wtorek, 30 maja 2023

10 miejsc w Irlandii, które trzeba zobaczyć!

Zbliżają się wakacje. Co prawda, niektórzy mają je przez cały rok a inni, żeby była sprawiedliwość dziejowa, nie mają ich wcale. Pomimo tego, jedni i drudzy powinni znaleźć czas i wykorzystując sprzyjającą nam ostatnio pogodę, poznać uroki Zielonej Wyspy. Co warto zobaczyć, będąc w Irlandii, czy to turystycznie czy za chlebem? Poniżej przedstawiam moją subiektywną listę dziesięciu irlandzkich turystycznych atrakcji, które chciałbym odwiedzić raz jeszcze, mając nadzieję że któreś z nich również się Państwu spodoba. Kolejność w jakiej podaję te miejsca jest absolutnie losowa, bo każde z nich jest wyjątkowe. Łączy je jedno: parafrazując naszego wieszcza, "tam się człowiek napije, nadysze Irlandii". Ale że od każdego wyjątku jest reguła, moją listę zamyka Victor's Way, chyba najmniej oczywiste miejsce w Irlandii.

1. Wyspy Aran, czyli Inismore, Inishmaan i Inisheer. Absolutna konieczność, ostatnie zakątki dawnej Irlandii. Każda wyspa jest inna, każda wspaniała. Na największej z nich, Inismore, znajduje się absolutnie fantastyczny prehistoryczny kamienny fort Dun Aenghus. Średnia, Inishmaan, najbardziej przypomina historyczno - podręcznikową Irlandię. Tym bardziej, że dociera tam znacznie mniej turystów niż na bardziej popularne Inishmore i Inisheer. Najmniejsza z nich, Inisheer, słynie z wraku statku MV Plassey, który rozbił się 8 marca 1960 roku a teraz stał się turystyczną atrakcją. Ale znajdziemy tam również malowniczą latarnię morską, ruiny kościoła Teampall Caomhán z X wieku i średniowieczny zamek O'Brien, postawiony w miejscu prehistorycznego fortu z VII wieku p.n.e.

2. Valentia Island. Jeżeli ktoś cierpi na chorobę morską, to jest wyspa dla niego, bo można się na nią dostać wygodnie mostem, z miejscowości Portmagee. Znajdują się tutaj najstarsze w Europie i jedne z najstarszych na świecie ślady... dinozaurów. Ale zanim je odkryto, wyspa była znana jako wschodni punkt końcowy transatlantyckiego kabla telegraficznego, łączącego ją ze wschodnim wybrzeżem Nowej Fundlandii. Po raz pierwszy udało się w ten sposób przesłać wiadomość w 1857 roku, stałe połączenie uruchomiono w 1866 i używano go przez kolejne 100 lat, aż do 1966. Obecnie w miejscu dawnej stacji telegraficznej znajduje się pamiątkowy monument. Na wyspie są również klify Fogher, które mają 180 metrów wysokości.

3. Croagh Patrick. Góra św. Patryka, to jeden z symboli Irlandii. Jest to góra na której w 441 r. św. Patryk, patron Irlandii, spędził 40 dni na poście i modlitwie. Jej wysokość to 765 m n.p.m., jest to ważne miejsce pielgrzymkowe związane z kultem tego świętego. Co roku na górę wchodzą dziesiątki tysięcy pątników, w tym część - boso. Dla irlandzkich katolików jest to drugie, po Knock, najświętsze miejsce w Irlandii. Na górze możemy zobaczyć m.in. oznaczone miejsce w którym spał św. Patryk. W 1905 r. na szczycie góry wybudowano sporą kapliczkę. Jak wieść niesie, zbudowało ją 12 mężczyzn, wnosząc wszystkie materiały budowlane na własnych plecach. Góra św. Patryka to nie tylko jedno z najważniejszych miejsc dla Irlandczyków, ale to także turystyczna atrakcja, jeszcze nie zniszczona komercją. Na górę wchodzi się tak samo trudno, jak przed setkami lat. Na wejście i zejście trzeba zarezerwować od 4 do 6 godzin. A sama obecność na pokrytym mgłą szczycie Croagh Patrick, to niemal mistyczne doznanie, naprawdę warto spróbować! Oczywiście wejście na górę jest możliwe dla osób sprawnych ruchowo i przy zachowaniu dużej ostrożności: w czasie kiedy wchodziłem na tę górę byłem świadkiem akcji ratunkowej: helikopter zabierał młodego mężczyznę który uległ wypadkowi przy wchodzeniu.

4. Monasterboice. Irlandia słynie z wysokich kamiennych krzyży, na których wyrzeźbiono sceny biblijne. W Monasterboice można zobaczyć trzy takie krzyże, pochodzące sprzed tysiąca lat. Monasterboice założył w V wieku św. Buithe. Według legendy, święty wstąpił bezpośrednio do nieba po drabinie opuszczonej z góry. Klasztor św. Buithe był ważnym ośrodkiem duchowości aż do 1142 r., kiedy przybyli tutaj cystersi i założyli w pobliżu swoje opactwo, Mellifont Abbey. Chyba najbardziej znanym kamiennym krzyżem w Irlandii jest znajdujący się w Monasterboice Muiredach's Cross. Jego powstanie datuje się na 900-920 r. Zachował się praktycznie w idealnym stanie. Wyrzeźbiono na nim, podobnie jak na innych krzyżach tego typu, szereg scen biblijnych. Oryginalnie były one kolorowe, pokryte farbą. W Monasterboice znajduje się również okrągła wieża, która liczy sobie około 35 metrów wysokości.

5. Hill of Tara. Wzgórze Tary to pradawne miejsce siedziby Wysokich Królów, serce dawnej Irlandii z przed tysięcy lat. Zanim św. Patryk ochrzcił tutaj króla Laoire’a, było to miejsce także pogańskich kultów, o czym zdaje się do dzisiaj świadczy jedno z drzew zupełnie współcześnie obwieszone różnymi wstążeczkami, itp. Ostatni Wysoki Król który tutaj rezydował opuścił Tarę w 1022 roku, od tego czasu to miejsce upadło, ale nie poszło w zapomnienie, pozostając na zawsze w pamięci narodowej Irlandczyków. Co znajduje się na Wzgórzu Tary? Fort Synodów, Fort Królów, Kopiec Zakładników, Dom Cormaca, Królewskie Miejsce, Fort Króla Laoghaire’a, Sala Bankietowa, Fort Gráinne i Zapadnięte Okopy - w których z królewskiego rozkazu miało zginąć 30 księżniczek Tary. Problem w tym, że wszystko to, czy też raczej - to co z tego zostało, znajduje się pod warstwą ziemi. To, co najważniejsze na Wzgórzu Tary, czeka zapewne na odkrycie. Z ciekawostek: na początku XX wieku grupa brytyjskich Żydów poszukiwała tutaj... Arki Przymierza. Natomiast to, co jest obecnie symbolem Tary, to Lia Fáil, kamień koronacyjny, kamień przeznaczenia. Obok Lia Fáil znajduje się obelisk upamiętniający irlandzkich powstańców, którzy zginęli tutaj w bitwie z Anglikami w 1798 roku.

6. Hill of Slane. Kolejne wzgórze, leżące zresztą nieopodal Hill of Tara. To tutaj w 433 r. św. Patryk rozpalił ogień wielkanocny, symbolicznie rozpoczynając w ten sposób w Irlandii erę chrześcijaństwa. Pierwszy ogień każdego roku mogli rozpalać tylko druidzi na Wzgórzu Tary. Św. Patryk rozpalając ogień złamał zakaz wydany przez Laoghaire’a, Wysokiego Króla z Tary. Ogień na Wzgórzu Slane był oczywiście doskonale widoczny na odległym o 16 km Wzgórzu Tary. Po zwycięskiej próbie sił z druidami, św. Patryk przekonał króla do przyjęcia chrztu i rozpoczął tym samym szeroką działalność misyjną w Irlandii. Wyświęcił też na pierwszego biskupa Slane św. Erc'a, który był wcześniej pogańskim druidem. Podobno św. Erc był z kolei nauczycielem Brendana Navigatora, jednego z 12 Apostołów Irlandii, którego wyświęcił na kapłana w 512 r. Wkrótce na Wzgórzu Slane powstał klasztor i opactwo, które przez niemal tysiąc lat było ważnym ośrodkiem intelektualnym w Irlandii. Klasztor został ostatecznie opuszczony w 1723 r.

7. Ben Bulben. Słynna góra o charakterystycznym kształcie. Ze szczytem związane są liczne legendy celtyckie. Według nich był to jeden z terenów łowieckich grupy wojowników Fianna żyjących w III w. Inna opowieść mówi o wojowniku Diarmuidzie, który został podstępem skłoniony przez olbrzyma o imieniu Finn McCool do walki z zaczarowanym dzikiem, który przebija mu serce swoim kłem. Mówi się, że na tej górze pochowano jego i jego żonę, Gráinne. Podobno w VI wieku św. Columba stoczył bitwę na równinie poniżej Ben Bulben o prawo do skopiowania Psałterza, który pożyczył od St. Finnian'a. William Butler Yeats, irlandzki poeta, dramaturg i filozof, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury, napisał m.in. wiersz: "Pod Ben Bulben", którego ostatnie trzy wersy kazał umieścić na swoim nagrobku. 

8. Healy Pass. Jest to nazwa irlandzkiej drogi nr R574 a jednocześnie przełęczy, przez którą ta droga prowadzi. Nazwano je tak na cześć Tima Healy'ego, jednego z przywódców Wolnego Państwa Irlandzkiego. Drogę, pełną serpentyn biegnącą w bardzo malowniczej dolinie na granicy hrabstw Cork i Kerry, wybudowano w latach 1846/47 jako rządowy projekt mający dać zatrudnienie irlandzkim robotnikom w czasie Wielkiego Głodu. Początkowo drogę nazwano Kerry Pass, swoją obecną nazwę nosi od 1931 roku. Piękna okolica, z dwoma jeziorami i kilkoma większymi lub mniejszymi wodospadami. Warto zobaczyć również znajdującą się w tym rejonie chatę i farmę Molly Gallivan's oraz przejechać przez ręcznie wykute w skale tunele.

9. Glendalough. Jak głosi legenda, św. Kewinowi objawił się anioł, który nakazał mu wybudować kościół. Przyszły święty oczywiście wypełnił nakaz i tak w VI w. powstało Glendalough, wczesnochrześcijański kompleks klasztorny, w obecnym hrabstwie Wicklow. Wokół grobu świętego powstał klasztor, zniszczony przez angielskie wojska w 1398 r. Poprzez wieki było to miejsce pobytu mnichów, chcących "odciąć" się od współczesnego im świata, a zarazem był to cel licznych pielgrzymek. Pielgrzymowano tam przez tysiąc lat, od IX w. aż do 1862 r. Dzisiaj w tym miejscu znajdują się w większości malownicze ruiny, ale nawet sam rozmiar tej dawnej monastycznej osady, ciągle robi wrażenie. Jeżeli dodamy do tego malowniczą okolicę, to zwiedzanie pochłonie nam cały dzień, a i tak pewnie nie zobaczymy wszystkiego. Dodatkowo w centrum turystycznym znajduje się niewielkie muzeum, a dla zorganizowanych grup wyświetla się film - m.in. o Glendalough jak i innych podobnych miejscach w Irlandii. Z ciekawostek: ponieważ w średniowieczu większość katolickich mieszkańców Irlandii nie mogła sobie pozwolić na pielgrzymkę do Rzymu, przywieziono do Glendalough ziemię stamtąd, i od tej pory każde siedem pielgrzymek do tego miejsca równało się jednej pielgrzymce do Stolicy Piotrowej.

10. Victor's Way. Park rzeźb indyjskich, chyba jedyny taki w Irlandii. Park ma 9 ha wielkości i został zaprojektowany jako park medytacyjny. Jego właścicielem i opiekunem jest Victor Langheld, który urodził się w Berlinie w 1940 roku i dzięki odziedziczonemu majątkowi większą część życia spędził podróżując do wielu miejsc w Azji, zanim osiadł na stałe w Irlandii. W 2015 roku park, wówczas zwany "Victoria's Way", został przez niego zamknięty. Jak stwierdził właściciel: "Zbyt wielu wycieczkowiczów zamieniło to miejsce w wesołe miasteczko dla rodziców z dziećmi. Tymczasem zostało zaprojektowane jako ogród kontemplacyjny dla osób powyżej 28 lat". Jednak rok później park został otwarty ponownie, pod nazwą "Victor's Way". W parku znajduje się 7 głównych i 37 mniejszych rzeźb z czarnego granitu. Ich zgromadzenie trwało 25 lat. Główne rzeźby przedstawiają 7 etapów rozwoju życia, wszystkie zostały zaprojektowane przez właściciela a następnie ręcznie wytworzone w warsztacie w Mahabalipuram w południowych Indiach. 

Samych udanych wakacyjnych wojaży Państwu życzę!

niedziela, 28 maja 2023

67 wizyta w Polsce /7/: wracam do Cork, jem w Leonie

Czas wracać do Cork. Na razie sam, Agnieszka z Patryczkiem dołączy za kilka dni. Tak jak zwykle, przynajmniej ostatnio, lecę przez Londyn Stansted. Zarówno kiedy leciałem w tamtą stronę jak i z powrotem - "stołowałem" się w restauracji Leon. Generalnie rzecz biorąc, restauracje na lotniskach nie są takie złe ;-)

Powyżej - moje posiłki w drodze do Krakowa i z powrotem:



sobota, 27 maja 2023

67 wizyta w Polsce /6/: na krakowskim Rynku, czyli rękodzieło z Nepalu i węgierskie langosze

Wybraliśmy się na spacer po krakowskim Rynku. Sporo straganów, od rękodzieła z Nepalu po stoiska serwujące mniej lub bardziej wyszukane potrawy. Zdecydowałem się na zupę czosnkową i węgierskiego langosza. Zupa - taka sobie, langosz - znacznie lepszy ;-) Tak swoją drogą, nasycenie turystami na Rynku - ogromne. Zresztą, mam wrażenie że w całym Krakowie Polacy będą wkrótce stanowili mniejszość narodową...

Poniżej - ze śpiącym Patryczkiem na ulicy Floriańskiej oraz mój langosz:


piątek, 26 maja 2023

67 wizyta w Polsce /5/: pierwsza wizyta Patryczka u dentysty

Poszliśmy z Patryczkiem do dentysty, na jego pierwszą, zapoznawczą można powiedzieć, wizytę. Nic mu się złego z ząbkami nie dzieje, ale - trzeba się przyzwyczajać, a im wcześniej, tym lepiej. Było trochę strachu, ale usiadłem razem z nim na fotelu, chwilę "bawiliśmy" się narzędziami stomatologicznymi, w końcu - mały pacjent usiadł sam ;-)

/Powyżej: z Patryczkiem na fotelu/

czwartek, 25 maja 2023

67 wizyta w Polsce /4/: święto krakowskiej Straży Pożarnej

Wybraliśmy się na plac przed Dworcem Głównym PKP w Krakowie, gdzie z okazji 150 rocznicy powstania krakowskiej straży pożarnej, można było m.in. nauczyć się udzielania pierwszej pomocy, poznać zagrożenia które mogą doprowadzić do pożaru w domu, obejrzeć wóz strażacki, zobaczyć pokazy umiejętności psów, itp. Jednak największą atrakcją dla dzieci /w tym i Patryczka/, był szereg dmuchanych zamków ;-)

Poniżej - kilka zdjęć: 



środa, 24 maja 2023

67 wizyta w Polsce /3/: wizyta w Kosmoparku

Wybraliśmy się do Kosmoparku. To spora interaktywna wystawa, która mieści się w centrum handlowym Solvay Park. Każdy znajdzie tam coś dla siebie, zarówno 2-latek jak i 52-latek ;-) Z ciekawostek: można m.in. sprawdzić ile się będzie ważyło i jak brzmi nasz glos na innych planetach, jak działa grawitacja i pole elektromagnetyczne, i wiele, wiele innych.

Poniżej - kilka zdjęć:



wtorek, 23 maja 2023

67 wizyta w Polsce /2/: nowy laptop, bardzo tani

Dzisiaj kurier przywiózł mi nowego laptopa. To już drugi zamówiony na aliexpress, poprzedni kupiłem rok temu, działa tak, jak pierwszego dnia. Ten drugi to również pełnowymiarowy laptop, co prawda tylko 8 GB ram i ledwie 160 GB dysku, ale: ma mi służyć tylko do przeglądania neta, obejrzenia czegoś na YT i pisania bloga. Oczywiście pamięć można łatwo rozszerzyć, zresztą teraz i tak większość rzeczy trzyma się  w chmurze. Za to cena: 179 euro, przy dzisiejszym kursie wychodzi 806 złotych. Grzech było nie brać ;-) Zostanie w Polsce, przyda się gdy tu jestem, a jestem, jak widać, bardzo często.

/Powyżej: nowy laptop/

poniedziałek, 22 maja 2023

67 wizyta w Polsce /1/: drobne upominki z Irlandii

Kolejny wyjazd do Polski. Tym razem krótszy, na tydzień.  W Carroll's kupiłem do rozdania kilka irlandzkich drobiazgów: słodycze, podkładkę, dwie torby na zakupy /w tym jedna ze świetnym motywem Księgi z Kells/ i nasiona irlandzkich kwiatów, chociaż ściślej: kwiatków rosnących m.in. w Irlandii ;-)

/Powyżej: irlandzkie upominki/

niedziela, 21 maja 2023

Bodywork

Od 28.04 do 20.08 b.r. w Crawford Art Gallery w Cork ma miejsce wystawa "Bodywork", na której swoje prace prezentuje szereg artystów. Jak napisali kuratorzy: "Ludzkie ciało jest złożonym, fascynującym i cudownym obiektem, które dla artysty staje się zarówno podmiotem, jak i przedmiotem."

/Powyżej: fragment wystawy "Bodywork"/

sobota, 20 maja 2023

Młodzieżówka komunistyczna apeluje do faszystów

Młodzieżówka komunistyczna w Cork oszpeca ulice miasta kolejnymi graffiti. Tym razem na jednym z budynków przy North Main Street, zwracają się do "faszystów". Nie wiem skąd oni ich biorą, tych faszystów? Pewnie z tego samego miejsca, co polskojęzyczna tvn brała uczestników urodzin niedoszłego austriackiego malarza. Jeszcze bardziej niezrozumiałe jest dla mnie, jak można, będąc młodym człowiekiem, żyjącym w bogatym zachodnim kraju, z dostępem do pełni wiedzy historycznej, wyznawać ideały spod sierpa i młota?

/Powyżej: kolejne graffiti sygnowane przez młodzieżówkę komunistyczną/

piątek, 19 maja 2023

Warp Spasm i Express Yourself

W Laneway Gallery w Cork mają miejsce obecnie dwie wystawy: Warp Spasm i Express Yourself.

Pierwsza, której autorką jest Elinor O'Donovan, nawiązuje do tzw. "Saipan Incident". W 2002 roku irlandzkimi kibicami wstrząsnęła publiczna kłótnia kapitana reprezentacji Irlandii, Roya Keane'a z menadżerem Mickiem McCarthym, która miała miejsce podczas przygotowań do Mistrzostw Świata 2002 w Korei i Japonii. W jej wyniku ten pierwszy wrócił do domu, a całą Irlandię podzieliła dyskusja, kto zawinił?

Druga, której autorem jest artysta występujący jako Ciano, to w zasadzie jego mniej lub bardziej radosna wielotematyczna twórczość.

Poniżej - Warp Spasm i Express Yourself:


czwartek, 18 maja 2023

Serce nie sługa, czyli dwa tygodnie w irlandzkim szpitalu

"Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się popsujesz" - pisał przed wiekami Jan Kochanowski. Przekonałem się o tym na własnej skórze. Jakiś czas temu wyszedłem z domu tylko na chwilę, do lekarza. Miało mnie nie być co najwyżej godzinę. Wróciłem po prawie dwóch tygodniach, spędzonych w szpitalu. Dokładnie - w Cork University Hospital. 

Co się stało? Ano - serce nie sługa, że się tak wyrażę. Jak człowiek porządnie nie zadba o siebie najpóźniej zaraz po 40-stce, to po 50-tce trafiają się takie przypadki. I nie, nie jest to efekt uboczny "szczypawki", jak chcieliby niektórzy, tylko genetyka. W mojej rodzinie, choroby serca są zdecydowanie główną przyczyną zgonów. Genetyka, latami lekceważone nadciśnienie - i oczywiście moje nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, chociaż z tym ostatnim bym nie przesadzał. Swoją drogą, ostatni raz w szpitalu leżałem jak miałem 15 lat, teraz mam 52, więc średnia nie wychodzi najgorzej. I mam nadzieję, że tak zostanie.

Zgłosiłem się do MD Clinik, polskiej przychodni w Cork, do Pani doktor Małgorzaty Krawczyk, ponieważ od kilku miesięcy nie radziłem sobie z chronicznym, jak uważałem, przeziębieniem. Domowe sposoby, na czele z czosnkiem, przestały działać. Podejrzewałem nawrót astmy, na którą chorowałem w młodym wieku. Objawy miałem wręcz książkowe i raczej ciężkie, inaczej bym przecież nie poszedł do lekarza. Pani doktor, już po krótkim badaniu i wbrew mojej gotowej diagnozie o astmie, od razu /i jak się okazało: trafnie/ zasugerowała, że są to raczej problemy z sercem, czego absolutnie nie brałem pod uwagę. Napisała stosowny list z którym zaleciła mi natychmiast zgłosić się na badania do szpitala, o czym początkowo nie chciałem słyszeć. Po krótkiej rozmowie, w której pani doktor dobitnie stwierdziła co myśli o mojej postawie unikania szpitalnych badań, postanowiłem jednak zastosować się do jej wskazówek, czym najprawdopodobniej uratowała mi życie. Nie wiem na jak długo, ale przynajmniej - do tej pory. 

Tak na marginesie: dwa miesiące wcześniej byłem praktycznie z tymi samymi dolegliwościami u lekarza w Polsce. Porządna, prywatna i solidnie płatna wizyta, nie żadne NFZ, no bo zresztą jak, skoro od lat mieszkam za granicą? I wtedy lekarz, mający te same narzędzia do badania, zdiagnozował "ostre zapalenie gardła", a sam z siebie, nie pytany, wykluczył sprawy kardiologiczne, wyraźnie stwierdzając: "z sercem jest wszystko w porządku, bije silnie, miarowo" - czy jakoś tak. Pamiętam doskonale, bo zdziwiło mnie że w ogóle o sercu wspominał. Może coś jest w twierdzeniu, że najlepsi polscy lekarze leczą Polaków - za granicą?

Jak było w szpitalu? Trochę dziwnie, trochę śmiesznie, ale ogólnie bardzo dobrze wspominam mój pobyt. Zarejestrowano mnie błyskawicznie, a przy rejestracji zapytano o... wyznanie. Gdyby takie coś wydarzyło się w Polsce, to przeróżni piewcy nowoczesności dostaliby apopleksji, ale w  tęczowej Irlandii jest to rzecz jak najbardziej normalna i praktyczna. Przynajmniej od razu wiadomo, czy w razie czego wołać księdza, imama czy druida, bo i tacy cyrkowcy się pewnie zdarzają. 

Niemniej, postęp nie bierze jeńców również na Zielonej Wyspie: kiedy kilka dni później wypełniałem formularz niezbędny do jednego z badań, miałem do wyboru oprócz dwóch płci, również wersję bezpłciową, a także zapytanie, jakich zaimków należy wobec mnie używać? W szpitalu, gdzie co jak co, ale podstawy biologii powinny być na pierwszym miejscu, a poprawne określenie płci może mieć decydujące znaczenie, co do skuteczności leczenia.

Wracając: zarejestrowano mnie, posadzono na fotelu i od razu rozpoczęto szereg badań, co bardzo mi się spodobało. Nie wiedziałem jeszcze, że na tym fotelu spędzę kolejne dwanaście godzin. Później na kolejne pół doby fotel zamieniono mi na swojego rodzaju leżankę, jeszcze mniej wygodną niż ten fotel. Gdzieś tak po dwudziestu sześciu godzinach, kiedy już ze trzy razy na serio zbierałem się do wyjścia, dostałem swój szpitalny 1-osobowy pokoik, z pełną obsługą i żarciem pod nos. W tym czasie oczywiście kolejne badania, regularne mierzenie ciśnienia, jakieś tabletki, zastrzyki, itp. 

Po dwóch dniach takich wywczasów, o 1:00 w nocy mnie i mojego sąsiada z pokoju obok, przeniesiono dwa piętra niżej, do pokoju 4-osobowego. Jeszcze nie spałem, ale ten biedak już tak, mimo to pielęgniarki bezwzględnie go obudziły i zarządziły "relokację". W tej 4-osobowej salce pomieszkałem ledwie do popołudnia tego samego dnia, po czym znowu zrobiono roszadę, gdzie ja trafiłem do sąsiedniego, 2-osobowego pokoju a moich współtowarzyszy rozrzucono jeszcze gdzie indziej. Dlaczego tak się stało, nie wiem, nie pytajcie. Wiem tylko że ten "mój" pierwszy 1-osobowy pokój w którym mieszkałem dwa dni, przydzielono dla pacjenta którego przywieziono z Tralee, i to helikopterem. Czyli albo był bardzo chory, albo bardzo ważny. No, albo jedno i drugie.

Współtowarzysze z tego 2-osobowego pokoju się zmieniali. Pierwszy, w życiu zawodowym był operatorem maszyn budowlanych. Od dwóch tygodni nie mógł zasnąć z powodu "braku powietrza", w końcu zemdlał w sklepie w trakcie zakupów. Dopiero wtedy zgłosił się do lekarza, ostatecznie lądując w jednym pokoju ze mną. Sympatyczny i mocno stereotypowy Irlandczyk, w moim wieku, chyba nawet grubszy ode mnie. Niestety - głośno chrapał. Na tyle głośno, że pielęgniarki drzwi do naszego pokoju zamykały, chociaż wszędzie były otwarte na oścież. Rano na obchodzie lekarz go zapytał, czy chrapie? On na to, że nie wie. Medyk drążył: a czy żona się nie skarży? Na to on, że z żoną nie sypia. Można i tak. Zastanawiałem się, czy się wtrącić i zadenuncjować go z tym chrapaniem, ale już wcześniej zrobiły to pielęgniarki. Jak się okazuje, nawet taka popularna i prozaiczna czynność jak owe pochrapywanie, może być symptomem choroby serca. Wypuszczono go dość niespodziewanie, po czterech dniach pobytu w szpitalu. 

W środku nocy jego miejsce zajął starszy jegomość, trochę po 60-tce. Ten już ledwie żywy dotarł do szpitala, faktycznie z bólem w klatce piersiowej. Przypadłość miał z kolei taką, że rozmawiał sam ze sobą, co jeszcze nie byłoby takie złe, gdyby nie to, że od rozmowy często przechodził do kłótni, przez co miałem wątpliwości, czy on na pewno jest na właściwym oddziale. Opuścił szpital po niespełna tygodniu.

Pod dwóch godzinach, jego łóżko zajął młody, ledwie 20-letni chłopak. Wysportowany i trenujący coś tam cały czas, niemniej problemem okazało się oczywiście jego serce, które od kilkunastu dni samo z siebie przyspieszało i zwalniało. U tego chłopaka podejrzewano powikłania pocovidowe, bo dwa miesiąca temu miał pozytywny wynik i dość ciężko przeszedł infekcję. Tydzień wcześniej był u lekarza, dostał jakieś tabletki, ale niewiele pomogły. Jak widać, miałem w pokoju pełny przekrój wiekowy. 

Co do wspomnianego covidu, to testy też mi robiono, i to dwa razy: zaraz po rejestracji i przed zmianą pokojów, które mieściły się na różnych piętrach. Za drugim razem delikatnie i łagodnie, ale za pierwszym - byłem przekonany, że robią mi, zakazaną przecież, lobotomię.

Szczegóły swoich badań pominę, jak wspomniałem w szpitalu /jako pacjent/ byłem ponad 35 lat wcześniej, niemniej z tego co mi się wydaje - wszystkie były przeprowadzone w pełni profesjonalnie. EKG, prześwietlenie płuc, echo serca, koronarografia i rezonans magnetyczny. Nie ukrywam, że to ostatnie, chociaż oczywiście zupełnie bezbolesne i nieinwazyjne, sprawiło mi najwięcej problemu. Okazało się, że cierpię na lekką klaustrofobię i nieruchome leżenie przez 40 minut, będąc całemu ściśle zamkniętym w stalowym cylindrze, to nie jest doświadczenie, które chciałbym powtórzyć. Ot, ile się człowiek przy okazji dowie prawdy o sobie. 

Personel medyczny to mieszanka egzotyczna z całego świata, chociaż najbardziej kluczowe stanowiska jeszcze trzymają Irlandczycy. Niemniej, gdyby wszyscy imigranci, zdaje się często na wizach i zezwoleniach na pracę, postanowili wrócić do domu, irlandzka służba zdrowia uległaby natychmiastowej i kompletnej dezintegracji. To się raczej nie wydarzy, chociaż media podają, że zapaść w tym obszarze trwa już od dawna. Nie oceniam, moje doświadczenia, chociaż jednostkowe, są jednak pozytywne.

Życie w szpitalu było dość rutynowe: pobudkę robiono nam już o 5:30 rano, badając ciśnienie i wagę, oraz pobierając krew. Jak to na filmie "Chłopaki nie płaczą" żalił się jeden z mafiosów: "Nawet we Wronkach mnie tak wcześnie nie budzili". O 6:00 podawano tabletki, o 8:00 odwiedzał nas lekarz, o 9:00 zmieniano pościel, o 9:30 serwowano śniadanie, o 13:00 obiad a o 17:00 - kolację. O 20:30 można było jeszcze dostać kawę lub herbatę, do wyboru z: jogurtem, owocami lub herbatnikami. Wszystko punktualnie, zupełnie nie jak w Irlandii. Od biedy nawet nie trzeba było mieć zegarka, żeby wiedzieć która jest godzina, chociaż zegary wisiały w każdej sali. W przeciwieństwie do telewizorów, których w salach nie było /a wiem, że są w polskich szpitalach/, niemniej na każdym oddziale były sale z telewizorem, z których można było swobodnie korzystać. 

Jak już pisałem, ale powtórzę raz jeszcze: zupełnie oddzielnym tematem jest kwestia wyżywienia. Widziałem sporo, chociaż w sporej części pewnie fejkowych memów o tym, jak karmią w polskich szpitalach. A jak to wygląda w szpitalach irlandzkich, a przynajmniej w tym konkretnym szpitalu w Cork? Już po przyjęciu można było liczyć na kilka kanapek, jogurt, kawę lub herbatę z ciastkiem. Ci czekający trochę dłużej - dostawali obiad. Kiedy już przyjęto pacjenta na oddział, można było wręcz sobie wybierać dania spośród kilku opcji. Z reguły były to, jeżeli chodzi o obiad, dwa dania mięsne i jedno wegetariańskie. Kolacja i śniadanie były bezmięsne, za to w kilku wariantach. Gdyby ktoś był nadal głodny, zawsze mógł skorzystać z ogólnie dostępnego bufetu, znajdującego się na parterze.

Z innych ciekawostek: na dole był kiosk, w którym można było kupić gazety i typowe dla takich miejsc słone przekąski, wystarczyło zjechać windą. Niemniej codziennie szpitalne sale objeżdżała również pani z wózkiem, niemal jak stewardesy w Ryanairze, prowadząc drobną sprzedaż obwoźną z tego sklepiku.

Podleczono mnie i wypuszczono, z krótką listą co powinienem zacząć robić, a z czym zdecydowanie skończyć. Jak to mówią, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Nie wiem czy tak będzie w moim przypadku, ale większość ludzi która wychodzi z ciężkiej choroby, w ten czy inny sposób przewartościowuje swoje życie. Zmienia znienawidzoną, stresującą pracę na może mniej płatną ale dającą więcej satysfakcji. Zaczyna bardziej dbać o siebie i prowadzić zdrowszy tryb życia. Poprawia swoje relacje z bliskimi, gdy uświadamia sobie że czas, dany tu na Ziemi, może się niespodziewanie skończyć. Oczywiście, nie zawsze tak jest i nie wszystkich dotyczy. Są przecież i tacy, którzy pomimo że dostali drugą szansę od Pana Boga i lekarzy, niczego się nie nauczyli. Ich sprawa, ich karma, ich przyszły płacz, lament i pytanie, dlaczego /znowu/ ja?

Zdrowia Państwu życzę, zdrowia przede wszystkim. Bo, jak to pisał przywołany na wstępie mistrz Kochanowski, nie ma "nic nad zdrowie"!

środa, 17 maja 2023

Posiłki w irlandzkich szpitalach

Jak wyglądają posiłki w irlandzkich szpitalach? Ostatnie 2 tygodnie spędziłem w Cork University Hospital. Już mnie wypuścili, wszystko w porządku - gdyby to kogoś interesowało ;-) Napiszę o tym inny, dłuższy tekst, ale tutaj, dla zainteresowanych, chciałbym się podzielić fotkami szpitalnych posiłków. Widziałem sporo raczej fejkowych memów o tym, jak karmią w polskich szpitalach. A jak to wygląda w szpitalach irlandzkich, a przynajmniej w tym konkretnym, w Cork? 

Zaraz po rejestracji można było liczyć na kilka kanapek, jogurt, kawę lub herbatę z ciastkiem. Ci czekający trochę dłużej - dostawali obiad. Kiedy już przyjęto pacjenta na oddział, można było wręcz sobie wybierać dania ze swoistego menu, spośród kilku opcji. Z reguły były to, jeżeli chodzi o obiad, dwa dania mięsne i jedno wegetariańskie. Kolacja i śniadanie były bezmięsne, za to w kilku wariantach. Gdyby ktoś był nadal głodny, zawsze mógł skorzystać z ogólnie dostępnego bufetu, znajdującego się na parterze. Do tego dwa razy dziennie można było dostać kawę lub herbatę z ciastkiem, owocem lub jogurtem - do wyboru.

Poniżej przykładowe śniadanie /owsianka/, obiad /tofu z ryżem/ i kolacja /sałatka z jajkiem/, więcej zdjęć znajduje się w galerii na moim fb: LINK.



poniedziałek, 15 maja 2023

Polacy w Irlandii a wybory w Polsce

W tym roku w Polsce odbędą się wybory parlamentarne, więc partie polityczne rozgrzewają się do kampanii. Polityka, to jak wiadomo, sztuka zdobycia i utrzymania władzy a dobrym politykiem jest tylko ten, który jest skutecznym. Przyjęło się uważać, że w tej walce o władzę wszystkie chwyty są dozwolone, przy czym jednak w reżimach oponentów się morduje a wybory fałszuje, a w demokracjach z reguły ogranicza się do kuszenia kiełbasą wyborczą i straszeniu, że jak władzę przejmą "tamci", to nie tylko kiełbasy zabraknie, ale nawet musztardy do niej. Na szczęście ocet zostanie, bo przecież zawsze był.

Ostatnio często bywam w Polsce, więc widzę jak miasta zalała fala czerwonych billboardów z twierdzeniem że "PiS = drożyzna". Oczywiście, przekaz opiera się na emocjach i jest adresowany do mniej politycznie wyrobionych wyborców. Pozornie wszystko się zgadza: rządzi obecnie Prawo i Sprawiedliwość? Tak. Czy w Polsce ceny idą w górę? Tak. No, to sprawa załatwiona. Tyle że w innych europejskich krajach nie rządzi PiS, a ceny też idą w górę, no to jak to jest? Oczywiście od razu ten czy inny odpowie: a co mnie obchodzą inne kraje, moja chata z kraja, ja mieszkam w Polsce i wszystko drożeje. Zgoda, tylko wychodzi na to że mechanizm inflacji może wynikać nie tylko z mniej lub bardziej udanych rządów tej konkretnej partii, a z przyczyn zgoła innych, których też istnieje cały splot. W dodatku, przy akcentowaniu różnicy w cenach za towary, w okresie kiedy obecna opozycja była u władzy, ci manipulanci zapominają o pokazaniu różnicy w płacach. Tak naprawdę nie jest przecież ważne, ile kosztuje masło, tylko to, ile za swoją pensję możesz tego masła kupić.

Tak na marginesie, chciałbym opisać scenkę rodzajową, której byłem świadkiem. Otóż udałem wieczorową porą do małego, ale czynnego całą dobę sklepu monopolowego, po papierosy dla teściowej. Tak, wiem, paskudny nałóg, też Jej to mówię. Oprócz mnie w sklepie była też trójka studentów, którzy sięgnęli do lodówki po kilka piw. Okazało się, że piwa były ciepłe, bo lodówka nie włączona do prądu. Na pytanie "dlaczego?", pani sprzedawczyni odpowiedziała, żeby "podziękować jaśnie nam rządzącym". W domyśle, bo PiS, bo drożyzna, na prąd jej nie stać. Studenci popatrzyli tylko po sobie, piwo odstawili na miejsce i poszli do konkurencji. Wiem, bo ich spotkałem w drodze powrotnej. No właśnie, konkurencja. W tym miejscu w promieniu ledwie 50 metrów znajdują się co najmniej 4 sklepy, w których można kupić alkohol, łącznie z całodobowo otwartą stacją benzynową. Może tutaj tkwi problem? Owszem, Polacy za kołnierz nie wylewają, a alkoholizm to prawdziwa plaga, jednak takie nasycenie osiedli polskich miast sklepami z alkoholem, wydaje się być zgubne dla samych właścicieli tych sklepów.

Wracając do meritum: jaką mamy gwarancję, że po przejęciu władzy przez Platformę Obywatelską i jej przystawki /bo tak naprawdę tylko ci gracze się liczą/, sytuacja się zmieni? Żadnej. Ich program wyborczy to "odsunąć PiS od władzy" i obietnica zwiększenia socjalu, wprowadzonego przez poprzedników. Jeżeli 500+ zmieni się w 700+ a państwo będzie dopłacać każdemu do wszystkiego, to inflacja się zmniejszy, czy raczej zwiększy? Pytanie retoryczne, rzecz jasna. Ale trzeba kłamać, kłamać, kłamać, a po wyborach wytłumaczy się tłuszczy, że "piniendzy nie ma i nie będzie", bo tamci wszystko ukradli.

Proszę nie zrozumieć mnie źle: nie agituję za PiS, bo ilość błędów jakie popełniła ta partia, jest przerażająca. Tyle tylko, że coś jest na rzeczy z psalmem 33, gdzie śpiewamy że: "On miłuje prawo i sprawiedliwość". Zaprawdę, powiadam Państwu: Pan Bóg musi miłować tę partię, skoro dał jej tak głupią i skrajnie wulgarną opozycję. Tyle tylko, że w ten sposób mamy do czynienia z mniejszym i większym złem, a nie o to przecież chodzi.

Niemniej, sam doskonale pamiętam czasy gdy rządziła w Polsce lewica, wtedy właśnie wyjechałem do Irlandii. Różnice w realnych płacach na "rękę" wynosiły nawet 7-8 razy. Wiem, że brzmi to niewiarygodnie, ale proszę sobie odszukać stosowne dane, ile się wtedy w Polsce płaciło. Jeżeli znajdziecie jakieś info o "przeciętnym wynagrodzeniu brutto", to podzielcie to przez dwa, wtedy otrzymacie realną pensję, jaką otrzymywał przeciętny zjadacz chleba. Zresztą, ta zasada obowiązuje do dzisiaj. Do tego olbrzymie bezrobocie, które napędziło milionową emigracyjną falę.

Pamiętam też rządy Platformy Obywatelskiej, chociaż już nie mieszkałem w Polsce, ale odwiedzałem nasz kRAJ regularnie. Te orły z czekolady i różowe baloniki zamiast flag. Gdyby coś takiego próbowano zrobić w Irlandii, byłoby to natychmiastowe i spektakularne polityczne samobójstwo, prawdopodobnie połączone jeszcze z zamieszkami. Bo Irlandczycy to owszem, wspaniali i przesympatyczni ludzie /nie zawsze i nie wszyscy, rzecz jasna/, ale jednak narodowa flaga - to dla nich świętość. Przynajmniej na równi z tą tęczową. O Smoleńsku nawet nie wspomnę, bo winni oddania śledztwa Rosjanom w sprawie katastrofy polskiego samolotu /który został wyprodukowany w Rosji, serwisowany w Rosji i rozbity w Rosji/, powinni do końca życia oglądać świat w kratkę. I w tej kwestii naprawdę nie zapraszam do dyskusji. Swoją drogą, po tym co zrobił Putin na Ukrainie, wielu powątpiewających w teorię o zamachu, zaczyna chyba mieć wątpliwości. Dlatego: nigdy więcej, ani po sowieckich komunistów ani pro niemieckich koniunkturalistów.

Problem jest tylko z socjalistami, a takimi są niewątpliwie rządzący z PiS. A do czego doprowadzają socjalistyczne rządy, możemy zobaczyć w Irlandii. Niegdyś celtycki tygrys, dynamiczna gospodarka i świetne miejsce do życia, teraz: ogromny kryzys mieszkalnictwa i spadek realnej płacy. Owszem, tutaj ciągle zarabia się więcej niż w Polsce, ale już nie 7-8 razy, jak to było dwadzieścia lat temu, ale tylko 2-3. Pytanie: czy to Irlandia stanęła w miejscu, czy Polska idzie do przodu? Jedno i drugie, proszę Państwa. Na szczęście nasi socjaliści są mniej socjalistyczni od tych irlandzkich, więc jest szansa, że za jakieś dziesięć lat, o ile nie wydarzy się coś nieprzewidywalnego /kto by kilka lat temu dał wiarę w zamknięcie gospodarek niemal całego świata, z powodu pandemii?/ Polska rzeczywiście stanie się "zieloną wyspą", jak to piętnaście lat temu obiecywał Donald Tusk. Obiecywał, ale nie dotrzymał, ot co.

Na kogo więc oddać głos? Oczywiście, nie odpowiem na to pytanie, bo nie o agitację wyborczą tutaj chodzi. Każdy ma swój rozum dany mu przez Pana Boga i chyba nikt nie uważa, że akurat tego bożego daru otrzymał zbyt mało. Dla mnie to i tak są tylko teoretyczne rozważania, bo póki co, jako Polak mieszkający od wielu lat w Irlandii, "od zawsze" uważam że emigracja nie powinna głosować. Uważam, że Polonia mieszkająca praktycznie na stałe za granicą, nie powinna wybierać Polakom w Polsce kto ma nimi rządzić. Polonia ma inne zadania: powinna brać udział w wyborach w swoich krajach i wybierać tam polityków przychylnych Polsce i Polakom, w ten sposób wpływając na sytuację międzynarodową naszej Ojczyzny. Natomiast wybierać kto ma rządzić w Polsce ale samemu mieszkać za granicą i nie ponosić konsekwencji swoich wyborów? No jakoś tak, nie ładnie. Ale szanuję odmienne opinie. Ba, moja Żona uważa inaczej, ale nie kłócimy się z tego powodu. Oczywiście, sam biorę udział w wyborach irlandzkich, tych lokalnych i do europarlamentu, a od kiedy kupiłem sobie irlandzkie obywatelstwo /bo przecież nikt mi go za darmo nie dał/, również do parlamentu irlandzkiego. Czy jestem więc za odebraniem Polonii prawa głosu w polskich wyborach? Nie, ale zdecydowanie jestem za likwidacją komisji wyborczych za granicą.

Tak swoją drogą, głosowanie za granicą to wyjątek, a nie reguła i zdaje się w zdecydowanej większości państw, takiej możliwości nie ma. Również w Irlandii, którą bardzo często Rodacy mieszkający tutaj, i gardłujący za prawem do wyborczego głosu, dają za przykład innym. Dlatego uważam, że głos powinno się oddawać tylko w kRAJu. Mieszkasz na stałe za granicą, ale uważasz że masz prawo głosować, bo masz polskie obywatelstwo? Nie ma problemu, ale przyjedź w tym celu do Polski. Tak byłoby fair i chyba nie jest to jakieś wielkie poświęcenie? Tym bardziej, że jak zakładam, taki głosujący chce utrzymywać jakąś więź z kRAJem? Dlaczego mieszkający w Polsce polscy podatnicy powinni pokrywać wcale niemałe koszty wynajmu lokali wyborczych i pracy komisji w Irlandii, i w wielu innych krajach na świecie? Wg mnie, lepiej przekazać to na jakieś schronisko, nawet dla zwierząt. Pomijam już fakt, że w wyborach bierze udział ledwie garstka tej mitycznej Polonii, 5-10%. Nie ma po co i nie ma dla kogo, ot co.

Samych mądrych, nadchodzących wyborów Państwu życzę.

czwartek, 4 maja 2023

66 wizyta w Polsce /5/: znaki na niebie

Czas wracać na kolejne dwa tygodnie do Cork. Muszę dzielić czas pomiędzy Polską a Irlandią, co oczywiście najbardziej dotkliwie odczuwa mój portfel. Ale jak wiadomo, pieniądze to nie wszystko, liczą się również akcje, obligacje i inne papiery wartościowe ;-)

Na lotnisku w Krakowie, niedługo przed wylotem, zauważyłem że nagle wszyscy zaczęli robić zdjęcie temu, co za oknem. Był to wschód słońca, gdzie jednocześnie jeszcze był świetnie widoczny księżyc. Trzeba przyznać, że dość niezwykle to wyglądało.

/Powyżej: wschód słońca i zachód księżyca/