Strony

poniedziałek, 26 lipca 2021

Belvelly Castle

Nieopodal Belvelly, małej wioski leżącej przy Fota Wildlife Park, znajduje się Belvelly Castle, typowy irlandzki zamek pochodzący z XIV/XV wieku. 

Przez lata zmieniał właścicieli i nie ominęły go burzliwe dzieje które dotknęły Zieloną Wyspę. Od XIX wieku systematycznie popadał w ruinę, pomimo że był używany nawet przez irlandzką armię w latach 1939-1945. Wydawało się że wkrótce podzieli los innych zabytków tego typu, stając się bardziej lub mniej malowniczą kupą kamieni ale znalazł się prywatny nabywca z grubszą gotówką, który w latach 2016-2018 odrestaurował zabytek z przeznaczeniem na prywatne mieszkanie. Podobno koszt remontu wyniósł ponad 5 mln euro. Znajdująca się na szczycie zamku rzeźba drzewa przypomina rzeczywiście istniejące w tym miejscu drzewo, które wyrosło na zamkowej ruinie.

/Powyżej: Belvelly Castle/

niedziela, 25 lipca 2021

Restauracje i bary w Cork: Cornstore

Na niedzielny obiad /chociaż biorąc pod uwagę porę - była to raczej kolacja/ wybraliśmy się do restauracji Cornstore przy Cornmarket Street. Co prawda serwują tam głównie steki, owoce morza i podobno świetne koktajle ale dla jaroszy też się coś znalazło: Agnieszka zamówiła sobie zapiekane cannelloni a ja - stek z bakłażana. Na przystawkę wzięliśmy skrzydełka z... kalafiora ;-)

Wyraźnie widać że po koronawirusowych lockdownach Irlandczycy masowo ruszyli do gastronomicznych przybytków. Wszystkie stoliki praktycznie zajęte, zarówno w tej jak i w innych restauracjach w centrum Cork. Nadal podaje się wyłącznie do restauracyjnych ogródków/ 

/Powyżej: z Agnieszką w Cornstore/

piątek, 23 lipca 2021

Dunmore Head

Dunmore Head to cypel w najbardziej na zachód wysuniętej części Półwyspu Dingle. Z ciekawostek: m.in. tutaj w 2016 roku kręcono VIII część Gwiezdnych Wojen - "Ostatni Jedi". Niemniej trafiliśmy tutaj szukając założonej znacznie wcześniej geocachingowej skrytki, której z powodu sztormu nie udało nam się podjąć podczas ostatniego naszego pobytu na półwyspie Dingle, w lutym 2019 roku. Co się odwlecze, to nie uciecze, wróciliśmy i odnaleźliśmy skrytkę ;-) Kiedy kręcono sceny do filmu cały ten teren został zamknięty i tym samym skrytka była niedostępna. Po odejściu ekipy filmowej założyciel sprawdził miejsce ukrycia i okazało się że skrytka pozostała nienaruszona. 

Zainteresowanych zapraszam do obejrzenia filmiku na YT z tej naszej wycieczki na półwysep Dingle: LINK.

/Powyżej: Agnieszka wskazuje na umieszczoną przy wejściu informację o kręceniu w tym miejscu "Gwiezdnych Wojen"/

/Powyżej: wchodzimy na szczyt/

/Powyżej: pamiątkowa fotka w miejscu znalezienia skrytki ;-)/

czwartek, 22 lipca 2021

Krzyż na Slea Head

Na Slea Head, cypelku na półwyspie Dingle, znajduje się monument ukazujący scenę Ukrzyżowania. Jest to jednocześnie bardzo popularny tutaj tzw. fotostop, przy którym obowiązkowo zatrzymują się busiki z turystami zwiedzającymi półwysep Dingle.

Zainteresowanych zapraszam do obejrzenia filmiku na YT z tej naszej wycieczki na półwysep Dingle: LINK.

/Powyżej: Krzyż na Slea Head/

środa, 21 lipca 2021

Dunquin Pier

Jeden z najbardziej malowniczych widoków w Irlandii to Dunquin Pier. To malownicza, wąska i kręta ścieżka prowadząca do molo. Piękne widoki na Wyspy Blasket, urwiste klify które tworzą linię brzegową i wspaniałe zachody słońca sprawiają że zdjęcia z Dunquin Pier co roku trafiają na irlandzkie kalendarze. Najczęściej widnieją na niej wtedy przepędzane tą dróżką owce. Dunquin Pier znajduje się na trasie Wild Atlantic Way.

Zainteresowanych zapraszam do obejrzenia filmiku na YT z tej naszej wycieczki na półwysep Dingle: LINK.

/Powyżej: Dunquin Pier/

/Powyżej: wraz z Agnieszką na najbardziej malowniczej dróżce w Irlandii ;-)/

wtorek, 20 lipca 2021

Beehive Forts

Tuż przy Old Irish Farmhouse, b&b w którym nocowaliśmy, znajduje się Beehive Forts, czyli słynne irlandzkie kamienne chatki w kształcie ula ale jest tam również przykład dawnego, niewielkiego fortu. Zainteresowanych zapraszam do obejrzenia filmiku na YT z naszej wycieczki na półwysep Dingle, m.in. można zobaczyć na nim wspomniany Beehive Forts: LINK.

/Powyżej: clochán, irlandzki kamienny domek/

poniedziałek, 19 lipca 2021

Old Irish Farmhouse

W tym tygodniu poniedziałek i wtorek obydwoje mamy wolne w pracy, więc wybraliśmy się ponownie na Dingle Penisula. Ten niewielki półwysep na zachodzie Irlandii należy do najbardziej urokliwych zakątków Zielonej Wyspy. Byliśmy tutaj już co najmniej z pięć razy ale i za szóstym ciągle jest sporo do zobaczenia.

Decyzja o 2-dniowym wyjeździe zapadła dość spontanicznie ale udało nam się jeszcze zarezerwować interesujące b&b nad brzegiem oceanu, nieopodal atrakcji które chcieliśmy obejrzeć. Wybór padł na Old Irish Farmhouse, gdzie dostaliśmy pokoik z widokiem na ocean. Ponieważ nieopodal domu znajduje się również farma, dodatkową atrakcją jest możliwość obejrzenia i pogłaskania małych owieczek z czego Agnieszka skwapliwie skorzystała ;-)

Mamy w planie zobaczyć znajdujące się nieopodal Beehive Forts, Dunquin Pier, Krzyż na Slea Head oraz Dunmore Head, gdzie w 2016 roku kręcono VIII część Gwiezdnych Wojen - "Ostatni Jedi". 

Zainteresowanych zapraszam do obejrzenia filmiku na YT z tej naszej wycieczki na półwysep Dingle: LINK.

/Powyżej: Old Irish Farmhouse/

/Powyżej: Agnieszka z owieczkami ;-)/

poniedziałek, 12 lipca 2021

Restauracje i bary w Cork: VeganKO

Kolejny wegetariański fastfood w Cork - VeganKO, który ma dwa lokale w tym mieście: przy Kyle Street i przy Marina Market. W tej ostatniej lokalizacji jeszcze nie byliśmy, w tej pierwszej jedliśmy trzy razy i za każdym smakowało nieźle. Będziemy tam częściej zaglądać ;-)

/Powyżej: VeganKO/

niedziela, 11 lipca 2021

Charlie Hurley Memorial

Niedziela, więc wybraliśmy się na kolejną geocachingową wycieczkę śladami irlandzkiej historii. Tym razem dotarliśmy nieopodal Poulavone, małej wioski w hrabstwie Cork, w pobliżu której znajduje się krzyż upamiętniający miejsce w którym zginął Charlie Hurley, dowódca 3 Brygady Cork wchodzącej w skład Irlandzkiej Armii Republikańskiej podczas irlandzkiej wojny o niepodległość /1919-1921/. 3 Brygada Cork była jedną z najbardziej aktywnych jednostek IRA podczas wojny partyzanckiej przeciwko Brytyjczykom. Sam Hurley był z kolei, jak twierdzili jego koledzy, "niezwykłe sympatycznym człowiekiem". 

/Powyżej: krzyż upamiętniający miejsce śmierci Charliego Hurley'a/

Charlie Hurley urodził się w 1892 roku w Baurleigh, w hrabstwie Cork, niedaleko wioski Kilbrittain w wielodzietnej farmerskiej rodzinie gospodarującej na niewielkim poletku ziemi. Po ukończeniu szkoły podstawowej w wieku 15 lat zdał egzaminy do służby cywilnej. W 1915 roku zaproponowano mu awans i przeniesienie na wyspę Haulbowline Island ale odmówił, twierdząc, że pociągnęło by to za sobą konieczność zaciągnięcia się do Royal Navy, marynarki wojennej Wielkiej Brytanii, aczkolwiek w roli czysto administracyjnej. W 1917 roku podjął pracę w Castletownbere i tam dołączył do Irlandzkich Ochotników. Był także członkiem Sinn Féin, Gaelic Athletic Association i Gaelic League.

W 1918 roku został skazany na 5 lat więzienia za posiadanie broni i planów brytyjskich fortyfikacji wojskowych na wyspie Bere. Zwolniono go w 1919 r., po strajku głodowym. W tym samym roku jego brat Willie, również ochotnik w IRA, zmarł na tyfus. Charlie Hurley najpierw został wicekomendantem Batalionu Bandon IRA, a następnie w sierpniu 1920 roku, po aresztowaniu i uwięzieniu Toma Halesa, został dowódcą 3 Brygady Cork IRA. 

Podczas jednej z akcji partyzanckich Hurley został ciężko ranny. Dochodził do siebie ukryty w domu jednej z prorepublikańskich rodzin. Kiedy zdał sobie sprawę że jest otoczony przez siły brytyjskie, uciekł z niego aby zmniejszyć niebezpieczeństwo dla jego mieszkańców. Był jednak bez szans - został zastrzelony przez ścigających go żołnierzy. 

Brytyjczycy umieścili jego ciało w przytułku w Bandon, ale członkinie Cumann na mBan, kobiecej organizacji paramilitarnej podporządkowanej IRA, potajemnie zabrały jego ciało i po kryjomu zorganizowano mu  pogrzeb w Clogagh.

sobota, 10 lipca 2021

Kawa z przyjaciółmi, zajęte stoliki

Dzisiaj m.in. spotkaliśmy się z naszymi przyjaciółmi - Anią i Jurkiem - na kawie i pączku. Znalezienie wolnego stolika w jakimkolwiek lokalu gastronomicznym w centrum Cork obecnie graniczy z cudem, szczególnie w weekend. Na szczęście - nam się udało ;-) Ciągle obowiązują koronawirusowe ograniczenia, w restauracjach i pubach można zajmować miejsca jedynie w tzw. ogródkach, czyli stolikach wystawionych na zewnątrz. Na YT można zobaczyć krótki filmik z naszego dzisiejszego wyjścia "na miasto": LINK

/Powyżej: na kawie z przyjaciółmi/

czwartek, 8 lipca 2021

Wegańska kaszanka

Black and white pudding to bardzo popularny specjał na Wyspach, odpowiednik naszej swojskiej kaszanki, w wersji z krwią - i bez krwi. Dzisiaj udało mi się kupić ich jarskie odpowiedniki. Są świetne :-)

/Powyżej: white and black pudding w wersji jarskiej/

środa, 7 lipca 2021

Miód z Fota House

Na stołówce firmy w której pracuję pojawił się w sprzedaży taki oto miód, sygnowany jako pochodzący z Fota House

Prawdę pisząc, po 17 latach pobytu tutaj po raz pierwszy kupiłem irlandzki miód. Mój Tata od ponad 30 lat ma własną pasiekę, więc wiadomo - na brak miodu nigdy narzekać nie mogłem. Niemniej kupiłem bardziej z ciekawości, bo raz - że irlandzki, dwa - że z Fota House gdzie kilka razy byłem, trzy - bo w końcu sprzedają go w Apple, jak widać po etykiecie. A jak w smaku? To zwykły wielokwiat, już skrystalizowany czyli co najmniej z poprzedniego roku /co akurat nie przeszkadza, bo miód się praktycznie nie psuje/. W smaku lekko kwaskowaty. Śmiem twierdzić, że ten z pasieki mojego Taty jest, cytując komisarza Rybę z "Kilera": jakieś 46 razy lepszy, no ale - smak jest kwestią indywidualną. Tak, że tak ;-)

/Powyżej: Fota House Honey/

czwartek, 1 lipca 2021

Koronawirus likwiduje pośredników

W oczekiwaniu na czwartą falę koronawirusowej pandemii, chciałbym podzielić się z Państwem kilkoma refleksjami na temat sporej zmiany preferencji zakupowych, która dotyczy wielu z nas. Zmiany, która została niejako wymuszona przez okresy lockdownów ale i wyjściem Wielkiej Brytanii z UE, co również przez dobry miesiąc spowodowało spore ubytki w towarach drugiej i trzeciej potrzeby.

Na wstępie dodam jeszcze, że wspomniana czwarta fala nadejdzie, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Pytanie nie jest więc "czy" ale wyłącznie "kiedy". Za szybko odtrąbiliśmy zwycięstwo nad chińskim wirusem i odbije nam się to czkawką. Symptomy tego widać już w Chinach do których wirus właśnie wrócił. Chińczycy, tak rygorystycznie zamykający całe miasta, testujący swoich obywateli na masową skalę i odkażający absolutnie wszystko - kompletnie odpuścili jednak sprawę szczepień, pomimo że szczepionki mają własne. Leków również nie wynaleźli. Miesiąc temu rozmawiałem z kolegą który od lat mieszka w Państwie Środka, twierdził - że oni problem pandemii mają już za sobą, że teraz jest to już wyłącznie problem Europy i reszty świata a Chiny nie szczepią swoich obywateli bo po co mają szczepić, skoro nie ma już u nich wirusa? No to teraz mają go z powrotem. Podobnie zresztą jak i inne kraje, które pomimo że nie zaszczepiły jeszcze pełnymi dawkami większości obywateli, zniosły wszelkie ograniczenia a ludzie, wyposzczeni wielomiesięcznym ograniczeniem spotkań, tłumnie wylegli na ulicę. I - przypadek? - wkrótce zaobserwowano tam gwałtowny wzrost zachorowań.

Jestem przekonany że nie unikniemy wirusa i zarazi się każdy z nas, to tylko kwestia czasu. Oczywiście nie jest to tak śmiertelny wirus jak straszyły nas media, ale pytanie - jak go przejdziemy? Ja, po rozważeniu wszystkich za i przeciw, uznałem, chociaż niechętnie, że powinienem się zaszczepić. Moja Żona póki co ma odmienne zdanie - i się nie szczepi. Jedno z nas ma rację, czas pokaże - które. Oczywiście może być też i taki rzadki przypadek, że obydwoje będziemy mieli rację.

Wracając jednak do tematu: w ubiegłym miesiącu kupiłem niemal jednocześnie odkurzacz, laptopa i komórkę a przy okazji jeszcze parę butów i sporą paczkę porządnej herbaty. Niby nic, czasem taka kumulacja drenująca kieszeń się przytrafia, ale w tym moim przypadku wszystkie te rzeczy zamówiłem online na jednej z chińskich stron zakupowych. Wszystko przyszło i działa bez zarzutu, łącznie z butami którą to chyba już trzecią parę stamtąd zdzieram. No i herbatą, której wypijam całe litry. Koszt zakupu prawie o połowę niższy niż w zwykłym irlandzkim sklepie. Powie ktoś: dałeś zarobić Chińczykom. Dałem, ale kupując te rzeczy w stacjonarnym sklepie też przecież dałbym zarobić Chińczykom. Cały ten towar albo jest w całości wytwarzany w Państwie Środka albo w najlepszym wypadku przywieziony w częściach i skręcany w jednej z europejskich montowni, w której jednocześnie zdziera się naklejki z napisem "Made in China" i przylepia własne: "Sdiełano w Ewropejskim Sojuzie", czy jakoś tak. Wiem, bo sam to robiłem. Tak czy inaczej, Chińczyk zawsze zarabia.

Tak więc: za porządny sprzęt zakupiony na chińskiej stronie zapłaciłem znacznie mniej niż zwykle. Ominąłem lokalnego pośrednika który przecież sam niczego nie wytwarza, tylko tak samo ciągnie ten towar z Azji narzucając swoją prawie 50% marżę. W przyrodzie nic nie ginie: on nie zarobił za to ja mam więcej pieniędzy w portfelu. Ale gdyby nie ta cała pandemia i lockdowny z zamkniętymi sklepami, pewnie dalej kupowałbym co droższe rzeczy w stacjonarnych sklepach, bo uważałem że tego typu zakupy są w takich przypadku znacznie bezpieczniejsze: jeżeli po miesiącu padłby mi nowy laptop to wolałbym wiedzieć gdzie fizycznie mogę go odnieść i złożyć reklamację, etc. Przy tej okazji uświadomiłem sobie, że w zasadzie od ponad roku większość moich zakupów robię online, od kosmetyków po skarpetki. Jedynie artykuły spożywcze ciągle kupuję tak, jak kupowałem je przed pandemią. Ale, jak wspomniałem, już nie wszystkie: herbatę, egzotyczne słodycze i słone chińskie przekąski też już jednak - przez internet.

Co prawda popularność zakupów w necie wzrasta każdego roku ale mam wrażenie graniczące z pewnością, że to właśnie pandemia te zmiany gwałtownie przyspieszyła. W czasie lockdownu sklepy zostały zamknięte ale pewne potrzeby zakupowe nie mogły być przesuwane w nieskończoność. W dodatku ludzie mieli więcej pieniędzy niż zwykle bo nie było gdzie ich wydać. Puby były zamknięte a na egzotyczne wakacje władza niechętnie wypuszczała, grożąc mandatami, kosztownymi testami i kwarantannami.

Takich ludzi jak ja jest mnóstwo i będzie ich coraz więcej. Ba, dodam nawet, że skoro już takie 50-letnie dziadki jak ja kupują odkurzacze przez internet, to ktoś kto planuje otworzyć stacjonarny sklep z drobną elektroniką czy agd - powinien jeszcze raz przemyśleć sprawę. Czas "stacjonarnych" pośredników powoli dobiega końca, ich rolę przejmują zaawansowane internetowe strony zakupowe. Podobnie było zresztą jeszcze przed pandemią, gdy padały jedno po drugim tradycyjne biura podróży, pomimo że ludzie podróżują turystycznie coraz częściej i dalej. Niemniej to właśnie, podkreślę raz jeszcze, okres pandemii będzie tą cezurą odgradzającą dawny, tkwiący jeszcze w XIX/XX wieku świat agentów turystycznych, sklepikarzy a nawet urzędników - od świata który właśnie nadchodzi a w którym praktycznie wszystko kupimy, załatwimy i opłacimy przez internet. To właśnie ten czas zarazy wymusił, w celu zapewnienia odpowiedniego "social distance" wdrożenie szeregu rozwiązań na które, gdyby nie pandemia, czekalibyśmy pewnie z dekadę dłużej.

Oczywiście to nie będzie tak, że wkrótce znikną nam wszystkie sklepy i inne lokale usługowe. Solaria z całą pewnością zostaną, podobnie jak gabinety kosmetyczne i dentystyczne. Sklepy spożywcze istniały będą jeszcze długo w takiej formie w jakiej je znamy, ale proszę zauważyć że również one - w sporej części właśnie przez pandemię - wdrożyły rozwiązania umożliwiające zakupy przez internet i dostarczenie ich kurierem pod drzwi. Czy takie usługi istniały wcześniej? Oczywiście że tak, ale to właśnie teraz, w ciągu raptem ostatniego roku, błyskawicznie się rozwinęły.

Gdybym sam miał teraz otwierać biznes to pomyślałbym nad małą gastronomią, oczywiście obowiązkowo z opcją dowozu do domu. Ewentualnie usługi, to już w zależności od własnych umiejętności i zainteresowań. Może, w przypadku dysponowania domem w atrakcyjnej turystycznie okolicy - jakieś b&b? Generalnie wybrałbym coś, do czego sam mógłbym dołożyć pewną wartość dodaną. W innych przypadkach ciężko to widzę, bo żyjemy w czasach gdy przez internet kupujemy komputer do kupowania przez internet, a za sam internet też płacimy przez internet. Koło się zamyka, nie trzeba kolejnych pośredniczących trybików.

Oczywiście powie ktoś: a czy nie możemy czegoś od podstaw produkować u siebie? Żeby to było nasze, przez nas wykonane i żeby to nie było nasze ostatnie słowo? Od siebie dodam: i żeby to nie był tylko słomiany miś z filmu "Miś"? Pewnie że możemy, ale z jakichś powodów tego nie robimy. Albo importujemy gotowe produkty albo co najwyżej części, z których skręcamy gotowe produkty. Oczywiście są wyjątki ale można je wyliczyć na palcach jednej ręki. Dlaczego jest jak jest? To już pytanie do polityków obydwu krajów, z którymi jesteśmy związani.

Na razie cieszmy się nadchodzącym latem i dbajmy o odporność. Miejmy jednak z tyłu głowy fakt, że koszmar minionego lata jeszcze się nie skończył. I że, jak to napisał Albert Camus w "Dżumie": "Bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika (...) nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście."