Właśnie wróciłem z mojej 49 podróży do Polski. Jednocześnie była rekordowo krótka: byłem w kRAJu tylko 1 dzień. Tym samym obejdzie się bez zdjęć i filmików za to jest więcej do poczytania ;-)
Tytułem wyjaśnienia chociaż bez wchodzenia w szczegóły: zapisaliśmy się z Agnieszką na ważny dla nas państwowy kurs, który trwa 3 miesiące ale zajęcia odbywają się tylko raz w tygodniu, przez kilka godzin. Tak więc minimum jeden dzień w tygodniu musimy być w Polsce, stąd nasza częsta tutaj obecność. Co to za kurs, etc., napiszę kiedy indziej. Po prostu - jest on dla nas na tyle ważny że "opłaca" nam się przylatywać choćby na jeden dzień. Swoją drogą, mam wrażenie że w tym roku dłużej mieszkamy w PL niż w IRL.
Standardowo: autobus z Cork do Dublina, następnie lot do Krakowa. Kierowca autobusu był jakiś taki mało uprzejmy, co jest rzeczą dziwną w Irlandii. Po akcencie było słychać że nie Irlandczyk ale też nie Polak. Dyrygował pasażerami każąc im układać większy bagaż w luku bagażowym podzielonym domyślnie na trzy części /prawa, lewa, środek/, w zależności od tego kto na jakim przystanku będzie wysiadał, czyli w praktyce: Dublin centrum, terminal 2 i 1. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałem. Pewnie u siebie w kraju był nauczycielem, w dodatku przy każdej pensji pełnym pretensji. A może wojskowym? Nieważne ale dziwne. Na szczęście od dawna latam wyłącznie z jednym naprawdę małym bagażem podręcznym, który wnoszę też do autobusu. Za mną usiadła pani z dzieckiem. Do tej pory takie atrakcje jak kopanie w fotel miałem tylko w samolocie, teraz już nawet w autobusie. No cóż, taka karma, ludzie mają większe problemy.
Na lotnisku tłumy ale jestem wystarczająco wcześniej, więc bez nerwów, spokojnie przechodzę przez wszystkie punkty kontroli. Lot i tak opóźniony, zmieniają nam bramkę ale nawet o tym nie informują. Jednak Polacy to inteligentny naród i szybko ogarniają sytuację. Gorzej, że z tej samej bramki o podobnej godzinie miał startować samolot do Florencji, który jak się okazało też był opóźniony. Jednak Włosi z kolei tego nie rozumieją, ustawiają się w kolejce na lot do Krakowa, bo wcześniej mieli wyświetlone, że stąd ma być o tej porze ich lot. Zaczynają głupie dyskusje z obsługą, jakieś przepychanki, itp. Jakim cudem ten naród jest bogatszy od nas i stworzył niegdyś tak wspaniałą cywilizację? No cóż, czas przeszły, dokonany. W historii wiele narodów tworzyły wspaniałe cywilizację a później degenerowały się lub wręcz znikały z areny dziejów. Wierzę, że my ciągle czekamy jeszcze na swoje 5 minut.
Jak było do przewidzenia, również w samolocie mam za sobą mamę z dzieckiem. Taka karma, jak wspomniałem, nie oszukam przeznaczenia. Kolejne 3 godziny kopania w fotel. Nauczka dla mnie, żeby zawsze wykupować miejsce przy przejściu, dzieciaki z reguły siadają przy oknie. I z reguły takie właśnie miejsce przy przejściu zawsze wykupujemy gdy lecimy razem z Agnieszką, żeby być koło siebie. Tym raz lecę sam a Agnieszka, jak to krakowski centuś, gdy rezerwowała dla mnie bilet dopłacać nie chciała, więc system mi wylosował, jak wylosował, czyli miejsce przy oknie. Niby to jest właśnie najlepsze miejsce, ale nie w nocy. No i nie gdy ma się za sobą energicznego 2-3 latka.
I żeby nie było: nie jestem starym zgredem który do hałasujących na podwórku dzieci najchętniej by strzelał z wiatrówki. To są tylko dzieci, ich wiek ma swoje prawa. Ale za ich zachowanie odpowiadają rodzice. Powinni zająć im czas, a to bajką a to wspólna zabawą, itp. Jednak z reguły dziecko jest pozostawione samo sobie, więc wiadomo że się nudzi, gdy rodzic siedzi z nosem w komórce. Po chwili polska mama orientuje się że bobas jednak dokazuje za bardzo i seria kopnięć choćby w wykonaniu kilkulatka w fotel naprzeciwko niekoniecznie musi odpowiadać siedzącemu na nim pasażerowi, w tym nawet takiej oazie spokoju jak ja, chociaż nic się nie odezwałem. Zaproponowała więc dziecku oglądanie bajeczki. Myślałem, że ma przygotowaną na podróż jakąś książeczkę ale gdzie tam - dziecko dostało do ręki tableta z podkręconym maksymalnie głosem. No nic, sobie dla odnotowania: zawsze miejsce przy przejściu a i awaryjnie korki do uszu też mogą się przydać. I jeszcze raz: nic nie mam do dzieci. Do dzieci - nie. Nic.
Lądujemy, kolejka do hali lotniska bo jednocześnie wylądował samolot z UK /jak wspomniałem nasz był opóźniony pół godziny/. Mieszamy się z Brytyjczykami ale obsługa szybko nas rozdziela: tamci już nie są już w Unii Europejskiej więc spędzono ich do innej zagródki, właśnie dla tych spoza UE. Tak, że tak. Odprawa paszportowa: zawsze kiedy to możliwe korzystam z automatów.do samodzielnej odprawy, tym razem też tak zrobiłem. Była kolejka ale część ludzi nagle zawróciła i zrobiło się niemal pusto. Okazało się że nasi Rodacy chcieli w nich przeskanować dowody osobiste a nie paszporty dla których dedykowane są maszyny. A i przy okazji : nikt już nie sprawdzał paszportów covidowych.
W Krakowie spędzam 1 /słownie: jeden/ dzień, to mój najkrótszy pobyt w Polsce. Tym razem tak wypadło ale w przyszłym tygodniu będę znowu, być może uda się zostać trochę dłużej. Agnieszka odwozi mnie na lotnisko, sama wróci do Cork dopiero za dwa tygodnie.
Na lotnisku skanuje się oczywiście znowu w maszynie i tak jak tydzień temu, gdy też wylatywałem z Krakowa, system się zawiesił a mnie uwięził w jednej z bramek. Dopiero po dłuższej chwili jeden z celników raczył ruszyć 4 litery i najpierw stwierdził że "źle zeskanowalem paszport". Pytam go jakim cudem mogłem to zrobić a gdyby nawet jakimś, to dlaczego pierwsza bramka się otworzyła a zawiesiło się dopiero na skanowaniu twarzy, tak jak przed tygodniem - o czym wspomniałem? Nic nie odpowiedział, poszedł do komputerka i po kolejnej dłuższej chwili wypuścił mnie z tej pułapki. Ani przepraszam, ani pocałuj nas w d.... Normalnie nie zwróciłbym na to uwagi ale po 18 latach pobytu w Irlandii brak takich choćby i machinalnie wypowiadanych zwrotów grzecznościowych, jednak razi. A już zrzucanie winy za niepoprawne działanie maszyny na pasażera, to istne kuriozum.
Abstrahując, ten brak kultury w niektórych obszarach życia w kRAJu naprawdę mi przeszkadza, stąd dobrze że pewne regulacje prawne wymuszają odpowiednie zachowanie się. Weźmy taki wprowadzony stosunkowo niedawno nakaz zatrzymania się przed przejściem, gdy podchodzi do niego pieszy. Kiedyś można było sobie stać do woli, żaden król szos cię nie przepuścił, chyba że byłeś już na pasach a i to potrafili omijać. Teraz to się na szczęście zmieniło ale wyłącznie wskutek bata nad głową. Niemniej dalej chamstwo i cwaniactwo na polskich drogach jest powszechne. Co nie znaczy że nie zdarza się w IRL, jednak proporcje są zdecydowanie inne.
Podobnie jak poprzednio, połowa samolotu to obywatele Ukrainy, starsze samotne kobiety i kobiety z dziećmi. W obydwie strony samolot opóźniony średnio o pół godziny. Do Dublina przyleciał spóźniony, z Krakowa wyleciał opóźniony, chociaż podstawiony był o czasie, etc. Na autobus do Cork zdążyłem w ostatniej chwili, pewnie dlatego że też był nieco spóźniony.
Jutro - do pracy.
Świetnie Pan to wszystko opisał, lubię Pana lekkie pióro.
OdpowiedzUsuńPo tekście widać, że jest Pan nieźle wkurzony.
Nie dziwię się.
Zastanawiające w tym wszystkim jest to, Piotrze, czym sobie nagrabiłeś, skoro dopadła Cię taka okrutna karma ;) Podziwiam Twoją stoicką postawę i szczerze współczuję!
OdpowiedzUsuńZgadzam się z powyższym komentarzem - bardzo długi tekst, ale jednocześnie tak lekki i przyjemny, że czytałam go z zapartym tchem niczym najlepszy thriller :)
Spokojnych lotów życzę!
Co do karmy, to wiadomo: nie ma niewinnych, każdy ma coś na sumieniu ;-)
UsuńDziękuję i pozdrawiam serdecznie
Pod koniec marca zniesli obowiakowa kwarantanne w Polsce, dlatego juz o paszport kowid nie prosza. Co do chamstwa to sie zgadzam ciezko sie przestawic. Planujecie panstwo powrot na stale?
OdpowiedzUsuńTak. Inna rzecz, że "tymczasowo" jesteśmy w IRL już od lat. Ale jak najbardziej, planujemy powrót.
UsuńFajnie, wszystkiego dobrego
Usuń