucja państwowa, czasami przy wysyłce określonych dokumentów ma się po prostu obowiązek korzystania z jej usług i jeżeli przekazuje jakąś część ze swoich przychodów na rzecz prywatnych organizacji to robi to w imieniu państwa.
Oczywiście do żadnej merytorycznej dyskusji nie doszło, ponieważ natychmiast zlecieli się tęczowi piewcy tolerancji którzy zwyzywali go od homofobów /chociaż od razu zaznaczał że - absolutnie takich uprzedzeń nie ma/, wysyłali na terapię i takie tam, czyli standard. Wszystko w gronie Irlandczyków, żeby nie było, ale schemat jest zawsze ten sam, gdy zamiast logiki wchodzą emocje. Pytasz "tęczowych" skąd czerpią dofinansowania - jesteś homofobem, faszystą i rasistą, pytasz Owsiaka z czego tak naprawdę się utrzymuje - jesteś pisiorem, podpisuj oświadczenie że nie będziesz korzystał ze sprzętu WOŚP a tak w ogóle to **********! Tymczasem gdy w grę wchodzą pieniądze publiczne, przekazywane przez rządowe instytucje prywatnym organizacjom, wszystko powinno być jak najbardziej transparentne.
Tak swoją drogą, temat ciekawy. Bo skoro teraz An Post przekazuje część przychodu za "tęczowe" znaczki organizacjom LGBT, to rozumiem że gdy w grudniu będzie sprzedawała znaczki na Boże Narodzenie z wizerunkiem Świętej Rodziny - to również część przychodu przeznaczy organizacjom chrześcijańskim w Irlandii? No tak, czy nie? Pytanie retoryczne, rzecz jasna. Ale czy w takim razie nie mamy tutaj do czynienia z faworyzowaniem jednych a dyskryminowaniem drugich? Tak to właśnie bywa gdy do dysponowania środkami publicznymi zabierają się instytucje które nie są do tego przeznaczone.
A samych znaczków tym razem nie kupiłem. Nawet nie to, że nie potrzebuję, chociaż zapas "na wszelki wypadek" zawsze mam, tylko po prostu ostatnio irlandzka poczta bardzo mocno opóźnia swoje przesyłki, więc i słać za ich pośrednictwem nie ma sensu. Kartki z życzeniami świątecznymi wysłane z Cork - do Cork, wędrowały ponad 2-tygodnie. Poważnie. W tej sytuacji nie dziwi chyba też fakt, że kartki wysłane "do Polski" są dostarczane po dwóch miesiącach albo i później. Dzieje się tak zapewne wskutek zmożonych zakupów przez internet które w czasach około - lockdownowych stały się jedyną sensowną alternatywą, przez co państwowy doręczyciel, An Post, po prostu się nie wyrabia. Dopóki więc na tym odcinku sytuacja się nie poprawi, znaczki sobie odpuszczam, bo w końcu - ja nie filatelista, znaczki co prawda lubię ale bardziej za ich użytkową funkcję.
Tak, że tak...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz