Po tygodniu spędzonym w Cork, gdzie pozałatwiałem Bardzo Ważne Sprawy /oczywiście - tylko dla mnie :-)/, znowu czas ruszyć do Krakowa.
Przy okazji: przyleciałem zdrowy, wylatuję chory. W Polsce były temperatury po 32 st. C, tutaj nie sięgały nawet 20 st. C, więc szok termiczny, to raz, a dwa - w samolocie z Krakowa do Londynu włączyli tak zimny nawiew, że wysiadłem już z katarem. Zawsze tak mam przy tak dużych różnicach temperatur, no i starość - nie radość.
Tym razem lot z Dublina, czyli do stolicy musiałem pojechać autobusem z Cork. Jednak zdecydowanie wolę przesiadki w Londynie, czy też generalnie - w Wielkiej Brytanii, bo przecież latało się też przez inne miasta. Tutaj akurat zdecydowała cena, bo o dziwo, bilet kosztował tylko 80 euro /gdzie jeszcze miesiąc wcześniej wołali po kilkaset, o ile w ogóle były dostępne/. W dodatku, co mnie mile zdziwiło, okazał się że kupując wiele razy bilety w Aircoach, prywatnej firmie autobusowej oferującej przewozy m.in. z Cork na lotnisko w Dublinie, zupełnie niechcący nazbierałem jakichś punktów, przez co bilet miałem... za darmo. Miłe zaskoczenie i bonus, pewnie taki raz na 10 lat.
Nie zawsze o tym piszę, ale zawsze przywożę z Irlandii jakieś pamiątki dla przyjaciół i znajomych. Tym razem kupiłem ich nieco więcej, i dla zainteresowanych - tak wyglądają:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz