W oczekiwaniu na czwartą falę koronawirusowej pandemii, chciałbym podzielić się z Państwem kilkoma refleksjami na temat sporej zmiany preferencji zakupowych, która dotyczy wielu z nas. Zmiany, która została niejako wymuszona przez okresy lockdownów ale i wyjściem Wielkiej Brytanii z UE, co również przez dobry miesiąc spowodowało spore ubytki w towarach drugiej i trzeciej potrzeby.
Na wstępie dodam jeszcze, że wspomniana czwarta fala nadejdzie, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Pytanie nie jest więc "czy" ale wyłącznie "kiedy". Za szybko odtrąbiliśmy zwycięstwo nad chińskim wirusem i odbije nam się to czkawką. Symptomy tego widać już w Chinach do których wirus właśnie wrócił. Chińczycy, tak rygorystycznie zamykający całe miasta, testujący swoich obywateli na masową skalę i odkażający absolutnie wszystko - kompletnie odpuścili jednak sprawę szczepień, pomimo że szczepionki mają własne. Leków również nie wynaleźli. Miesiąc temu rozmawiałem z kolegą który od lat mieszka w Państwie Środka, twierdził - że oni problem pandemii mają już za sobą, że teraz jest to już wyłącznie problem Europy i reszty świata a Chiny nie szczepią swoich obywateli bo po co mają szczepić, skoro nie ma już u nich wirusa? No to teraz mają go z powrotem. Podobnie zresztą jak i inne kraje, które pomimo że nie zaszczepiły jeszcze pełnymi dawkami większości obywateli, zniosły wszelkie ograniczenia a ludzie, wyposzczeni wielomiesięcznym ograniczeniem spotkań, tłumnie wylegli na ulicę. I - przypadek? - wkrótce zaobserwowano tam gwałtowny wzrost zachorowań.
Jestem przekonany że nie unikniemy wirusa i zarazi się każdy z nas, to tylko kwestia czasu. Oczywiście nie jest to tak śmiertelny wirus jak straszyły nas media, ale pytanie - jak go przejdziemy? Ja, po rozważeniu wszystkich za i przeciw, uznałem, chociaż niechętnie, że powinienem się zaszczepić. Moja Żona póki co ma odmienne zdanie - i się nie szczepi. Jedno z nas ma rację, czas pokaże - które. Oczywiście może być też i taki rzadki przypadek, że obydwoje będziemy mieli rację.
Wracając jednak do tematu: w ubiegłym miesiącu kupiłem niemal jednocześnie odkurzacz, laptopa i komórkę a przy okazji jeszcze parę butów i sporą paczkę porządnej herbaty. Niby nic, czasem taka kumulacja drenująca kieszeń się przytrafia, ale w tym moim przypadku wszystkie te rzeczy zamówiłem online na jednej z chińskich stron zakupowych. Wszystko przyszło i działa bez zarzutu, łącznie z butami którą to chyba już trzecią parę stamtąd zdzieram. No i herbatą, której wypijam całe litry. Koszt zakupu prawie o połowę niższy niż w zwykłym irlandzkim sklepie. Powie ktoś: dałeś zarobić Chińczykom. Dałem, ale kupując te rzeczy w stacjonarnym sklepie też przecież dałbym zarobić Chińczykom. Cały ten towar albo jest w całości wytwarzany w Państwie Środka albo w najlepszym wypadku przywieziony w częściach i skręcany w jednej z europejskich montowni, w której jednocześnie zdziera się naklejki z napisem "Made in China" i przylepia własne: "Sdiełano w Ewropejskim Sojuzie", czy jakoś tak. Wiem, bo sam to robiłem. Tak czy inaczej, Chińczyk zawsze zarabia.
Tak więc: za porządny sprzęt zakupiony na chińskiej stronie zapłaciłem znacznie mniej niż zwykle. Ominąłem lokalnego pośrednika który przecież sam niczego nie wytwarza, tylko tak samo ciągnie ten towar z Azji narzucając swoją prawie 50% marżę. W przyrodzie nic nie ginie: on nie zarobił za to ja mam więcej pieniędzy w portfelu. Ale gdyby nie ta cała pandemia i lockdowny z zamkniętymi sklepami, pewnie dalej kupowałbym co droższe rzeczy w stacjonarnych sklepach, bo uważałem że tego typu zakupy są w takich przypadku znacznie bezpieczniejsze: jeżeli po miesiącu padłby mi nowy laptop to wolałbym wiedzieć gdzie fizycznie mogę go odnieść i złożyć reklamację, etc. Przy tej okazji uświadomiłem sobie, że w zasadzie od ponad roku większość moich zakupów robię online, od kosmetyków po skarpetki. Jedynie artykuły spożywcze ciągle kupuję tak, jak kupowałem je przed pandemią. Ale, jak wspomniałem, już nie wszystkie: herbatę, egzotyczne słodycze i słone chińskie przekąski też już jednak - przez internet.
Co prawda popularność zakupów w necie wzrasta każdego roku ale mam wrażenie graniczące z pewnością, że to właśnie pandemia te zmiany gwałtownie przyspieszyła. W czasie lockdownu sklepy zostały zamknięte ale pewne potrzeby zakupowe nie mogły być przesuwane w nieskończoność. W dodatku ludzie mieli więcej pieniędzy niż zwykle bo nie było gdzie ich wydać. Puby były zamknięte a na egzotyczne wakacje władza niechętnie wypuszczała, grożąc mandatami, kosztownymi testami i kwarantannami.
Takich ludzi jak ja jest mnóstwo i będzie ich coraz więcej. Ba, dodam nawet, że skoro już takie 50-letnie dziadki jak ja kupują odkurzacze przez internet, to ktoś kto planuje otworzyć stacjonarny sklep z drobną elektroniką czy agd - powinien jeszcze raz przemyśleć sprawę. Czas "stacjonarnych" pośredników powoli dobiega końca, ich rolę przejmują zaawansowane internetowe strony zakupowe. Podobnie było zresztą jeszcze przed pandemią, gdy padały jedno po drugim tradycyjne biura podróży, pomimo że ludzie podróżują turystycznie coraz częściej i dalej. Niemniej to właśnie, podkreślę raz jeszcze, okres pandemii będzie tą cezurą odgradzającą dawny, tkwiący jeszcze w XIX/XX wieku świat agentów turystycznych, sklepikarzy a nawet urzędników - od świata który właśnie nadchodzi a w którym praktycznie wszystko kupimy, załatwimy i opłacimy przez internet. To właśnie ten czas zarazy wymusił, w celu zapewnienia odpowiedniego "social distance" wdrożenie szeregu rozwiązań na które, gdyby nie pandemia, czekalibyśmy pewnie z dekadę dłużej.
Oczywiście to nie będzie tak, że wkrótce znikną nam wszystkie sklepy i inne lokale usługowe. Solaria z całą pewnością zostaną, podobnie jak gabinety kosmetyczne i dentystyczne. Sklepy spożywcze istniały będą jeszcze długo w takiej formie w jakiej je znamy, ale proszę zauważyć że również one - w sporej części właśnie przez pandemię - wdrożyły rozwiązania umożliwiające zakupy przez internet i dostarczenie ich kurierem pod drzwi. Czy takie usługi istniały wcześniej? Oczywiście że tak, ale to właśnie teraz, w ciągu raptem ostatniego roku, błyskawicznie się rozwinęły.
Gdybym sam miał teraz otwierać biznes to pomyślałbym nad małą gastronomią, oczywiście obowiązkowo z opcją dowozu do domu. Ewentualnie usługi, to już w zależności od własnych umiejętności i zainteresowań. Może, w przypadku dysponowania domem w atrakcyjnej turystycznie okolicy - jakieś b&b? Generalnie wybrałbym coś, do czego sam mógłbym dołożyć pewną wartość dodaną. W innych przypadkach ciężko to widzę, bo żyjemy w czasach gdy przez internet kupujemy komputer do kupowania przez internet, a za sam internet też płacimy przez internet. Koło się zamyka, nie trzeba kolejnych pośredniczących trybików.
Oczywiście powie ktoś: a czy nie możemy czegoś od podstaw produkować u siebie? Żeby to było nasze, przez nas wykonane i żeby to nie było nasze ostatnie słowo? Od siebie dodam: i żeby to nie był tylko słomiany miś z filmu "Miś"? Pewnie że możemy, ale z jakichś powodów tego nie robimy. Albo importujemy gotowe produkty albo co najwyżej części, z których skręcamy gotowe produkty. Oczywiście są wyjątki ale można je wyliczyć na palcach jednej ręki. Dlaczego jest jak jest? To już pytanie do polityków obydwu krajów, z którymi jesteśmy związani.
Na razie cieszmy się nadchodzącym latem i dbajmy o odporność. Miejmy jednak z tyłu głowy fakt, że koszmar minionego lata jeszcze się nie skończył. I że, jak to napisał Albert Camus w "Dżumie": "Bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika (...) nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście."