Wakacje już za nami, czas wracać do rzeczywistości. A rzeczywistość mamy taką, jaką mamy. Wojna na Ukrainie tli się od ponad pół roku, chociaż miała się skończyć w trzy dni, tak przynajmniej buńczucznie zapowiadali Rosjanie. W Irlandii dotychczasowy kryzys mieszkaniowy stał się katastrofą, co przyznał w końcu sam prezydent. Inflacja rośnie we wszystkich krajach, nawet bardzo odległych od Europy. Przed nami zima i kryzys energetyczny, którym też straszą nas od miesięcy.
"Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie?" - wołał Chór w mickiewiczowskich Dziadach. Nic nie będzie, proszę Państwa. A raczej: nic nowego pod słońcem, o czym przekonywał nas Kohelet i to już ponad dwa tysiące lat temu. Z kolei stara ludowa mądrość twierdzi że: "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło". Co dobrego może być z wojny i inflacji? Wojny zawsze były, są i zapewne będą, taka już jest zepsuta ludzka natura. Ten konflikt akurat toczy się za granicą naszej Ojczyzny, i swoją tragedią dotyka ludzi ze stosunkowo bliskiego nam kręgu kulturowego. Dlatego jesteśmy nim żywiej zainteresowani. Jednak w takim Laosie czy innej Kostaryce nikt o tym nawet nie myśli. Tam mają swoje problemy, a my tutaj swoje. Z drugiej strony, globalizacja odciska piętno już niemal na wszystkich krajach, więc i tam odczują inflacyjne skutki dwuletnich pandemicznych ograniczeń, chociaż inaczej niż my.
Profesjonalne narzędzia do walki z inflacją, czyli spadku siły nabywczej lokalnej waluty, mają tak naprawdę tylko rządy danych państw. Nie znaczy to oczywiście, że przeciętny zjadacz chleba może tylko płakać i płacić. Skoro spada wspomniana siła nabywcza lokalnej waluty, można ją systematycznie wymieniać na inną, bardziej stabilną. Można nawet, co się często w takich kryzysach dzieje, mniej lub bardziej formalnie dokonywać nią rozliczeń. I nie musi to być wcale dolar czy euro, skoro one również tracą na wartości. Nie trzeba też biegać do kantorów, żeby sprawdzać ceny walut i kupować te najlepiej rokujące. Teraz każdy z nas może mieć własny kantor w swoim smartfonie a wymiana walut, nawet na najbardziej egzotyczne, nigdy nie była prostsza. Nadmiar szybko tracącej na wartości gotówki można też zainwestować np. w zakup działki. I znowu: niekoniecznie w Irlandii, Polsce, czy w ogóle - w Europie. Ostatnio śledzę na jednym z kanałów na YT losy naszych Rodaków, którzy zajęli się inwestowaniem w ziemię i apartamenty w... Kambodży. Ten kraj leżący w południowo - wschodniej Azji zaczyna się intensywnie rozwijać, a co za tym idzie ceny nieruchomości rosną tam niemal wykładniczo. Ktoś może wzruszyć ramionami na jakieś tam azjatycki kraik, leżący hen, daleko, ale z drugiej strony, w dzisiejszym świecie wszędzie jest blisko. Mało tego, jest to kraj w którym nie obowiązuje europejska jurysdykcja, ba, nawet nie ma tam polskiej ambasady. Dla wielu osób mających gotówkę ale nie mogących jej udokumentować, może to być dość interesujące. I nie, nie mam tutaj na myśli handlarzy narkotyków czy innej gangsterki, bo tych akurat stać na dobrych księgowych którzy im te pieniądze elegancko wypiorą, przepuszczając przez kilka spółek, w tym również zarejestrowanych w Irlandii. Zresztą, Kambodża to tylko przykład operatywności naszych Rodaków.
Jak to przy każdych kryzysach bywa, bogaci staną się jeszcze bogatsi a biedni jeszcze biedniejsi. Ale to też nie jest regułą, bo i na liście najbogatszych mogą się zdarzyć potężne przetasowania. Skoro konsumenci biednieją, to stracą handlarze szampanem ale zyskają handlarze jajkami. Dlatego warto zdywersyfikować swoje źródła przychodu i trzymać swoje, nomen omen, jajka w różnych koszykach. W praktyce oznacza to że bezpieczniej jest handlować zarówno szampanem jak i jajkami, chociaż nie zawsze jest to takie proste. Niektórzy radzą, by przy galopującej inflacji pomyśleć o ograniczeniu konsumpcji. Ja bym raczej poszedł inną drogą: nie zmieniał stylu życia, bo to może prowadzić wprost do takiej czy innej formy depresji, ale przemyślał kto bardziej szanuje moje pieniądze. Weźmy taką turystykę: ceny hoteli w Irlandii poszły w górę prawie trzykrotnie. Ale w sąsiednim Londynie jest dwa razy taniej niż w Dublinie. Ceny biletów również są więcej niż kuszące. Dość powiedzieć, że można taniej zapłacić za bilet lotniczy z Cork do Londynu, niż za bilet autobusowy z Cork do Dublina. Czyli nie dość że ktoś taki jak ja, na co dzień mieszkający w Cork, szybciej znajdzie się w stolicy UK niż IRL, znacznie taniej wynajmie hotel o takim samym standardzie to i atrakcji zazna tam zdecydowanie więcej. Owszem, nie damy zarobić "lokalsom" ale gdy ktoś wyraźnie zbyt głęboko próbuje sięgnąć do naszych kieszeni, to trzeba się bronić.
Przy inflacji ludzie z reguły zaczynają ostrożniej i bardziej świadomie dokonywać zakupów. Jeżeli taki nawyk pozostanie nam również po zakończeniu tego, raczej sztucznie wywołanego kryzysu, możemy wyciągnąć z niego cenną lekcję. Nie warto na przykład przepłacać za znaczki firmowe odzieżowych gigantów, którzy próbują kreować własną politykę wpływu na kolejne pokolenia, serwując treści przed którymi chcielibyśmy uchronić najmłodszych. Tym bardziej gdy uświadomimy sobie, że swoje produkty masowo wytwarzają w krajach które zapewniają im pół-niewolniczą, lub wręcz rzeczywiście niewolniczą siłę roboczą. W tym przypadku trzeba stawiać na lokalne a nie globalne firmy, które również trzymają świetną jakość. Podobnie jest z żywnością: przy każdym tego rodzaju kryzysie wzrasta zainteresowanie m.in. domowym wytworem przeróżnych przetworów, z destylacją włącznie. Warto opanować takie umiejętności, które w czasach naszych dziadków były na porządku dziennym. Owszem, będzie to znacznie bardziej pracochłonne ale zdecydowanie zdrowsze. Jest szansa, że dzięki temu zostawimy mniej pieniędzy u lekarzy a własne zdrowie jest przecież dla każdego - bezcenne, o czym przypominał nam w swoich fraszkach Mistrz z Czarnolasu.
Wojna na Ukrainie jest tragedią dla tego państwa. Ale jest też szansą na pojednanie się naszych narodów. Polacy pokazali, że wbrew wyssanym z brudnych paluchów teoriom o naszym rzekomo paskudnym społecznym charakterze, przez całe dziesięciolecia lansowanym przez pseudo-elity i łże-media, jesteśmy wspaniałym narodem, który pomimo pamięci o przeszłości, szeroko otworzył granice swojego państwa i drzwi swoich domów dla prawdziwych uchodźców wojennych. Pokażcie drugi kraj, którego mieszkańcy masowo przyjmowali do siebie nieznanych ludzi? Nie do jakichś "obozów" ale pod swój własny dach? W dodatku nie licząc na żadne profity z tego tytułu? Ukraińcy o tym pamiętają i mam nadzieję że zawsze będą pamiętali. Jeżeli jeszcze odrzucą panujący w niektórych kręgach kult Bandery oraz we właściwy sposób upamiętnią ofiary Rzezi Wołyńskiej, co jest warunkiem absolutnie nie podlegającym żadnej dyskusji czy negocjacjom - nie będzie przeszkód do pojednania. W każdym razie: my Polacy, jak zwykle, zachowaliśmy się jak trzeba.
Jeżeli jeszcze o jakimś proficie z tej wojny można pisać, to pokazała ona całemu światu niesamowitą hipokryzję Niemiec i Rosji, tych dwóch państw z którymi nigdy nie było nam po drodze. Te dwa kraje zrobiły w przeszłości wiele, żeby Polska przestała istnieć a praktycznie nadal próbują się wybielić próbując nam przypisać swoje winy. Dość wspomnieć o ciągłej batalii o prawidłowe nazywanie niemieckich obozów koncentracyjnych, które niemieccy historycy od lat 50-tych ub.w. celowo przedstawiali jako "polskie", bo znajdowały się na terenie Polski. Tego, że w zniewolonej i okupowanej, której rząd - w przeciwieństwie do wielu innych, tzw. "zachodnich krajów", nigdy nie poszedł na współpracę - już nie dodawali. O Rosji to nawet szkoda pisać, to cały kraj zbudowany na kłamstwie. Rolę "wiosek potiomkinowskich" pełnią tam obecnie dwa miasta: Moskwa i Petersburg, a cały pozostały zamieszkały obszar kraju to przerażająca bieda, korupcja, zamordyzm i warunki urągające godności życia ludzi w XXI wieku.
Najgorszą rzeczą która dotyka lub wkrótce dotknie wielu z nas, mieszkańców Irlandii, jest wspomniana katastrofa mieszkaniowa. Kolejne rządowe programy tak naprawdę tylko pogłębiają kryzys i nakręcają spiralę wzrostu cen. Tymczasem nie trzeba być wybitnym ekonomistą żeby wiedzieć jakie jest rozwiązanie: skoro brakuje domów, trzeba je zbudować. Irlandia naprawdę nie jest gęsto zaludnionym krajem, ziemi pod budowę jest sporo. Nie ma tutaj zim, temperatury praktycznie przez cały rok są dodatnie, co również ma spore znaczenie i zmniejsza koszty inwestycji. Dlaczego więc jest jak jest? Teorii jest sporo, od zarzutów wobec nieudolnych polityków po opinie że tak naprawdę wreszcie zaczyna tutaj triumfować socjalizm, tak przecież ukochany ostatnio przez Irlandczyków. Rzeczywiście, tam gdzie rządzą socjaliści, nawet w krajach leżących na ropie czy węglu, zawsze jest bieda. Tym samym nic dziwnego, że w kraju gdzie jest sporo ziemi i dobry klimat do szybkiego budowania całych osiedli mieszkaniowych - zaczyna dramatycznie brakować mieszkań. Najwyższy czas żeby zrozumieć, że darmowy ser jest tylko w pułapce na myszy...
Na szczęście w dojrzałych demokracjach nieudolną władzę można bezkrwawo wymienić, wystarczy do tego karta wyborcza. Dlatego samych udanych wyborów Państwu życzę, czy to w Irlandii czy w Polsce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz