Niespodziewanie Polska stała się pełnoletnim członkiem Unii Europejskiej. Za niespełna miesiąc, 1 maja b.r. minie 18 lat od kiedy staliśmy się formalnie częścią tego gospodarczo-politycznego związku. Przetrwamy kolejne lata czy raczej wzorem Wielkiej Brytanii opuścimy ten sojusz w którym jak na razie jesteśmy głównie kolonią gospodarczą i rezerwuarem taniej siły roboczej dla krajów zachodnich, tak jak zresztą inne kraje które się wyrwały spod rosyjskiej dominacji? Jak na naszą decyzję wpłynął wydarzenia ostatnich dwóch lat?
Tak dla przypomnienia: wejście Polski do UE było procesem bardzo długim. Referendum w którym Polacy zdecydowali o przystąpieniu do Unii odbyło się rok wcześniej, w czerwcu 2003 roku. Jeszcze wcześniej, bo w 1994 roku nasz rząd złożył formalny wniosek o członkostwo w UE. Sam wniosek był poprzedzony podpisaniem w 1991 roku układu ustanawiającego stowarzyszenie między Rzeczpospolitą Polską a krajami ówczesnej Wspólnoty Europejskiej. Żeby było to możliwe jeszcze wcześniej należało nawiązać stosunki dyplomatyczne pomiędzy Polską a Wspólnotą Europejską, co uczyniono u schyłku komuny, bo w 1988 roku. Jak widać dobre 15 lat musiało upłynąć zanim słowo ciałem się stało.
Nawet kiedy już wstąpiliśmy to nie od razu było tak, że mogliśmy się spakować, przekroczyć dowolną granicę jednego z krajów UE i zacząć tam zarabiać. Niektóre państwa swój rynek pracy broniły przed nami do końca okresów ochronnych, chociaż nasz rynek handlu i usług spenetrowały już dobrą dekadę wcześniej. Niestety, przy okazji doprowadzając też do fali bankructw mniej zamożne polskie firmy, które nie wytrzymały konkurencji z dokapitalizowanymi konkurentami z Zachodu oraz z działaniem naszych polityków. W biznesie tak jak w polityce, nie ma sentymentów.
Było, minęło, jesteśmy już w UE. Polska wygląda zupełnie inaczej niż wtedy, przynajmniej wizualnie. Niestety, biurokracja i nastawienie państwowych funkcjonariuszy nadal jest bliższe PRL niż III RP. Człowiek jak wiadomo z komuny wyjdzie ale komuna z człowieka - nigdy. Musi chyba wymrzeć całe pokolenie pamiętające tamte czasy a i to większej gwarancji nie ma. Ale krok za krokiem, cegła za cegłą zbliżamy się do celu i budujemy nasz nowy unijny wspólny dom w którym mieszkań jest wiele. Tyle tylko, że w międzyczasie Wielka Brytania pokazała jasno że woli mieszkać we własnym a nie wspólnym domu a i w innych krajach eurosceptycy też mówią coraz głośniej mówią o wyprowadzce. Nie da się ukryć że idea wspólnego domu nie wszystkim do końca odpowiada. Okazało się że mieszkania nie są w takim samym standardzie, lokatorom jednego pozwala się na więcej niż lokatorom innego a nad wszystkim czuwa niemiecki gospodarz domu. Tylko nie jest jak w piosence z serialu "Alternatywy 4" w której zapewniano że "nie da on krzywdy zrobić nikomu", bo już się przekonaliśmy że jemu też się ręce zginają do siebie.
Unijna idea była piękna, rzeczywistość jednak skrzeczy. Już pomijam tę jawnę likwidację polskiej konkurencji przeprowadzoną w latach 90-tych ubiegłego wieku, którą Niemcy zrobiły rękami polskojęzycznych rzekomych liberałów, opowiadających bajki o działaniu wolnego rynku i o tym że kapitał nie ma narodowości. Znamienne że oprócz likwidacji przemysłu przejęto również polskie media, co w innych krajach zachodnich było i jest nie do pomyślenia. Już nawet nie chodzi o pozorne przepychanki z rządem o jakieś trybunały konstytucyjne o których nikt wcześniej nie słyszał, "wolne" sądy, itp. Każdy kto chociaż raz był w polskim sądzie zdaje sobie sprawę że jest to rzecz nie do naprawienia. To trzeba zburzyć i zbudować od nowa, bo to sądy mają być dla ludzi a nie ludzie dla sądów. Tak samo z systemem edukacji, opieki zdrowotnej, emerytalnym, itp. Na razie tylko doraźnie łatamy dziury w naszej polskiej szalupie ale wody przybywa w zastraszającym tempie. Oczywiście sprawdzone rozwiązania istnieją, im prostsze tym lepsze ale jest spora grupa ludzi dla których utrzymanie status quo jest sprawą życia lub śmierci. A ściślej rzecz ujmując: dalszego swobodnego życia w luksusie na wolności lub śmierci z głodową emeryturą, jaką ma większość Rodaków, doraźnie tylko wspomaganą wypłatami "13-tek".
Rzecz jest poważniejsza, mianowicie w ciągu minionych dwóch lat przekonaliśmy się że solidarność i jedność krajów UE to mrzonka. W razie niebezpieczeństwa musimy liczyć sami na siebie a i przy okazji mieć oko na naszych eurosąsiadów. Zacznijmy od rzeczy tak błahej jak maseczki, które dopiero co ściągnęliśmy z twarzy. Pamiętacie Państwo co się działo w kwietniu 2020 roku kiedy cały świat nagle postanowił zakupić ten element odzieży ochronnej? Jeżeli nie, to przypomnę: jedni zaczęli podkupywać drugich, przejmując ich zamówiony towar jeszcze na chińskich lotniskach. To samo było z kombinezonami i respiratorami a kilka miesięcy później - ze szczepionkami. Cała ta europejska solidarność okazała się nie warta nawet splunięcia. Gdyby ktoś miał wątpliwości jak to zadziała w przyszłości to uprzejmie donoszę, że tak samo. Spójrzmy na rzecz znacznie poważniejszą, czyli na wojnę za naszą wschodnia granicą. Wyraźny i dosłowny szpagat, jedni wspierają Ukrainę i słusznie, drudzy deklarują to jedynie werbalnie nie mając wcześniej oporów pomimo embarga dostarczać Rosji elementów uzbrojenia.
Ale najważniejsze słowo - klucz to: EU-ROPA, oczywiście z akcentem na "ropa". Okazuje się że "starsze i mądrzejsze" kraje które uzurpowały sobie prawo do zarządzania naszym wspólnym europejskim domem kompletnie się uzależniły od rosyjskiej ropy i gazu, wcześniej jeszcze ganiąc Polaków za kopanie węgla, którego ciągle mamy pod dostatkiem i w dodatku na miejscu. Zwracała na to uzależnienie uwagę Polska, której nikt nie słuchał, za to zarzucano nam w odwecie jakieś bzdury o "łamaniu praworządności". Zwracał też uwagę prezydent USA Donald Trump który przestrzegał przed finansowaniem w ten sposób zbrojącej się Rosji a którego "liberalne" media i tłum pożytecznych idiotów okrzyknęły mianem klauna w dodatku w imię wolności słowa blokując mu dostęp do mediów społecznościowych. Teraz okazuje się że rację miała Polska, od dawna stawiając na dywersyfikację dostaw tych surowców oraz opóźniając jak długo się da zamykanie własnych kopalń. Rację miał też ten znienawidzony amerykański "klaun", za którego rządów jednak świat był znacznie bezpieczniejszy.
Co dalej? Mieć rację to za mało, bo jak wiadomo nawet zepsuty zegar dwa razy na dobę ma rację. Trzeba wyciągnąć wnioski. Niech nas nie uśpi pozorne poczucie bezpieczeństwa gwarantowane przez obecność w UE czy nawet w NATO. NATO to tak naprawdę tylko USA, nie miejmy złudzeń że jakiś Anglik czy inny Francuz będzie chciał umierać za Gdańsk, już to przerabialiśmy. Jeżeli stetryczały prezydent Stanów Zjednoczonych uzna że trudno, lepiej poświęcić Polskę niż wywołać III wojnę światową i to w dodatku nuklearną, to znowu przyjdzie nam samemu bić się z Moskalem, tak jak teraz biją się Ukraińcy. My w dodatku jeszcze będziemy musieli oglądać się za siebie czy czasem Niemcy nie wbiją nam noża w plecy, chcąc z powrotem zawłaszczyć "wolne miasta Danzig i Breslau". Nawet narracja będzie podobna: no wicie, rozumicie, Rosja najechała Polskę bo pamiętacie, to kraj "łamiący praworządność" w dodatku pełen /wyimaginowanych/ faszystów więc należało jej się. No szkoda Polaków ale na własną prośbę tak mają, po co drażnili rosyjskiego niedźwiedzia mającego w łapach przycisk z bronią atomową? EU-ROPA radziła sobie bez Polski to i poradzi sobie dalej, za to w EU znowu będzie tania ROPA, więc warto narażać się dla jakiś Polaków?
Mamy to szczęście że tym razem u bram EU-ROPY nasze miejsce zajęli Ukraińcy, którzy o dziwo dość skutecznie leją po pysku zajętego gwałceniem i grabieniem rosyjskiego niedźwiedzia. Dostaliśmy czas żeby się przygotować i tym razem zawrzeć mądre sojusze, wcześniej robiąc porządek z od lat jawnie działającą u nas agenturą. Inne kraje też muszą podjąć decyzję, czy większą wartością jest dla nich EU czy ROPA.
Bo dawna EU-ROPA właśnie się skończyła...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz