Znowu na kilka dni wracam do Cork. Wiadomo, trzeba podlać kwiatki, odpalić autko, ale przede wszystkim - mam kontrolną wizytę lekarską, związaną z moim "incydentem sercowym" sprzed roku. Napiszę o niej więcej za dwa dni. Tym razem poleciałem z przesiadką w belgijskim Charleroi.
Już kiedyś tak lecieliśmy, a dokładnie - prawie 8 lat temu. Tyle że wtedy polecieliśmy do Dublina, a teraz mamy też połączenie do Cork. I w sumie uwinąłem się niemal w 8 godzin, od wyjścia z mieszkania w Krakowie do wejścia do mieszkania w Cork. To chyba mój rekord, przeważnie - zawsze taka podróż zajmuje mi 12 godzin, niezależnie od wyborów środka transportu /czyli albo lot do Dublina i autobus do Cork, albo lot do wybranego lotniska a stamtąd również lot do Cork/.
Z ciekawostek: na lotnisku w Charleroi po raz pierwszy zobaczyłem... płatne toalety ;-) Na razie tylko w tej części terminala dostępnej dla wszystkich. Już po odprawie przechodzimy do drugiej części, gdzie toalety jeszcze nadal są bezpłatne.
Jeszcze inna ciekawostka: w czasie lotu pierwszy raz w życiu spotkałem się z sytuacją, że stewardessa poprosiła kilku pasażerów o zmianę miejsc, żeby... zapewnić lepszy balans w samolocie. Gdybym nie zobaczył tego na własne oczy, to pewnie bym nie uwierzył. Inna rzecz, że w samolocie była ledwie połowa pasażerów, może nawet mniej. Kiedy już wszyscy weszli na pokład, wiele osób zmieniało swoje miejsca na "lepsze", tj. przy oknie lub przy przejściu, kilka par przesiadło się żeby siedzieć razem /nie każdy chce płacić za wybór miejsca/, itp. Stąd, być może, taka akcja...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz