Kolejny wyjazd do Polski. Tym razem polecieliśmy z Cork do Krakowa przez London Gatwick. Podróż minęła spokojnie, niemiły zgrzyt nastąpił na samym końcu: na lotnisku zamówiłem taksówkę z aplikacji freenow. Konkurencyjny bolt oferował w tym czasie przejazd za 50 zł, ale musiałbym czekać kilka minut dłużej, wziąłem więc tą, która była szybciej. Od kilku lat używam tej aplikacji, ceny z reguły były zawsze wyrównane z innymi przewoźnikami. Tym razem pan, niestety nasz rodak, starszy jegomość o nieco cwaniaczkowatym wygladzie i zachowaniu skasował mnie na... 142 złote, o czym się dowiedziałem dopiero kilka minut po jego odjeździe. Normalna cena, to powiedzmy 40-60 zł, ten wziął 3 razy więcej.
I to nie jest tak, że każdy taksówkarz może sobie dowolnie kształtować ceny, cennik jest podany i nijak się miał do mojej trasy przejazdu. Oczywiście złożyłem reklamację. Nie chodzi tylko o pieniądze /chociaż oczywiście też, dlaczego mam przepłacać?/ ale o zasady. Nie znoszę takich typków, a wśród taksówkarzy jest ich, niestety, wyraźna nadreprezentacja. Muszę przyznać, że zareagowano dość szybko. Potwierdzono że taksówkarz zawyżył cenę. Zwrócono mi 37 zł na kartę i 25 jako bonus do wykorzystania na kolejny przejazd. Napiwek, który mam ustawiony automatycznie, niestety nie podlega zwrotowi - a szkoda. Dobre i to, chociaż to jeszcze nie koniec, bo sprawa w toku. Podejrzewam, że nie byłem pierwszym takim klientem tego pana...
Teraz tak: pal licho, że zrobił tak ze mną /czy też: z z polskim małżeństwem, w dodatku z małym dzieckiem/. Idę o zakład, że każdy zagraniczny turysta był przez niego kantowany, a opinię każdy z nich zabierze z sobą do własnego kraju. I chociaż to zupełnie irracjonalne, to np. moja znajoma Irlandka miała długi czas, uwaga, "żal do Polski". Za co? Za to że po bardzo udanych wakacjach w Krakowie, w którym zostawiła co najmniej kilkanaście tysięcy złotych, kiedy już wracała pociągiem z centrum miasta na lotnisko, złapał ją konduktor bo nie miała biletu. Sęk w tym, że automat biletowy w pociągu był zepsuty a ona, będąc starszą osobą w obcym kraju, nie umiała sobie poradzić. Wymusił na niej zapłacenie kary. Przez ileś tam miesięcy obraz pięknej Polski i królewskiego miasta był przykryty wspomnieniem o tym incydencie, o którym opowiadała wielu znajomym. Czy to było warte ceny tego biletu, czy nawet wydumanej kary za jego brak? Na pewno nie inaczej było z tą złotówą...
/Powyżej: z Agnieszką i Patryczkiem na lotnisku w Cork/