Jak co roku o tej porze, każdemu z nas w social mediach pojawia się wysyp zdjęć znajomych, spędzających wakacje w mniej lub bardziej egzotycznym kraju. Lepsze to od politycznych deklaracji, że kto popiera daną partię, ma natychmiast opuścić grono followersów czy tam obserwatorów. Co trzeba mieć w głowie, żeby dobierać znajomych pod kątem aktualnie wyznawanych sympatii politycznych? Nie wiem czy ktoś z Państwa się z takimi deklaracjami spotkał, ale mi się to przytrafia nader często. Oczywiście ignoruję, tłumacząc to sobie chwilową pomrocznością jasną danej persony. Przyjaźń czy choćby tylko znajomość powinna się opierać na zaufaniu wypracowanym wskutek wcześniejszych doświadczeń a nie na tym, czy ktoś popiera Donalda T., niezależnie czy chodzi o Trumpa czy Tuska. Chociaż ten pierwszy, po obecnych doświadczeniach z Rosją, wyrasta jednak na wizjonera, co najwięksi oponenci przyznać muszą, chociaż nie chcą.
Ale nie o polityce miało być, tylko o zdjęciach z wakacji. Z drugiej strony, czasami się tego rozdzielić nie da. Przekonał się o tym nasz niedoszły "polski Kennedy" /a przynajmniej tak go z zachwytem tytułowała Gazeta Wyborcza/, czyli Ryszard Petru. Jak pamiętamy, został przypadkowo sfotografowany w samolocie wraz ze swoją partyjną koleżanką, gdy lecieli sobie na Maderę. I to w tym samym czasie, gdy jego zwolennicy za jego namową organizowali jakieś pikiety przed sejmem, marznąc po całych nocach. Czasami mam wrażenie, że obecnie PiS utrzymuje się przy władzy tylko dzięki wyjątkowo głupiej i pechowej opozycji w Polsce. Weźmy taki Komitet Obrony Demokracji, sklecony na szybko natychmiast po wyborach w 2015 roku, gdy poprzednia władza na długie lata stała się opozycją. KOD błyskawicznie stał się potężnym ruchem. Nawet w takim Dublinie pojawili się koderaści, którzy pozakładali jakieś grupki na facebooku i plany mieli szerokie. Kto dzisiaj o tym pamięta? Już dawno po całym KODzie, nawet domena z ich strony jest na sprzedaż, gdyby ktoś był zainteresowany. Sam lider tego tworu, niejaki pan Mateusz Kijowski, podobno obecnie pracuje jako fryzjer, tak przynajmniej widnieje w wikipedii. Mam nadzieję że w tym fachu bardziej przysłuży się społeczeństwu. Dlaczego KOD upadł? Wyłącznie z głupoty jego działaczy, nie ma co szukać tutaj innych przyczyn.
Wróćmy na chwilę do "polskiego JKF", czyli tego nieszczęsnego Petru: facet stał się niezwykle popularny, pomimo bzdur które wygadywał. Mając realną szansę na olbrzymią polityczną karierę, szykowany już co najmniej na lidera całej opozycji, przepisał cały swój majątek na żonę i chwilę później dał się przyłapać z kochanką. Pechowiec, proszę Państwa. Głupotę Polacy mogą wybaczyć, ale pecha - już nie. I pomyśleć: o jego upadu zadecydowała jedna jedyna pechowa fotka z wakacji, które się nawet na dobre nie zaczęły. Takich przykładów można mnożyć i PiS /o ile nie wydarzy się nic nieprzewidzianego/ prawdopodobnie trzecią kadencję ma w kieszeni. Po prostu nie mają z kim przegrać, ot co.
No dobrze, Petru miał pecha co do wakacyjnych fotek ale niech jego przypadek będzie dla nas przestrogą. Trzeba uważać gdzie, kiedy i kto nam robi zdjęcia, żeby później, w najlepszym przypadku, nie stać się bohaterem memów. Inni już o tym wiedzą i podobno najlepsze wakacyjne imprezy to takie, gdzie na wejściu goście oddają do depozytu swoje komórki. Podobno, bo nikt mnie na takie nie zapraszał, więc muszę wierzyć na słowo różnym gwiazdkom czy innym instagramowym influencerkom, bawiącym na statkach bogatych szejków. Wielki świat rządzi się swoimi sprawami a chociaż wszyscy jesteśmy równi, to jednak nie wszyscy mamy po równo, dlatego jedni na wakacjach piją szampana na jachcie w Dubaju a inni wódkę ze szwagrem w garażu. Wszystko jest jednak stanem umysłu i ci drudzy mogą bawić się nie gorzej niż ci pierwsi, chociaż z założenia lepiej jest być młodym, pięknym i bogatym niż starym, brzydkim i biednym. Tak czy owak, podczas wakacyjnych mocno zakrapianych imprez robienie fotek i wrzucanie ich do social mediów jest słabym pomysłem, niezależnie od tego czy bawisz się na jachcie, czy w garażu.
Na wakacyjnych fotkach, których zalew jest dopiero przed nami, często panie będą chciały pochwalić się nienaganną figurą a ponowie rozbudowaną muskulaturą, wpędzając w kompleksy takich otyłych dziadersów jak ja. Każdy jednak ma wybór i konsekwencje tego wyboru, ja też mogłem wylewać poty na siłowni zamiast wpychać w siebie kolejną kremówkę, i to w dodatku niekoniecznie papieską. Tak swoją drogą, mam dobrego kolegę który kiedyś niemal krucjatę na facebooku robił, oburzając się na ludzi którzy wrzucali swoje fotki jako publiczne, a nie z zaznaczoną opcją "tylko dla znajomych". Tym samym codziennie wyświetlały mu się zdjęcia znajomych jego znajomych, którzy jednak nie byli jego znajomymi, jakkolwiek by to nie brzmiało. Otwierał chłopak facebooka a tutaj na śniadanie wyłaziła mu jakaś gruba baba z basenu, na obiad miał bandę usmarkanych dzieciaków a na kolację podtatusiałych panów z brzuszkami, trącających się browarkami w puszkach. W dodatku nikogo z tych ludzi nie znał, nie obchodziło go to, ale algorytmy facebooka były nieubłagane i swoją porcję fotek musiał obejrzeć. Jak to jednak z krucjatami bywa, po jakimś czasie dał sobie spokój, widząc że vox populi jest przeciwko niemu. Niemniej dla szanownych Czytelników może to być przestrogą, czy chcemy żeby nasze zdjęcia oglądali wszyscy, czy tylko wybrani?
Jak przechowywać zdjęcia z wakacji - i nie tylko zresztą? Dla jednych wystarczy wspomniany facebook. Sam byłem świadkiem, jak pewna pani dziękowała Bogu za Marka Zuckerberga i jego dzieło, bo dzięki temu "uratowały" się jej fotki z wakacji, gdy straciła telefon. Oczywiście traktowanie portali społecznościowych jako kopii zapasowej dla ważnych dla nas zdjęć, to rozwiązanie najgorsze z możliwych. Pomijając ogromną utratę jakości, to pamiętajmy że dostęp do konta możemy stracić, podobnie jak telefon. Przypomnijmy sobie raz jeszcze Donalda Trumpa, prezydenta Stanów Zjednoczonych, teoretycznie najpotężniejszego człowieka na świecie, któremu pod koniec kadencji zablokowano dostęp do social mediów. Mogli tak zrobić jemu, tym bardziej mogą tak zrobić Wam.
Eksperci uważają, że najlepiej jest posiadać ważne dla nas pliki przynajmniej w trzech kopiach, w różnych miejscach, wliczając w to już domowy komputer. Ja sam, przyznaję, ograniczam się tylko do dwóch, czyli zgrywam wszystko na zewnętrzny dysk i dysk wirtualny, czyli tak zwaną "chmurę". Lepsze jednak to niż sama pamięć telefonu, która też jest przecież skończona. Dlatego jeżeli nie chcecie stracić wyjątkowo ważnych dla Was zdjęć, pamiętajcie o regularnych kopiach, przechowywanych w różnych miejscach. Słowo klucz, to oczywiście: regularne, najlepiej codzienne, kopia raz na miesiąc może okazać się zbyt rzadka. I różne miejsca. Sam laptop i zewnętrzny dysk twardy, trzymane razem w szufladzie, mogą okazać się łatwym łupem dla złodzieja. Kopia przechowywana poza domem, choćby we wspomnianej "chmurze", może uratować niejedno wspomnienie, ale również możemy utracić do niej dostęp. Stąd warto jest mieć też kopię na fizycznym nośniku.
Teraz na szczęście technologia coraz bardziej służy zwykłemu człowiekowi, współczesne telefony robią kopię swoich danych niejako automatycznie, chociaż coraz częściej trzeba za to zapłacić. No cóż, jak to już pisał Andrzej Bursa w swoim genialnym "Sylogizmie prostackim": "za darmo nie dostaniesz nic ładnego". Z ciekawostek: mam też kolegę który swoje najważniejsze zdjęcia wykonane aparatem cyfrowym przechowuje w sposób jak najbardziej analogowy. Po prostu je drukuje, ale na specjalnym papierze z certyfikatem, gwarantującym że przy odpowiednim przechowywaniu taka fotka przetrwa przez wiele, wiele lat. Można i tak, chociaż na pewno nie jest to sposób dla każdego.
Samych udanych wakacyjnych wspomnień i zdjęć Państwu życzę. I oby nigdy nie przepadły jedne - i drugie.