Strony

sobota, 16 marca 2024

Na Ty czy na Pan?

Na facebookowych grupach zrzeszających Polonię w Irlandii, od czasu do czasu pojawia się dyskusja, czy będąc w Polsce należy się do nieznajomych zwracać per "pan, pani", czy od razu przechodzić na "ty"? Dla mnie samo postawienie takiego pytania jest zdumiewające, ale łapię się na tym, że coraz częściej jestem w mniejszości, a coraz więcej zwolenników ma z kolei Ryszard Petru, który przecież ogłosił że "po angielsku wszyscy jesteśmy na you".

Za moich lat młodzieńczych, to komu mówimy na "ty", a komu w żadnym wypadku, kto pierwszy podaje rękę na przywitanie, itp. było wiedzą elementarną. Teraz, w myśl zasady "róbta co chceta", co niektórym naprawdę peron odjechał, i mylą szlachetną prostotę z szalonym prostactwem. Od razu więc wyjaśnijmy sobie: w języku polskim do osób nieznajomych, starszych, itp., zawsze zwracamy się per "pan, pani".  Podkreślę: w języku polskim, a nie, że tylko w Polsce. Dziękuję i nie zapraszam do dyskusji, bo jest to sprawa oczywista. 

Oczywiście, zawsze znajdzie się grupka internetowych interlokutorów, która ma zdanie odmienne. Główny powód w tym przypadku? Bo tutaj mówimy sobie na "ty", więc i w Polsce nikomu nie będę "pan-ował". Nie musisz, po prostu wyjdziesz na chama i prostaka, i tak możesz zostać potraktowany, zresztą zupełnie słusznie. Nie można stosować argumentu, że, jeszcze raz powtarzając za Ryszardem Petru: "po angielsku wszyscy jesteśmy na you", czy też że w Europie tak się mówi. Jeżeli używasz języka polskiego, stosuj się do zasad tego języka. Jeżeli jesteś w kraju gdzie panuje określona kultura i zasady współżycia społecznego, również się do nich stosuj. To że w Twoim miejscu zamieszkania robiono coś inaczej, to nie znaczy, że będzie to zaakceptowane gdzie indziej. Dla przykładu: to, że do irlandzkiego kościoła możesz przyjść na Mszę Świętą ubrany niemal jak na plażę i nikt ci uwagi nie zwróci, to nie znaczy, że możesz zrobić to samo w Arabii Saudyjskiej, wchodząc do meczetu. Tam nie tylko zwrócą Ci uwagę, co obowiązkowo otrzymasz kilka kopniaków poniżej pleców, i oby tylko na tym się skończyło. Co kraj, to obyczaj, pamiętaj o tym.

Przyjrzyjmy się jeszcze raz argumentowi, że w Irlandii "jesteśmy na you". Zgadza się, ale tylko w języku angielskim. Jak mi tłumaczył dość konserwatywny i świadomy swojej historii Irlandczyk, w jego własnym, irlandzkim, języku zwrócenie się w tak bezpośredni sposób do kogoś obcego, jest równie niekulturalne, co w języku polskim. A jak to jest w innych krajach europejskich, z innymi językami? Też wszyscy jesteśmy "na you"? No, nie bardzo. A jak Cię potraktują w takiej Japonii? Podpowiem: bardzo źle. Mało tego, używając tego samego języka ale w innym kraju, może zmieniać się forma, w jakiej należy się zwracać. Polecam prześledzić ten temat, bo jest bardzo ciekawy.

Niektórzy twierdzą, że takie międzypokoleniowe powszechne przechodzenie na "ty" skraca dystans, sprawia że czujemy się przez to młodsi  i jest to pozytywne. Naprawdę? To może, żeby jeszcze bardziej ten dystans skrócić i się odmłodzić, zwracajmy się do innych wręcz: "elo, ziom", czy nawet: "siema, mordo"? Swoją drogą, nie wyobrażam sobie, żeby 20-letni chłopaczek zwracał się na "ty" do 90-letniego powstańca warszawskiego. Pewnie mam za małą wyobraźnię.

Jeszcze inni twierdzą, że zwracanie się do kogoś per "pan, pani", jest oznaką szacunku, a na szacunek trzeba sobie zasłużyć. Naprawdę? Każdy człowiek zasługuje na szacunek, natomiast łatwo można taki szacunek stracić. Na pewno od razu z automatu tracą go takie "ziomy" i "mordy", czy też panie i dranie z kryzysem wieku średniego, którzy chcą udawać nastolatków i przez to skracają dystans i wchodzą w pewną sferę prywatności, zarezerwowaną dla rodziny i osób naprawde bliskich. Pół biedy, kiedy spotkamy takiego "ty-czkarza" na dworcowym peronie, który zagai do nas: "elo mordo, który to pociąg to Rudy Śląskiej"? Zawsze można mu od biedy wskazać ten drugi, w przeciwnym kierunku, i problem się rozwiąże sam. Gorzej, gdy persony takiego rodzaju biorą się za prowadzenie biznesu, wtedy to już tragedia gotowa.

W Irlandii miałem styczność z wieloma polskimi biznesami i o dziwo, nikt nie pozwolił sobie na skrócenie tegoż dystansu i przejście na "ty", mając świadomość, że jestem klientem który mu przynosi pieniądze. Zawsze była pełna kultura, chociaż, umówmy się, nie zawsze pozostała część usługi była na najwyższym poziomie. Ale jak to bywa w regule, zdarzył się jeden jedyny wyjątek: polska restauracja w hrabstwie Kerry. Tam właścicielka i kelnerka w jednym, bezpośrednio zwróciła się do mnie i moich przyjaciół, bez zachowania tej podstawowej formy grzecznościowej. "Co dla ciebie, a ty co zamawiasz?", itp. Niby nic, ale gdyby ktoś tak bezceremonialnie zwrócił się do gości w restauracji w Polsce, pewnie szybko przywołano by go do porządku. Jedzenie było takie sobie, jak to z reguły w polskich restauracjach w Irlandii bywa, ale ok., zjedliśmy, zapłaciliśmy, wyszliśmy. Później jeszcze kilka razy byłem w tym miasteczku, ale już nigdy tam nie wstąpiłem, ani nie poleciłem znajomym. Wolałem zostawić moje pieniądze gdzie indziej, a jedynym powodem była właśnie moja niechęć do takiego nadmiernego skracania dystansu, i to jeszcze w biznesowych relacjach, gdzie to ja płacę. Powie ktoś: tobie nie pasowało, ale innym tak, skoro restauracja się trzyma. Być może, tylko zyski zawsze mogą być mniejsze, lub większe. Zawsze też, skoro chce się w ten sposób przyciągać klientów, można się do nich od razu zwracać: "elo mordo, co chcesz do chrupnięcia"?

Czy warto tak na siłę "amerykanizować" nasze zwyczaje, żeby rozpuścić się w europejskim tyglu narodów? Wg mnie - nie. Kilka lat rozmawiałem z jedną z Ukrainek pracujących w Polsce, która była zachwycona naszą kulturą, w tym - kulturą osobistą. Najbardziej ujęło ją właśnie to, że wszyscy zwracali się do niej przez "pani". Tego już nie ma na Zachodzie, a nigdy nie było na Wschodzie, takie rzeczy - tylko w Polsce, proszę Państwa.

I oby tak zostało...

3 komentarze:

  1. Siema, mordo ;-) (taki niesmaczny żarcik) Świetny tekst, zgadzam się ze wszystkim, jako że sama prezentuję identyczne poglądy. Nigdy by mi nawet do głowy nie przyszło, aby zastanawiać się, czy do zupełnie obcej osoby zwrócić się na "ty" czy na "pan/pani". W szkole w czasie nauki języków obcych uczono mnie tego samego - szacunku do innych. Jednak im dłużej żyję, tym mniej rzeczy mnie dziwi. Kiedyś na przykład natrafiłam gdzieś w sieci na dyskusję wywołaną przez czyjeś zapytanie - "czy powinno się mówić dzień dobry sprzątaczce w biurze?".

    Zastanawia mnie jedna rzecz. Czy Twoje tradycyjne poglądy przekładają się również na blogosferę? Bo w czasie lektury tego tekstu uświadomiłam sobie, że chyba nigdy nie zwracałam się do Ciebie "Panie Piotrze", przez co mogłam popełnić faux pas, i niechcący Cię urazić. Jeśli tak - przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, no daj spokój, wirtualnie znamy się od lat, tak że tego... ;-) Swoją drogą, przypomniało mi się jak powiedział Karol Wojtyła już po wyborze na papieża, gdy jeden z jego dawnych kolegów zwrócił się do niego "Wasza Świątobliwość": daj spokój, dla Ciebie zawsze jestem Lolek;-)

      Usuń