Strony

niedziela, 29 sierpnia 2021

CityTrees w Cork

10 sierpnia b.r. ustawiono w Cork pierwsze "CityTrees". Docelowo ma być ich 5, wszystkie w centrum miasta.  Ich zadaniem ma być oczyszczanie powietrza.

Są to, jak napisano - "duże struktury pokryte mchem, zaprojektowane do filtrowania powietrza ze szkodliwych zanieczyszczeń. Mech działa jak filtr który "wyłapuje" i "zjada" drobny pył. Maty z mchu mają usuwać z powietrza około 80% takich zanieczyszczeń. CityTrees mają również wbudowane czujniki do pozyskiwania danych o jakości powietrza do analizy oraz 40-calowe ekrany telewizyjne do udostępniania informacji o jakości powietrza w mieście. Posiadają również siedziska które pełnią funkcję małej architektury."

Nie brak jednak odmiennych opinii, wg których "urządzenia są kosztowną i nieefektywną sztuczką i nie będą miały znaczącego wpływu na jakość powietrza w mieście." 

Utrzymanie w pierwszym roku 5-ciu "CityTrees" w Cork ma kosztować ok. 350 tys. euro, w latach kolejnych podobno po "kilka tysięcy euro".

/Powyżej: pierwsze CityTrees przy St Patrick's Street/

sobota, 28 sierpnia 2021

Curved Horizons

Od 28.08 do 2.10 b.r. w St. Peter's Cork ma miejsce wystawa "Curved Horizons", na której swoje dość zróżnicowane tematycznie prace prezentuje ośmioro artystów. Jak to zwykle przy takich wystawach bywa, prace można od razu nabyć.

/Powyżej: Curved Horizons/

piątek, 27 sierpnia 2021

Koronawirus w Cork /57/: po przerwie kolejne zachorowania

Firma w której obecnie pracuję /Apple/ bardzo przejrzyście informuje swoich pracowników o przypadkach zachorowań na covid wśród załogi. Wprowadziła też bezpłatne testy dla wszystkich chętnych, początkowo był to jeden test tygodniowo a teraz można się testować na miejscu nawet codziennie, do czego zresztą zachęcano. W przypadku pozytywnego testu szybko organizowane są krótkie spotkania z informacją o takim przypadku i z reguły wysyłano na kwarantannę osoby mające "bliski kontakt" z zarażonym. Sam na takiej kwarantannie byłem w październiku ub.r.

Taka polityka nie jest niestety regułą wśród firm w Irlandii, zdarzały się przypadki że szefostwo, nie chcąc wysyłać ludzi na kwarantannę, zatajało informacje o pozytywnych testach tej czy innej osoby. Z jednej strony zrozumiałe, bo targety same się nie zrobią i będzie po premii, z drugiej - to jednak była zwykła granda, szczególnie na samym początku epidemii, kiedy nie bardzo było wiadomo z czym mamy do czynienia.

Wracając: informacje o ilości zachorowań są przejrzyste a konieczność ich podawania objęta wręcz wewnętrznym rygorem. Tyle że przez ostatnie co najmniej 3-4 miesiące takich przypadków nie odnotowano a przynajmniej ja sobie ich nie przypominam. Tymczasem w ostatnim tygodniu poinformowano nas już o bodajże kolejnych 3 zachorowaniach w naszym miejscu pracy.

Nie wyciągam z tego na razie żadnych wniosków o "nadchodzącej 4 fali", nie wiem czy te osoby były zaszczepione czy nie, itp. Ot tak, sobie a muzom do odnotowania...

poniedziałek, 16 sierpnia 2021

Podróż do Polski w czasach zarazy

W ciągu ostatniego roku dla wielu z nas najbardziej dotkliwym ograniczeniem któremu musieliśmy się poddać, było utrudnione podróżowanie. W dodatku nie tylko po Irlandii, gdzie przez wiele miesięcy musieliśmy przestrzegać zakazu oddalania się od domów na odległość większą niż 5 kilometrów ale i za granicę, w tym i do Polski, gdzie dla sporej części Rodaków mieszkających w Irlandii jednak tam znajduje się ten prawdziwy dom. W ciągu 17 lat mieszkania na Zielonej Wyspie naszą Ojczyznę odwiedziłem dokładnie...44 razy. Byłoby więcej, gdyby nie te covidowe restrykcje, bo w poprzednich latach lataliśmy tam co kwartał. Przedostatni raz w kRAJu byłem wraz z Żoną w sierpniu ubiegłego roku. Wtedy to koronowirusowa karuzela wyraźnie zwolniła i wydawało się że wkrótce wszystko wróci do normy. Jak już wiemy, nic takiego nie nastąpiło więc w sumie dopiero po kolejnym roku mogłem ponownie trafić na Ojczyzny łono. 

Jak wyglądała nasza podróż do Polski w tych czasach zarazy? Zacznę oczywiście od covidowych certyfikatów. Ja się zaszczepiłem więc dostałem swój koronawirusowy "paszport" i niewiele mnie te ograniczenia dotykały ale moja Żona, sceptycznie nastawiona do tego konkretnego szczepienia, tego nie zrobiła, więc musiała wykonać test. Możliwości były dwie: albo zrobić go w Irlandii, czyli przed wylotem do Polski albo już po przybyciu do kRAJu, licząc się z tym że sanepid nakłada z automatu 2-tygodniową kwarantannę, którą przerywa dopiero zgłoszenie negatywnego wyniku testu. Teoretycznie to drugie rozwiązanie przynajmniej gwarantuje dostanie się do kRAJu, bo w przypadku pozytywnego testu wykonanego przed wylotem oczywistym jest, że przynajmniej w teorii nigdzie nie polecimy. Tyle tylko że ten drugi wybór jest jednocześnie - nie chcąc nazywać tego bardziej dosadnie - skrajnym egoizmem i brakiem odpowiedzialności. W przypadku pozytywnego wyniku testu wykonanego przed wylotem co najwyżej przepadnie nam urlop. Ciężko, ale bywają w końcu większe nieszczęścia. Gdyby się jednak już w Polsce okazało że przywlekliśmy ze sobą wirusa, to oprócz skierowania na kwarantannę /też pytanie gdzie ją wówczas odbyć, jeżeli przylatujemy do rodziny w której są osoby o obniżonej odporności?/ możemy też pokrzyżować plany innym uczestnikom wspólnego lotu, nawet jeżeli nikt ich nie poinformuje o bliskim kontakcie z zarażonym. 

W naszym przypadku wybór był oczywisty i Agnieszka zrobiła test przed wylotem, w jednej z aptek w Cork. Żeby było zabawniej, podzieliła się z farmaceutką swoimi obawami o wynik, na co pani która przeprowadzała ten test od razu ją uspokoiła: proszę się nie martwić, na pewno będzie negatywny. Rzeczywiście, był. Skąd wiedziała? Czyżby działała tutaj reguła że klient nasz Pan? Oby nie, ale faktem jest że na tych testach też jest spora kasa do wyjęcia więc i pokusy mogą być różne. Taki test wykonany przez farmaceutę kosztuje 50 euro, tymczasem jest to ten sam test który możemy sami nabyć i na sobie wykonać za raptem 8 euro. Tyle tylko że w tym pierwszym przypadku dostaniemy jego immienne i z kodem QR potwierdzenia na e-mail. Biznes to biznes i apteki też zaczęły rywalizować między sobą: w niektórych można zrobić dokładnie takie same testy już za 30 euro a niewykluczone że wkrótce będzie jeszcze taniej.

Tak więc obydwoje zaopatrzeni w paszporty zwykłe i covidowe wyruszyliśmy w naszą podróż do kRAJu. Mieszkamy w Cork a pierwszym naszym przystankiem w Polsce jest Kraków, więc tak jak rok temu najpierw pojechaliśmy autobusem do Dublina żeby stamtąd polecieć już bezpośrednio do tegoż dawnego królewskiego miasta, ciągle budzącego niekłamany zachwyt wśród Irlandczyków. Jest ogromna różnica pomiędzy sierpniem 2020 roku a sierpniem roku 2021: w zeszłym roku ze względu na wprowadzone restrykcje autobus zabierał co najwyżej 1/4 zwykłej ilości pasażerów, teraz wszystkie miejsca w nim były zajęte, bez żadnego "social distancing" chociaż maseczki nadal trzeba zakładać. Rok temu lotnisko w Dublinie było praktycznie puste i śmiało można je było wykorzystać do scenerii jakiegoś postapokaliptycznego horroru, teraz pasażerów było tak wielu że można z kolei śmiało kręcić futurystyczny obraz o przeludnieniu Ziemi.

W Dublinie przy odprawie paszportowej nikt nie wymagał od nas żadnych covidowych certyfikatów czy potwierdzeń że wysłaliśmy online formularze lokalizacyjne a jak czytałem na tej czy innej facebookowej grupce, jedni Rodacy przekonywali drugich że bez tego nikt ich nie wpuści do samolotu. Po wylądowaniu w Krakowie najpierw standardowo odczekaliśmy w długiej kolejce, bo jak zwykle na 12 okienek otwartych było tylko 3. Ot, taka paranoja: z jednej strony podobno mamy pandemię a żółte krzykliwe znaki przypominają nam o konieczności zachowania dystansu od siebie a z drugiej, zamiast otworzyć więcej okienek i jak najszybciej kolejkę rozładować żeby ludzie nie tłoczyli się zanadto, to jak zwykle pełny tumiwisizm. Nie ma to jak państwowa posadka, choćby w takich służbach paszportowo - celnych. Odprawa, celnik dość znudzony ogląda nagorliwie podaną mu przeze mnie kartkę papieru będącą moim oficjalnym unijnym coronavirusowym paszportem ale nie skanuje znajdującego się na nim kodu QR. I już, po wszystkim.

Na lotnisku zamawiamy taksówkę, podjeżdża kierowca z Ukrainy. Bardzo sympatyczny, rozmowny, chwali sobie życie i pracę w Polsce. Nie pytany sam opowiada o swoich dochodach, wychodzi na to że miesięcznie spokojnie zarabia tyle, co my tutaj.

Opis samego pobytu w Polsce Państwu oszczędzę, bo każdy wie jak jest: nadrabia się odwiedziny u rodziny i przyjaciół a czasu zawsze jest za mało. Zaznaczę tylko że jest odczuwalnie drożej niż było ale to już sami Państwo na pewno wiecie. Z innych spostrzeżeń: praktycznie nikt tam już nie nosi maseczki. Może jeszcze w galeriach handlowych nieco zwraca się na to uwagę, wtedy większość klientów paraduje w nim ostentacyjnie opuszczając je na brodę. Natomiast w mniejszych sklepach z płazami czy owadami w nazwach, zakładach usługowych a nawet w aptekach, nikt sobie tym głowy nie zwraca, na czele z personelem. Piszę o tym bo co innego widzę w polskiej tv, którą jeszcze czasami podglądam a co innego zobaczyłem w rzeczywistości. Byliśmy również na weselu u dalszej rodziny. Teoretycznie obowiązują limity niezaszczepionych gości /podczas gdy zaszczepionych się do nich nie wlicza/ ale znowu: co innego teoria co innego praktyka, bo w sumie kto i jak miałby to sprawdzać? Tworząc przepisy których się nie da lub nie chce egzekwować, władza sama siebie naraża na śmieszność. Tyle że polityka to nie kabaret i w tej dziedzinie życia społecznego dla decydenta lepiej jest żeby się go bali niż się z niego śmiali.

Bardzo interesujący był sam powrót. Od razu zaznaczę że wracałem sam, niezaszczepiona Żona dołączy do mnie nieco później. Zarówno przy odprawie w Polsce jak i w Irlandii okazywałem tylko paszport i bilet, ponownie nikt nie wymagał okazania potwierdzenia wysłania formularza lokalizacyjnego a nawet, co mnie już mocno zdziwiło, covidowego certyfikatu. Dla pewności zapytałem celnika w Dublinie, okazując stosowny papier, czy nie potrzebuje tego? Stwierdził - że nie. Nie tylko nie skanował kodu QR ale nawet nie spojrzał na wspomniany certyfikat, co przynajmniej zrobił celnik w Polsce. Dziwna sytuacja bo znowu: co innego w mediach co innego w realu. Ale od razu zastrzegam: to co przytrafiło się mi w połowie sierpnia nie musi przydarzyć się Państwu a przepisy zmieniają się tak błyskawicznie że to co obowiązywało przedwczoraj nie musi obowiązywać jutro. 

Tak czy owak żyjemy w ciekawych, chociaż dość absurdalnych czasach. Tym bardziej więc szybkiego powrotu do normalności Państwu i sobie życzę.

niedziela, 15 sierpnia 2021

44 wizyta w Polsce (14): żal odjeżdżać...

"A na koniec, cóż powiedzieć? Żal odjeżdżać!" - powiedział Papież Jan Paweł II na lotnisku w krakowskich Balicach, gdy dobiegła końca Jego ostatnia pielgrzymka do Polski. Z tych samych krakowskich Balic sam odlatuję do Dublina i targają mną takie same uczucia, chociaż wierzę że - na miły Bóg! - nie był to mój ostatni przyjazd do Polski. Wracam sam, Agnieszka dołączy do mnie za kolejne 2 tygodnie. Ona ma więcej urlopu do wykorzystania, ja niestety od poniedziałku muszę wracać do pracy.

Zarówno przy odprawie w Polsce jak i w Irlandii okazywałem tylko paszport i bilet, ponownie nikt nie wymagał okazania potwierdzenia wysłania formularza lokalizacyjnego a nawet, co mnie już mocno zdziwiło, covidowego certyfikatu. Dla pewności zapytałem celnika w Dublinie, okazując stosowny papier, czy nie potrzebuje tego? Stwierdził - że nie. Nie tylko nie skanował kodu QR ale nawet nie spojrzał na wspomniany certyfikat. Dziwna sytuacja, bo znowu co innego w mediach co innego w realu. Ale od razu zastrzegam: to co przytrafiło się mi w połowie sierpnia nie musi przydarzyć się Państwu a przepisy zmieniają się tak często i szybko że to co obowiązywało przedwczoraj nie musi obowiązywać jutro...

Zainteresowanych zapraszam do obejrzenia na YT krótkiego filmiku z naszego pobytu w Polsce: LINK

/Powyżej: z Agnieszką przed lotniskiem w Krakowie-Balicach, za 2 godziny wylatuję/

sobota, 14 sierpnia 2021

44 wizyta w Polsce (13): pasieka mojego Taty

Odwiedziliśmy pasiekę mojego Taty i przygotowaliśmy kilka skrzynek miodu oraz kilkanaście kilogramów wosku do wysłania kurierem do Cork. Mój Tata prowadzi pasiekę od ponad 30 lat a pochodzący z niej miód jest, co tu dużo pisać, najlepszy na świecie. A z wosku, wiadomo, powstaną autentyczne woskowe świeczki. Zainteresowanych zapraszam na stronę na fb Skarby Ula, prowadzoną przez Agnieszkę, bo i miód i domowy wyrób świeczek to zdecydowanie Jej domena ;-)

Poniżej - kilka zdjęć z pasieki:



piątek, 13 sierpnia 2021

44 wizyta w Polsce (12): cebularz

W Krakowie mają obwarzanki a na Lubelszczyźnie - cebularze. Znane od średniowiecza, początkowo wypiekane głównie przez Żydów, którzy przepędzani z wielu europejskich krajów znaleźli bezpieczne schronienie w Polsce. Receptura jest prosta: pszenny placek z cebulą i makiem. Sam zajadałem się nimi we wczesnej młodości, tyle że wtedy wyglądały i smakowały zdecydowanie lepiej. Mam nadzieję że przy kolejnym pobycie tutaj znajdę jeszcze cebularze z prawdziwego zdarzenia. 

/Powyżej: cebularz/

czwartek, 12 sierpnia 2021

44 wizyta w Polsce (11): Zielone Biłgorajskie

Wiele razy czytałem w różnych internetowych mediach że w Irlandii na Dzień św. Patryka serwuje się zielone piwo. Mieszkam tutaj już ponad 17 lat i nigdy się z tym nie spotkałem, a bywało się tego dnia w tym czy innym pubie. Inna rzecz że zawsze to święto spędzałem w Cork, może gdzie indziej - jak choćby w kosmopolitycznym Dublinie - jest inaczej? Jedyne zielone piwo jakie kiedykolwiek piłem to Zielone Biłgorajskie i jest to najlepsze piwo które w swoim - niekrótkim już przecież życiu - wypiłem. Spróbujcie koniecznie, kiedy będziecie w tych stronach ;-)

/Powyżej: moje Zielone Biłgorajskie ;-)/

środa, 11 sierpnia 2021

44 wizyta w Polsce (10): Matka Boża Dająca Rozum

Jeszcze raz przyjechaliśmy do Tomaszowa Lubelskiego. Tam m.in. odwiedziliśmy Cerkiew pw św. Mikołaja Cudotwórcy. 

Byliśmy w tym miejscu rok temu, ten sam ksiądz prawosławny zaprosił nas do środka i pokazał postęp prac przy remoncie świątyni. Swoją drogą, pierwszy raz byłem w tej cerkwi jako dziecko na wycieczce szkolnej, gdzieś w pierwszej połowie lat 80-tych ub.w. Pamiętam to doskonale, bo wrzuciłem do cerkiewnej skarbonki całe moje kieszonkowe ;-)

Tym razem w cerkiewnym sklepiku kupiliśmy dwie miniaturowe reprodukcje ikon: pierwsza to ikona Matki Bożej Szybko Spełniającej Prośby a druga, która stanie się chyba moją ulubioną - to ikona Matki Bożej Dającej Rozum. Na pewno się przyda ;-) Można ją postawić, można powiesić na ścianie. Do tego dokupiliśmy m.in. woreczek z ornamentami, osobiście wyszywanymi przez żonę księdza oraz kilka innych drobiazgów.

/Powyżej: woreczek wyszywany przez żonę księdza oraz świeżo rozpakowana ikona Matka Boża Dająca Rozum/

wtorek, 10 sierpnia 2021

44 wizyta w Polsce (9): MOCAK 8

Obowiązkowa wizyta w krakowskim MOCAK-u. Tradycyjny miszmasz, jak dla mnie interesująca jest może 1/5 wystaw, reszta to zwykłe śmieci ale oczywiście nikt nie musi się ze mną zgadzać. Niemniej dla tej 1/5 - warto tutaj zajrzeć.

/Powyżej: jeden z obrazów Marcina Maciejowskiego/

poniedziałek, 9 sierpnia 2021

44 wizyta w Polsce (8): Wąwóz Świętej Królowej Jadwigi w Sandomierzu

W Sandomierzu byliśmy 9 lat temu /jak ten czas leci.../, więc zamiast wrzucania kolejnych zdjęć z rynku, tym razem Wąwóz Świętej Królowej Jadwigi, którym też przeszliśmy 9 lat temu ale który od 2017 roku decyzją Prezydenta RP Andrzeja Dudy został wpisany /wraz z innymi zabytkami Sandomierza/ na na listę pomników historii, mających duże znaczenie dla dziedzictwa kulturalnego Polski.

/Powyżej: Wąwóz Świętej Królowej Jadwigi/

niedziela, 8 sierpnia 2021

44 wizyta w Polsce (7): Jezioro Tarnobrzeskie

Krótki wypad nad Jezioro Tarnobrzeskie. Ten zbiornik wodny powstał w 2009 roku po zalaniu wodą dawnej kopalni odkrywkowej siarki "Machów". Jezioro ma powierzchnię 455 ha i głębokości do 42 metrów. W 2010 roku usypano przy nim plażę.

/Powyżej: Jezioro Tarnobrzeskie/

sobota, 7 sierpnia 2021

44 wizyta w Polsce (6): ślub Kasi i Konrada

Jednym z głównych celów naszej wizyty w Polsce, oczywiście oprócz odwiedzin u Najbliższych, był wyjazd do Tarnobrzega na ślub i wesele Kasi i Konrada, na które zostaliśmy zaproszeni. Było super, przetańczyliśmy całą noc ;-)

Poniżej - kilka zdjęć:




piątek, 6 sierpnia 2021

44 wizyta w Polsce (5): Pluszak w Sandomierzu

Dzisiaj wyjechaliśmy z Tomaszowa Lubelskiego i pojechaliśmy do Sandomierza. Tam spędzimy weekend w nieco większym rodzinnym gronie a na sobotę jesteśmy zaproszeni do Tarnobrzega na ślub: żeni się kuzyn Agnieszki. W Sandomierzu wynajęliśmy pokoje w "Apartamenty i Pokoje Pluszak" - świetne miejsce na rodzinny niewielki zjazd. Kolację zjedliśmy w restauracji Mariano, niedrogo a jednocześnie spory wybór dań w karcie.

/Powyżej: Pluszak, miejsce naszego noclegu/

środa, 4 sierpnia 2021

44 wizyta w Polsce (4): Tomaszów Lubelski i Zamość

Wyjeżdżamy z Krakowa w moje rodzinne strony. Odwiedzamy m.in. Tomaszów Lubelski i Zamość. Zostaniemy tutaj tylko 2 dni ale przyjedziemy raz jeszcze w następnym tygodniu.

/Powyżej: w Tomaszowie Lubelskim/

/Powyżej: w Zamościu/

wtorek, 3 sierpnia 2021

44 wizyta w Polsce (3): roślinny boczek i karkówka

Wybrałem się do jednego z krakowskich sklepów z żywnością dla jaroszy, konkretnie - do Gilko Vegan Store. Skusiła mnie ich oferta roślinnego boczku, karkówki, salami, myśliwskiej, kabanosów, itp. Obkupiłem się - było pyszne :-) 

/Powyżej: wegańskie wiktuały/

poniedziałek, 2 sierpnia 2021

44 wizyta w Polsce (2): u dentysty

Jak chyba większość Rodaków /a i sporo Irlandczyków/ wizytę w Polsce zaczynamy od... wizyty u dentysty. Nic się nie dzieje, zwykły przegląd ale ciągle wszelkie tego typu zabiegi zdecydowanie taniej jest zrobić w Polsce niż w Irlandii, tym bardziej że mamy w Krakowie swój "zaprzyjaźniony" gabinet, jeżeli można to tak nazwać ;-)

Musimy wypełnić "koronawirusowe" druki z zapytaniem o szczepienie, o potencjalny kontakt z kimś chorym, itp. 

/Powyżej: w poczekalni u dentysty/

niedziela, 1 sierpnia 2021

44 wizyta w Polsce (1): ukraińska taksówka

Po roku przymusowej przerwy spowodowanej koronawirusowymi restrykcjami -wreszcie lecimy do Polski. Ja na 2 tygodnie, Agnieszka na nieco dłużej, tym bardziej że musi wykorzystać zeszłoroczny urlop. 

Jak wyglądała nasza podróż do Polski w tych czasach zarazy? Zacznę oczywiście od covidowych certyfikatów. Ja się zaszczepiłem więc dostałem swój koronawirusowy "paszport" i niewiele mnie te ograniczenia dotykały ale moja Żona, sceptycznie nastawiona do tego konkretnego szczepienia, tego nie zrobiła, więc musiała wykonać test. Możliwości były dwie: albo zrobić go w Irlandii, czyli przed wylotem do Polski albo już po przybyciu do kRAJu, licząc się z tym że sanepid nakłada z automatu 2-tygodniową kwarantannę, którą przerywa dopiero zgłoszenie negatywnego wyniku testu. 

Teoretycznie to drugie rozwiązanie przynajmniej gwarantuje dostanie się do kRAJu, bo w przypadku pozytywnego testu wykonanego przed wylotem oczywistym jest, że przynajmniej w teorii nigdzie nie polecimy. Tyle tylko że ten drugi wybór jest jednocześnie - nie chcąc nazywać tego bardziej dosadnie - skrajnym egoizmem i brakiem odpowiedzialności. W przypadku pozytywnego wyniku testu wykonanego przed wylotem co najwyżej przepadnie nam urlop. Ciężko, ale bywają w końcu większe nieszczęścia. Gdyby się jednak już w Polsce okazało że przywlekliśmy ze sobą wirusa, to oprócz skierowania na kwarantannę /też pytanie gdzie ją wówczas odbyć, jeżeli przylatujemy do rodziny w której są osoby o obniżonej odporności?/ możemy też pokrzyżować plany innym uczestnikom wspólnego lotu, nawet jeżeli nikt ich nie poinformuje o bliskim kontakcie z zarażonym. 

W naszym przypadku wybór był oczywisty i Agnieszka zrobiła test przed wylotem, w jednej z aptek w Cork. Żeby było zabawniej, podzieliła się z farmaceutką swoimi obawami o wynik, na co pani która przeprowadzała ten test od razu ją uspokoiła: proszę się nie martwić, na pewno będzie negatywny. Rzeczywiście, był. Skąd wiedziała? Czyżby działała tutaj reguła że klient nasz Pan? Oby nie, ale faktem jest że na tych testach też jest spora kasa do wyjęcia więc i pokusy mogą być różne. Taki test wykonany przez farmaceutę kosztuje 50 euro, tymczasem jest to ten sam test który możemy sami nabyć i na sobie wykonać za raptem 8 euro. Tyle tylko że w tym pierwszym przypadku dostaniemy jego imienne i z kodem QR potwierdzenia na e-mail. Biznes to biznes i apteki też zaczęły rywalizować między sobą: w niektórych można zrobić dokładnie takie same testy już za 30 euro.

Tak więc obydwoje zaopatrzeni w paszporty zwykłe i covidowe wyruszyliśmy w naszą podróż do kRAJu. Mieszkamy w Cork a pierwszym naszym przystankiem w Polsce jest Kraków, więc tak jak rok temu najpierw pojechaliśmy autobusem do Dublina żeby stamtąd polecieć już bezpośrednio do grodu Kraka.

Jest ogromna różnica pomiędzy sierpniem 2020 roku a sierpniem roku 2021: w zeszłym roku ze względu na wprowadzone restrykcje autobus zabierał co najwyżej 1/4 zwykłej ilości pasażerów, teraz wszystkie miejsca w nim były zajęte, bez żadnego "social distancing" chociaż maseczki nadal trzeba zakładać. Rok temu lotnisko w Dublinie było praktycznie puste i śmiało można je było wykorzystać do scenerii jakiegoś postapokaliptycznego horroru, teraz pasażerów było tak wielu że można z kolei śmiało kręcić futurystyczny obraz o przeludnieniu Ziemi.

/Powyżej: w samolocie ;-)/

W Dublinie przy odprawie paszportowej nikt nie wymagał od nas żadnych covidowych certyfikatów czy potwierdzeń że wysłaliśmy online formularze lokalizacyjne a jak czytałem na tej czy innej facebookowej grupce, jedni Rodacy przekonywali drugich że bez tego nikt ich nie wpuści do samolotu. Po wylądowaniu w Krakowie najpierw standardowo odczekaliśmy w długiej kolejce, bo jak zwykle na 12 okienek otwartych było tylko 3. Ot, taka paranoja: z jednej strony podobno mamy pandemię a żółte krzykliwe znaki przypominają nam o konieczności zachowania dystansu od siebie a z drugiej, zamiast otworzyć więcej okienek i jak najszybciej kolejkę rozładować żeby ludzie nie tłoczyli się zanadto, to jak zwykle pełny tumiwisizm. Nie ma to jak państwowa posadka, choćby w takich służbach paszportowo - celnych. Odprawa, celnik dość znudzony ogląda nagorliwie podaną mu przeze mnie kartkę papieru będącą moim oficjalnym unijnym coronavirusowym paszportem ale nie skanuje znajdującego się na nim kodu QR. I już, po wszystkim.

Na lotnisku zamawiamy taksówkę, podjeżdża kierowca z Ukrainy. Bardzo sympatyczny, rozmowny, chwali sobie życie i pracę w Polsce. Nie pytany sam opowiada o swoich dochodach, wychodzi na to że miesięcznie spokojnie zarabia tyle, co my tutaj. I bardzo dobrze, niech Polska rośnie w siłę a ludziom żyje się dostatniej ;-)