Strony

środa, 29 czerwca 2022

55 wizyta w Polsce (1): opóźnione loty, brak załogi

W swoje imieniny znowu lecę do Polski, na nieco ponad tydzień. Nadal w obie strony z przesiadką w Londynie, z tym że lecąc do Krakowa przesiadam się w Stansted a wracając z Krakowa do Cork - przesiadkę będę miał na lotnisku w Luton. Czy opłaca mi się tak latać? Na tę chwilę: tak. Zarówno czasowo /pomimo obecnie notorycznych opóźnień lotów/ jak i finansowo /płacę 4-5 razy mniej za bilety/. 

Co do wspomnianych opóźnień: lot z Cork do Londynu był opóźniony o 2,5 godziny, wskutek czego rozdano nam vouchery na zawrotną kwotę 4 euro /można za to kupić colę i chipsy, nic więcej, ja kupiłem wrapa ale już musiałem dopłacić/ a lot z Londynu do Krakowa o 1,5 godziny, przy czym w tym drugim przypadku powód opóźnienia był dość kuriozalny i przytrafił mi się pierwszy raz: otóż zabrakło personelu pokładowego ;-) Przy czym nie chodziło o pilotów ale stewardesy/stewardów. Poinformowano nas że musi być pełna załoga i czekaliśmy aż dokooptują kogoś z innej załogi.

Rozmawiałem o tej sytuacji z jednych chłopakiem który pracuje w Londynie, opowiadał mi że po brexicie w Wielkiej Brytanii autentycznie brakuje rąk do pracy i zapewne stąd ta cała sytuacja. Sobie do odnotowania i przemyślenia: dzięki Common Travel Area mając irlandzki paszport można bez problemu tam się przenieść. Kto wie?

W Polsce - gorąco, 35 °C. Proszą pamiętać ż przyleciałem z Cork, gdzie było 15 °C. Ale daję radę ;-)

W planach mamy rodzinny wyjazd w jednego z hoteli w Górach Świętokrzyskich w pobliżu którego znajduje się m.in. oceanarium, park miniatur i co najważniejsze - Dąb Bartek. Odwiedzimy też Kielce.

/Powyżej: voucher od Ryanaira/

wtorek, 28 czerwca 2022

Love taking off

Jak podają włodarze lotniska w Cork: "w ramach naszych inicjatyw na rzecz zrównoważonego rozwoju i różnorodności biologicznej, zainstalowaliśmy kilka uli na terenie kampusu lotniska". Aby to uczcić, z okazji Światowego Dnia Pszczół ogłosiliśmy konkurs plastyczny dla uczniów szkół podstawowych w całym Munster.

Część prac z tego konkursu jest obecnie prezentowana na wystawie "Love taking off", która znajduje się oczywiście - na lotnisku w Cork ;-)

/Powyżej: fragment wystawy/

/Powyżej: wybrane prace/

poniedziałek, 27 czerwca 2022

Urlop w kRAJu czy na wyspie?

Wydaje się, że po dwóch latach ograniczeń spowodowanych pandemią koronawirusa, wszystko już wróciło do normy. Świadczą o tym również kolejki na lotniskach. Ludzie najwyraźniej chcą odreagować tę separacyjną traumę i już w maju tłumnie ruszyli na wakacje. Osobiście z dalszymi wojażami radziłbym poczekać, aż ten pierwszy kurz opadnie a hotelarzom, restauratorom i przewoźnikom odejdzie ochota do natychmiastowego powetowania sobie strat, spowodowanych tą dwuletnią smutą.

Tak swoją drogą w Polsce przed II wojną światową zachęcano do patriotyzmu nie tylko konsumenckiego, ale również turystycznego, twierdząc, że "prawdziwy patriota spędza urlop w kraju". O to samo w 2020 roku apelowali również najważniejsi polscy politycy. Co do wspomnianego patriotyzmu konsumenckiego, zachęcającego hasłem "swój do swego po swoje" do robienia zakupów polskich produktów w polskich sklepach, znajdujących się w dodatku w polskich rękach, to nie ma on obecnie racji bytu. Przegraliśmy tę walkę, stając się kolonią gospodarczą. Na pocieszenie: w Irlandii jest dokładnie tak samo, chociaż również próbują się ratować, kładąc nacisk na "irlandzkość" produktów, nawet tak egzotycznych dla tej wyspy, jak kawa czy herbata, które jak wiadomo, tutaj nie rosną. Duże zagraniczne sieci handlowe, przy sporym wsparciu polityków, skutecznie przejęły rynek, eliminując z niego drobnych sklepikarzy. Inna rzecz, że ludzie na całym świecie wolą robić zakupy w czystych i wygodnych centrach handlowych, niż w ciasnych sklepikach w dodatku często z wyższymi cenami i przeterminowanymi produktami, bo przecież sprzedać trzeba a wyrzucić nie można. W tak zwanej Polsce B, jedyną jeszcze konkurencję do galerii handlowych /co to w ogóle za nazwa?/ stanowią bazary. Tam naprawdę warto zaglądać. Podobnie jest w Irlandii, przeróżne food markety cały czas cieszą się sporym zainteresowaniem.

Z patriotyzmem konsumenckim co prawda nie wyszło, ale co z patriotyzmem turystycznym? Oczywiście dla gospodarki każdego państwa lepiej jest, jeżeli jego obywatele zostaną na miejscu i tutaj wydadzą pieniądze. Jeszcze lepiej, jeżeli zjadą się turyści z całego świata i też zostawią swoje oszczędności. Ale już taki wywożący gotówkę obywatel to dla państwa żaden profit. My mamy odrobinę lepiej niż Irlandczycy: spędzając urlop czy to w Irlandii, czy w Polsce, zawsze możemy się powoływać na tenże turystyczny patriotyzm. Oni nawet robiąc u nas zestaw obowiązkowy: Kraków - Auschwitz - Wieliczka, już nie za bardzo. No dobrze, większość z nich i tak spędza urlop w Hiszpanii, sącząc guinnessa w irlandzkim pubie, można więc stwierdzić, że przynajmniej promują irlandzki styl życia. Tak swoją drogą, u siebie w pubach od guinnessa wolą zwykłego heinekena, ale to już inna historia.

Przez koronawirusowe zawirowania ostatnie dwa lata większość z nas spędziła urlopy u siebie. W niektórych przypadkach w dosłownym tego słowa znaczeniu, gdy władza zabroniła oddalać się od domu na więcej niż dwa kilometry, później zwiększone łaskawie do pięciu. Nie ma co narzekać, always look on the bright side of life - jak radził Monty Python, zawsze trzeba wyglądać światełka w tunelu, nawet jeżeli okazałoby się ono światłem nadjeżdżającej lokomotywy. Każde ograniczenie można twórczo wykorzystać i tak na przykład ja razem z Żoną, zamiast przechadzać się po Explanada de España w hiszpańskim Alicante, włóczyliśmy się po zaroślach wokół Cork, wyszukując kolejnych irlandzkich świętych źródełek lub miejsc, w których znajdują się słynne mass rock, czyli kamienie mszalne. Jedne i drugie ukryte po lasach, stanowią integralną część irlandzkiej historii. Z reguły nie są też ujęte w popularnych przewodnikach, więc i satysfakcja z krajoznawczych wycieczek większa. Można? Można.

Sam osobiście wolałbym w tym roku spędzić urlop jeszcze raz w Irlandii. Bez stresu na lotniskach i bez szalonych cen za biletowane turystyczne atrakcje, którymi nadzorujący te miejsca chcą sobie odbić ostatnie dwa lata posuchy. Po osiemnastu latach pobytu tutaj ciągle są miejsca, w których jeszcze nie byłem, a nawet jeżeli byłem, chciałbym je zobaczyć jeszcze raz. Przykład pierwszy z brzegu: taki dajmy na to szlak turystyczny jak Wild Atlantic Way, który jest absolutnie zjawiskowy, zapiera dech w piersiach a wrażenia z niego pozostaną na pewno do końca życia. Świetny pomysł na dowolnie długą podróż. Nawet jeżeli uważacie, że widzieliście tutaj już absolutnie wszystko, to spróbujcie zabawy w geocaching. Jest to swego rodzaju gra terenowa, zarówno dla dzieci, jak i dorosłych. Gwarantuję, że szukając kolejnych "skrytek" odkryjecie na Wyspie fantastyczne miejsca o bogatej historii, za to nieznane autorom turystycznych przewodników.

Co do wspomnianych autorów: napisała do mnie kiedyś pewna pani, właśnie pisząca przewodnik po Zielonej Wyspie. Śledziła mój blog, na którym opisałem jedną ze swoich wycieczek i coś tam jej się nie zgadzało się z informacjami, jakie sama posiadała. Od słowa do słowa okazało się, że ta pani zawodowo zajmuje się pisaniem przewodników po różnych krajach. O dziwo, cały czas jest w Polsce i nigdy nawet nie była w miejscach, o których tworzy te publikacje. Jak to możliwe? Ano właśnie, przeczyta się prace kilku innych autorów, wspomoże internetem i już można tworzyć własną kompilację cudzych doświadczeń. Teraz już rozumiem, skąd się brało moje rozczarowanie wieloma nieaktualnymi informacjami, podanymi przez takich "przewodnikopisarzy". Rekordem był chyba przypadek opisujący w bieżącym wydaniu jednej z takich publikacji atrakcję turystyczną, która była na głucho zamknięta od ponad sześciu lat.

Wracając: jednak większość z nas ceni sobie możliwość swobodnego podróżowania, przynajmniej po krajach ościennych. Może więc Wielka Brytania? Po wyjściu z Unii Europejskiej kusi bardzo tanimi biletami, że o alkoholu nie wspomnę. Kiedyś młodzi Brytyjczycy podróżowali do Krakowa na alkoholowe występy, teraz trend może się odwrócić. Po brexicie Wielka Brytania przestała być atrakcyjnym miejscem do poszukiwania pracy, wymaga zezwoleń, paszportu i włącza się roaming, za to stała się dobrym miejscem na turystyczną eskapadę. Byleby uważać z tym roamingiem, rzecz jasna. Jeszcze lepiej mają Polacy mieszkający na Zielonej Wyspie: zarówno Irlandię, jak i Wielką Brytanię łączy Common Travel Area, co znacznie ułatwia podróżowanie, a i roaming w irlandzkich sieciach nie jest zdaje się w żaden sposób uciążliwy. Pamiętajmy, że Wielka Brytania to nie tylko Londyn z Pałacem Buckingham przypominającym bardziej socrealistyczne zabudowania Nowej Huty w Krakowie, niż pałace znane nam z innych części świata. Taki Edynburg jest na przykład uważany za jedno z najpiękniejszych miast na świecie, przynajmniej według wielu turystycznych rankingów. Może nie jest to zły pomysł na najbliższą wakacyjną destynację?

Samych udanych decyzji urlopowych Państwu życzę i każdemu według jego potrzeb: jednym zabawy, innym spokoju, tamtym wysokich gór do wejścia a drugim łagodnych dolin, z których będą mogli podziwiać te góry.

niedziela, 26 czerwca 2022

Wyprawa po Skarb Piratów - zabawa z My Little Craft World

W niedzielę, 26 czerwca b.r. My Little Craft World zaprosiło wszystkie dzieci na zabawę "Wyprawa po Skarb Piratów". Na początku zabawy każde dziecko otrzymało piracką czapkę i opaskę na oko. Następnie dzieci zostały pasowane na piratów i dostały mapę, która miała im pomóc odnaleźć ukryte listy. Po odszukaniu sześciu listów mali piraci odkryli miejsce ukrycia skarbu. W trakcie poszukiwań, zarówno dzieci jak i rodzice wzięli udział w wielu zabawach i konkursach. Każde dziecko otrzymało dyplom Poszukiwacza Skarbów, swoją część ze Skarbu Piratów /w postaci gier planszowych, zestawów kreatywnych i książeczek/ oraz słodki poczęstunek.

Zdjęcia z tej zabawy można zobaczyć w galerii My Little Craft World na fb: LINK, a krótki filmik na YT: LINK.

/Powyżej: mali piraci na dzisiejszej zabawie/

Poniżej - krótki filmik z dzisiejszej zabawy:

sobota, 25 czerwca 2022

Wan Fu w Cobh

Będąc w Cobh wybraliśmy się na obiad do Wan Fu, chińskiej restauracji przy Lynch's Quay. Sama restauracja mieści się w dawnym miejskim ratuszu przy samym nabrzeżu. Na przystawkę zamówiliśmy sajgonki i kimchi, danie główne dla Agnieszki to kurczak z ryżem a dla mnie zupa z tofu i warzywami oraz jeszcze raz to samo, tyle że z ryżem. Niewyszukane ale smacznie, warto tam zajrzeć, tym bardziej że turyści chyba rzadziej docierają do tego miejsca.

/Powyżej: Old Town Hall w którym mieści się restauracja Wan Fu/

/Powyżej: nasz obiad/

piątek, 24 czerwca 2022

"Covidowy" mural w Cobh

Spacerując po Cobh natknęliśmy się na taki oto "covidowy" mural, upamiętniające lockdown na przełomie 2020/2021 roku. Są na nim narysowane dłonie z datami i imionami dzieci. Zakładam, że są to daty wzbogacenia muralu o te elementy. Mural powstał najprawdopodobniej w maju 2020 roku, rok 2021 został, wg mnie, dodany później. 

/Powyżej: covidowy mural w Cobh/

czwartek, 23 czerwca 2022

Summer Exhibition

Co roku w  Lavit Gallery ma miejsce zbiorowa wystawa prac wybranych artystów. W tym roku Summer Exhibition /Wystawa Letnia/ będzie trwała od 3 czerwca – do 30 lipca. W galerii można kupić wystawione prace.

/Powyżej: wybrane prace z Summer Exhibition/

środa, 22 czerwca 2022

Cobh Little Library

2 kwietnia b.r. otwarto Cobh Little Library /Małą Bibliotekę w Cobh/. Powstała z inicjatywy Fiony Mellerick, nauczycielki w miejscowym przedszkolu. Znajduje się przy Titanic Memorial Garden i jest naprawdę mała, jak widać na załączonym zdjęciu. Każdy może bez żadnych formalności wypożyczyć sobie dowolną książkę a po przeczytaniu - zwrócić ją na miejsce.

/Powyżej: Cobh Little Library/

wtorek, 21 czerwca 2022

Cobh: Titanic Memorial Garden

W 2014 roku w Cobh został otwarty Titanic Memorial Garden, miejsce upamiętniające pasażerów Titanica, ze szczególnym uwzględnieniem tych, którzy wsiedli na jego pokład właśnie w Cobh, ostatnim porcie do którego zawinął ten statek przed zatonięciem. Centralnym punktem tego "ogrodu pamięci" jest Glass Memorial Wall /Szklana Ściana Pamięci/, na której wypisane są nazwiska tych 123 pasażerów. Piękne miejsce, warto je odwiedzić. Dla zainteresowanych: to miejsce można zobaczyć na moim filmiku z Cobh /od 8 minuty/: LINK.

Poniżej - kilka zdjęć:



poniedziałek, 20 czerwca 2022

Gaia w Cobh

Dzisiejsze popołudnie spędziliśmy w Cobh. Głównym celem naszego tam pobytu było obejrzenie prezentowanej obecnie w Katedrze św. Colmana 7 metrowej instalacji o nazwie "Gaia", której autorem jest Luke Jerram. Przedstawia on Ziemię widzianą z kosmosu. Instalacja była już prezentowana w wielu krajach, w Irlandii będzie do 26 czerwca b.r. To w rzeczywistości rodzaj sporego balona z nadrukowanymi zdjęciami i podświetlonego od środka, który obraca się wokół własnej osi raz raz na 4 minuty. Niemniej - wygląda fantastycznie, szczególnie w przestrzeni katedry.

/Powyżej: Gaia w Katedrze św. Colmana w Cobh/

Później zjedliśmy obiad w chińskiej knajpce, trafiliśmy na chyba najmniejszą bibliotekę w Irlandii /a może i na świecie?/, odwiedziliśmy Titanic Memorial Garden i znaleźliśmy geocachingową skrytkę. Zainteresowanych zapraszam do obejrzenia filmiku z tego popołudnia:

czwartek, 16 czerwca 2022

18 lat mojego bloga!

Właśnie minęła18 rocznica założenia tego bloga, którego nieprzerwanie prowadzę do dzisiaj. Jest to, śmiem twierdzić, najstarszy "polonijny" blog w Irlandii. Pierwsze 2 lata prowadziłem go na onecie następnie, aż do chwili obecnej, na googlowskim bloggerze. Prawie 4 tysiące notek, 3 razy więcej zdjęć. Więcej o tym napisałem tutaj: LINK.

A poniżej - torcik i upominki jakie dostałem od mojej Żony z tej okazji - oczywiście z okolicznościową koszulką ;-)



środa, 15 czerwca 2022

54 wizyta w Polsce

Powoli robi się już tradycją że zamiast opisywać moją kolejną wizytę w Polsce, wrzucam filmik. Bez obaw, ten blog nie przerodzi się w vlog, chociaż jak już ponad wiek temu stwierdził towarzysz Lenin: "film jest najważniejszą ze sztuk" ;-) Generalnie jednak jest tak że zaczęło się kręcić te filmiki sobie na pamiątkę a w dodatku, w niektórych sytuacjach - przynajmniej dla mnie są ciekawsze od samego tekstu ze zdjęciem. No i - łatwiej jest przywołać wspomnienia.

Więc na razie niech tak zostanie, dlatego tradycyjnie zapraszam do obejrzenia na YT mojej krótkiej, amatorskiej i nieporadnej /ale - mojej!/ filmowej relacji z ostatniej, już 54 wizyty w Polsce: LINK.

czwartek, 9 czerwca 2022

Drugi 'pokój modlitwy" na lotnisku Stansted

Na chwilę wrócę do mojej blogowej serii "kaplic na lotniskach", chociaż ostatnio są to bardziej wpisy o meczetach niż stricte kaplicach. O jednym z "pokoju modlitw" na lotnisku Stansted już pisałem: LINK, ale podczas mojej ostatniej podróży do Polski, odkryłem też drugi, nawet znacznie przestronniejszy niż ten pierwszy. Zlokalizowany również w pobliżu toalet, jak podejrzewam - zapewne ze względu na konieczność doprowadzenia wody. Oczywiście - to również meczet.

Poniżej - kilka zdjęć:




środa, 8 czerwca 2022

Śpieszmy się czytać blogi, tak szybko znikają

Czerwiec każdego roku to dwie ważne dla mnie daty: rocznica wyjazdu do Irlandii i założenia własnego bloga. Osiemnaście lat temu dotarłem na Zieloną Wyspę i tyle samo czasu prowadzę tę swoją autorską stronkę w internecie. Jest to, o ile wiem, najstarszy ciągle aktywny polonijny blog w Irlandii więc - uznając się za uprawnionego - pozwolę sobie na podzielenie się własnymi przemyśleniami w kwestii blogów i blogowania.

Zacznę niemal od końca: blogowanie powoli odchodzi do lamusa chociaż nadal na Zielonej Wyspie co najmniej kilkanaście osób nadal rozwija swoje osobiste strony tego rodzaju. Nie chcę wymieniać jednych z obawy przed pominięciem drugich ale ciągle jest co poczytać, chociaż każdego roku ubywa aktywnych w sieci blogerów. Kiedyś blogi były bardzo popularną formą własnej ekspresji w internecie, prowadziło je wielu ludzi od polityków po celebrytów, znanych tylko z tego że byli znani. Kilka większych polskich portali internetowych udostępniało własne autorskie platformy do prowadzenia takich osobistych stron. Ba, organizowane były konkursy na różnego rodzaju "blogi roku" z wręczaniem nagród na uroczystych galach. Nie było jeszcze social mediów, więc często blogi stawały się ich namiastką, pozwalającą stworzyć pewną społeczność zgromadzoną przy tego typu stronach. Jeżeli twórca poruszał ciekawe tematy lub sam był interesującym człowiekiem mógł liczyć na publiczność idącą nawet w dziesiątki tysięcy. To oczywiście nie mój przypadek, ja jestem zdecydowanie nie ciekawą personą w dodatku /z czym z pewnością zgodzą się moi oponenci/ kompletnie pozbawioną jakiegokolwiek talentu z czego doskonale sobie zdaję sprawę. No cóż, może i nie umiem prowadzić bloga ale bardzo lubię to robić i z Bożą pomocą robię to, jak wspomniałem, nieprzerwanie przez osiemnaście lat pobytu w Irlandii.

Początki blogowania w Irlandii nie należały do najłatwiejszych, przynajmniej dla mnie. Zacząłem pisać praktycznie od razu, tj. w czerwcu 2004 roku, dwa tygodnie po przyjeździe na Zieloną Wyspę. Komputera jeszcze nie miałem o internecie nie wspominając. Pisać trzeba było z kafejek internetowych które co prawda kiedyś mieściły się niemal na każdej ulicy, gdy teraz jest ich może kilka w mieście. Stały internet w domu miałem dopiero w połowie 2006 roku a i tak musiałem czekać kilka miesięcy na jego założenie. Wcześniej kupiłem komputer, stacjonarny chociaż używany. Dopiero kilka lat później ceny laptopów poszybowały gwałtownie w dół. Teraz każdy używa właśnie laptopa jako domowego komputera a internet można mieć w domu praktycznie natychmiast, od biedy udostępniając go z własnego telefonu. Limity? A co to takiego? No właśnie teraz to już nic ale w 2006 mój dostawca domowego internetu oferował, uwaga, 10 gigabajtów na miesiąc, co było bardzo dobrą ofertą. Tak dla porównania skali: mojego bloga zacząłem prowadzić na platformie Onetu, który to oferował na to aż... 7 megabajtów miejsca. Teraz często jedno zdjęcie z komórki może ważyć więcej. Jedno zdjęcie teraz, cały blog kiedyś. Jeżeli ktoś tylko pisał to jeszcze pół biedy, tekst "waży" naprawdę niewiele ale jeżeli chciałoby się dołączyć zdjęcia to miejsce kończyło się bardzo szybko. Co wtedy? Ludzie po prostu często zakładali kolejne blogi, numerując je: 1,2,3, itp.

Przez te lata opublikowałem cztery tysiące notek i kilka razy więcej zdjęć. Gdyby przełożyć to na skalę analogową, to co roku średnio zapisuję naprawdę sporych rozmiarów książkę. Wychodzi więc że pisząc przez te osiemnaście lat zapełniłem średnich rozmiarów półkę. To oczywiście bardzo pobieżne i skromne wyliczenia a jeżeli się pomyliłem to raczej zaniżając moje "pisarskie" wyczyny. Sam zacząłem jeszcze w połowie 2004 roku ale wysyp polskich blogów na Zielonej Wyspie rozpoczął się w 2005 roku i potrwał mniej więcej do 2008 roku. Później stopniowo właśnie powstające social media zagospodarowały tę niszę. Coraz więcej blogów albo znika z sieci albo "straszy" jak opuszczony dom z oknami zabitymi dyktą w postaci ostatnich wpisów sprzed 7-8 lat. Szkoda, bo część z nich była naprawdę wyjątkowa z niebanalną treścią i unikatowymi zdjęciami. Można więc, parafrazując fragment wiersza ks. Jana Twardowskiego, zawołać: "śpieszmy się czytać blogi, tak szybko znikają".

Tyle z technicznych aspektów ale były też inne: szybko pojawili się "doradcy" którzy nie proszeni o rady udzielali mi ich dziesiątkami: jak powinienem pisać bloga, o czym powinienem pisać a co "mądrzejsze jest nie wspominać o tem" a najlepiej żebym w ogóle nie pisał. Teraz takie coś jest nie do pomyślenia, wtedy było na porządku dziennym i chyba każdy kto ma kilkunastoletni blogerski staż też się z tym spotkał. Kiedyś trzeba było dodatkowo się autocenzurować bo wataha nieproszonych komentatorów tylko czekała nawet na jakąś błahą literówkę a jak już taka trafiła się w tłumaczeniu to niektórzy wręcz dostawali spazmów. Najgorzej było gdy Onet, na którego platformie początkowo prowadziłem bloga, promował na swojej głównej stronie ten czy inny mój wpis: wtedy zalew hejtu był niesamowity. Nie wiem doprawdy skąd się tacy ludzie brali. Teraz, pomijając już zmianę blogowej platformy, twórcy dostają narzędzia pozwalające bezwzględnie to eliminować dzięki czemu nawet się nie zobaczy komentarzy z określonymi słowami czy od określonych osób, podczas gdy kiedyś trzeba było ręcznie wywalać komentarz za komentarzem. No cóż, ludzie którzy nie mają własnego życia często żyją życiem innym ale to zna chyba każdy z nas.

Obecnie bezwzględnie rządzą social media, robimy zdjęcie czy filmik i hop, na facebooka, instagrama czy twittera. Pisać już nikomu się specjalnie nie chce tym bardziej że i na czytanie coraz więcej osób "nie ma czasu". Co prawda mówi się że jedno zdjęcie jest warte więcej niż tysiąc słów i do pewnego stopnia jest to prawdą, jednak trzeba mieć świadomość że żyjemy w czasach medialnego szumu i dezinformacji i dotyczy to również fotografii. Widzieliśmy już nieraz jak się inscenizuje zdjęcia które później mają "wstrząsnąć światem" ale i instagramowy fotoświat również często ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Czy to znaczy że social media to zło? W żadnym wypadku, to narzędzie jak młotek czy nóż, możesz z ich pomocą zrobić wiele wspaniałych rzeczy ale możesz też wyrządzić sobie i komuś krzywdę. Alkohol też jest przecież dla ludzi, tyle że dla ludzi inteligentnych którzy wiedzą kiedy, gdzie, z kim i ile. Jeżeli masz problem z którąś z tych rzeczy to znaczy że po prostu nie jest to dla ciebie.

Czy warto w dzisiejszych czasach pisać i czytać blogi? Na pewno warto jest czytać treści tworzone przez ludzi z pasją a jeszcze lepiej jest mieć jakiekolwiek zainteresowania i samemu o tym pisać. Nie chcę powtarzać banałów ale wiadomo od dawna że pisanie i czytanie rozwija człowieka, stymuluje pracę mózgu, pobudza wyobraźnię, poprawia pamięć a nawet zachęca do uczestnictwa w życiu społecznym. Jest też pewna przewaga w prowadzeniu własnego bloga nad stroną w tych czy innych social mediach: jeżeli tworzymy własne treści, nawet jeżeli są to tylko przepisy kulinarne czy relacje z wakacji, warto pomyśleć o zabezpieczeniu tej swojej choćby i niewielkiej twórczości. W czasach social mediów byle polskojęzyczny chłoptaś zatrudniony w siedzibie facebooka w Dublinie może jednym kliknięciem wysłać naszą pieczołowicie i przez lata tworzoną stronę po prostu w niebyt. Znam wielu ludzi którym facebook, wbrew własnemu regulaminowi, usunął strony i zablokował prywatne konta ale nie znam nikogo komu by zablokowano i zdjęto z sieci bloga. To nie znaczy oczywiście że takie rzeczy się nie zdarzały i zawsze jest to technicznie możliwe ale jednak zdecydowanie trudniejsze. W dodatku gdy prowadzimy bloga pod własną domeną na dedykowanym i odpowiednio zabezpieczonym do tego miejscu i oczywiście nie łamiemy prawa, to poza atakiem hakerskim jest to mało prawdopodobne. Dodatkowo przy regularnie robionej kopii nawet taki mało prawdopodobny atak nie wyrządzi większych szkód. Tymczasem na facebooku czy należącym do niego instagramie wystarczy kaprys zatrudnionego tam osobnika. Pamiętamy chyba jeszcze przypadek Donalda Trumpa, któremy skasowano konta społecznościowe gdy ciągle był jeszcze prezydentem Stanów Zjednoczonych, czyli teoretycznie człowiekiem posiadającym największą władzę na świecie. Mogli skasować jemu, mogą skasować i Tobie. 

Z ciekawostek: od 2004 roku jest obchodzony nieformalny Dzień Blogów, przypada na 31 sierpnia. Mam nadzieję że do tego czasu na Zielonej Wyspie pojawi się przynajmniej kilku nowych blogerów o świeżym spojrzeniu i lekkim piórze, którzy będą stanowili niejaką przeciwwagę do mainstreamowych mediów, czego Państwu i sobie życzę.

wtorek, 7 czerwca 2022

Nie ma księgarni, podpierają ściany

Po koronawirusowym kryzysie wiele biznesów w Cork upadło. Oczywiście w ich miejsce pojawiły się nowe ale nie zawsze i nie wszędzie. W bocznych uliczkach, pomimo że w centrum miasta, wiele lokali pozostaje zamkniętych a tym samym popada w ruinę. Tak jak stało się z budynkiem przy Tuckey Street w którym mieściła się chrześcijańska księgarnia. Po księgarni został jedynie szyld a sam budynek jak widać został zabezpieczony stalowymi wspornikami, opóźniającymi jego nieuchronny koniec.

/Powyżej: budynek dawnej księgarni/

poniedziałek, 6 czerwca 2022

TFI GO, aplikacja do biletów autobusowych

Przechodziłem dzisiaj przez dworzec autobusowy w Cork i dostałem ulotkę z informacją że Krajowy Urząd Transportu w Irlandii wprowadził aplikację do zakupu online biletów autobusowych, nazwano ją TFI GO. Do tej pory można było zdaje się korzystać jedynie z Leap Card, czyli swego rodzaju przedpłaconej karty zbliżeniowej za pomocą którą płaciło się kierowcy za kurs. Teraz można to będzie zrobić za pomocą smartfona. Zainstalowałem i kupiłem dwa bilety na próbę. Bilet przed wejściem do autobusu trzeba aktywować i okazać kierowcy. Sprawdziłem w praktyce, działa ;-)

Świetny pomysł. Karty zdarzało mi się zapomnieć, z drobnymi różnie bywa /tak naprawdę to generalnie od trzech lat nie używam już gotówki/ a telefon jednak zawsze mam przy sobie. Będąc w Polsce korzystam ze znacznie bardziej rozbudowanej aplikacji mPay, w której oprócz zakupu biletów miejskiej komunikacji można dokonać płatności za szereg innych usług.

/Powyżej: moja już nieco sfatygowana leap card (usunąłem jej numery) i aplikacja z zakupionym biletem, gotowym do aktywacji/

niedziela, 5 czerwca 2022

Wódka... bezalkoholowa

Wczoraj była notka o nowym irlandzkim piwie więc idąc za ciosem - tym razem o wódce. Co prawda nie irlandzkiej ale za to... bezalkoholowej ;-)

W sumie nic dziwnego: było już bezalkoholowe piwo, takież samo wino i szampan, więc dlaczego nie wódka? Wypatrzyłem ją w sklepie Centra na Shandon Street w Cork. Po co istnieje takie coś? Jak na swojej stronie objaśnia producent: "teraz można pić podobnie smakujące drinki bez przykrych następstw poranka dnia następnego". O tym konkretnie produkcie, czyli Strykk Not Vodka napisano: "Nuty ogórka, nuty mentolowe i co najważniejsze… wielkie nuty wódki. Nasza wódka bezalkoholowa jest wytwarzana w taki sam sposób, jak zwykła wódka, z wyjątkiem alkoholu."

/Powyżej: bezalkoholowa wódka/

sobota, 4 czerwca 2022

Island’s Edge

W lipcu ubiegłego roku browar Heineken w Cork wypuścił nowy irlandzki stout: Island’s Edge. Jak twierdzi producent, do warzenia tego piwa użyto również "herbaty i bazylii, które mają za zadanie niwelować posmak goryczki i nadać świeżości". Swój nowy produkt zaadresowano "do osób w wieku 18-35 lat, które do tej pory nie przepadały za ciemnymi piwami właśnie z powodu posmaku goryczki".

Kiedy byliśmy wczoraj na obiedzie w Kinsale wziąłem jedno na próbę. Jak smakuje? No cóż, przede wszystkim ewidentnie nie jestem w grupie docelowej ;-) więc może dlatego odpowiem: tak sobie, nic specjalnego. Jest wg mnie słabszy od Guinnessa, czyli piwa dla turystów, nad którym z kolei góruje Murphy's a nad nim - Beamish. Tak, że tak.

Z ciekawostek: na fotce na drugim planie znajduje się również West Cork Irish Coffe. Czym się różni ta ostatnia od zwykłej kawy po irlandzku? Ano tym że dodano do niej nie jakąś tam irlandzką whiskey tylko konkretnie: West Cork Irish Whiskey. Na trzecim planie - już tylko trywialne cappuccino Agnieszki ;-)

/Powyżej: Island’s Edge, West Cork Irish Coffe i włoski napój kawowy, bo przecież - nie kawa/

piątek, 3 czerwca 2022

18 lat w Irlandii

Dzisiaj jest moja 18 rocznica przyjazdu do Irlandii. Czas ucieka, wieczność czeka ;-) Z tej okazji wybraliśmy się z Agnieszką do Kinsale. Byliśmy tam co prawda już wiele razy ale jest to również miejsce naszej pierwszej wspólnej wycieczki po Zielonej Wyspie, można o tym przeczytać tutaj: LINK. Najpierw pojechaliśmy na Old Head, malutkie ale malownicze klify a później zjedliśmy obiad w jednej z knajpek w centrum miasteczka. W domu Agnieszka miała dla mnie niespodziankę, czyli: okolicznościowe: balonik, torcik, lampkę - i oczywiście koszulkę ;-)

Poniżej kilka zdjęć a filmik z tego dnia można zobaczyć na moim kanale na YT: LINK.

/Powyżej: na Old Head w Kinsale/

/Powyżej: obiad w Blue Haven/

/Powyżej: balonik ;-)/

/Powyżej: tort/

/Powyżej: lampka/

/Powyżej: w okolicznościowej koszulce/

Poniżej - filmik z tego dnia: