Czas wracać. Zostawiamy za sobą zasypany śniegiem Kraków i lecimy do zalanego deszczem Cork. Lot opóźniony dobre pół godziny, standardowo: żadnej informacji o tym, ot, staliśmy w korytarzu po odprawie paszportowej. Wcześniej bardzo skrupulatnie sprawdzano bagaże podręczne, czy mają odpowiednie wymiary. U sporej części - nie miały. Sam lot bez problemu, przygotowaliśmy dla Patryczka różne książeczki, więc był zajęty. Lotnisko w Dublinie świątecznie udekorowane. Autobus do Cork, taksówka do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz