Na niedzielną Mszę Świętą wybraliśmy się do Sanktuarium św. Jana Pawła II. Po mszy - wszystkie dzieci zostały zaproszone na spotkanie ze św. Mikołajem i miały otrzymać prezent, którym była dość wypchana torba słodyczy. Niestety, z powodu karygodnego zachowania dorosłych, część dzieci otrzymały ledwie pół prezentu a niektóre - wcale.
Dzieci w kościele było ok. 200-300, przygotowanych prezentów aż 1000. Jak to więc możliwe? Pomimo dobrych chęci organizatorów, zabrakło doświadczenia. Brak kontroli nad wydawanymi paczkami spowodował że dorośli brali po kilka toreb, jak również wysyłali po kolejne swoje dzieci. Chyba w połowie organizatorzy zorientowali się, że paczek dla wszystkich nie wystarczy, więc zaczęli dzielić je na pół. Taką właśnie "połówkę" dostała dla Patryczka - Agnieszka. Najgorzej, że co najmniej 20 dzieci odeszło z niczym.
No cóż, przerabialiśmy to samo, gdy organizowaliśmy bezpłatne imprezy dla dzieci w Cork: na każdej znalazł się jeden taki rodzic, który - nie patrząc czy wystarczy dla innych dzieci - ładował po cichu do torby to czy owo. To samo z robieniem zdjęć: zapomnij że zrobisz dobre, bo wszyscy się pchają, kolejek praktycznie nikt nie uznaje, itp. To zdjęcie na dole zrobiłem kiedy już praktycznie wszyscy się rozeszli, było to ostatnie zdjęcie św. Mikołaja z dzieckiem. Na każdym innym zrobionym wcześniej - miałbym innego rodzica w tle.
Na takich bezpłatnych imprezach potrzeba do pomocy znacznie więcej wolontariuszy, niż na tych biletowanych. Ale wystarczy wprowadzić symboliczną opłatę, która co prawda w żadnym wypadku nie pokryje nawet kosztów wynajmu sali, o innych kosztach nie wspominając, by sytuacja zmieniała się diametralnie: spokój, kultura, wszyscy mili. Dlaczego tak jest - nie wiem, ale działa.
Poniżej - ludzie czekający przed kościołem na św. Mikołaja i św. Mikołaj z Patryczkiem i Agnieszką:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz