Niezły, współczesny /z 2013 roku/ film mojego ulubionego kina klasy B. Grupa lewicowych eko - aktywistów chce chronić indiańskie plemię Yajes, tymczasem kończy jako ich posiłek.
Do grupki eko-aktywistów dołącza córka jednego z wysokich urzędników ONZ. Jak to często bywa, przyciągają ją nie tyle wzniosłe ideały, co przystojny lider grupy. Grupka wylatuje do Amazonii, aby uratować zagrożoną wioskę, do której zbliża się wycinka dżungli, przy czym chodzi nie tyle o drzewa, co o złoża gazu znajdujące się w tej okolicy. Przykuwają się łańcuchami do maszyn i transmitują bezpośrednio w internecie całą akcję, przez co ochrona złożona z żołnierzy - najemników, nie może ich zlikwidować, tym bardziej gdy lider powołuje się na to, że jedna z aktywistek jest wspomnianą córką urzędnika ONZ, co grozi wywołaniem międzynarodowego skandalu. Aktywiści zostają dostarczeni do samolotu i wolno odlatują. Wydawało by się że cała akcja zakończyła się sukcesem, już na pokładzie leje się browarek, wszyscy gratulują sobie uratowania świata, a przynajmniej tej indiańskiej wioski, gdy dochodzi do awarii i samolot rozbija się w dżungli.Kilka osób zginęło od razu, pozostali - zostają szybko schwytani przez Yajes, czyli tych indian których mieli ratować przed buldożerami. Dzikie plemię nie poczuwa się do żadnej wdzięczności, za to szybko po kolei przerabia aktywistów na posiłek. Wcześniej dowiadujemy się od rannego lidera, że cała akcja, jak to u ekologów bywa, miała swoje drugie dno. Faktycznie zostali wynajęci przez konkurencyjną firmę, która chciała skompromitować tę poprzednią i zająć jej miejsce. Tym samym likwidację wioski odroczyli może o 2 dni, ot co, za to za gruby plik banknotów. Oczywiście, o tym wszystkim wiedział tylko lider, reszta była pożytecznymi idiotami, gotowymi nadstawić kark za cudze zyski.
Zakończenie - nieco zaskakujące. Niezłe nawiązanie do podobnych kanibalistycznych horrorów z lat 80-tych ub.w.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz