11 lipca b.r., po krótkiej ale wyczerpującej chorobie, odeszła od nas Iwa Wiśniewska. 13 lipca b.r. miał miejsce Jej pogrze. Pojechaliśmy się z Nią pożegnać. Były tłumy ludzi, podczas Mszy Świętej, wiele osób musiało stać na zewnątrz kościoła, bo po prostu brakowało miejsca. Przybyła nie tylko rodzina i sąsiedzi, jak to jest z reguły w zwyczaju, ale wiele osób z całej Polski i zza granicy, które Iwę znały.
Pięć lat temu, Iwa wraz z mężem Krzysztofem i czwórką dzieci, wrócili z Irlandii do Polski. Jak mówili, była to bardzo dobra decyzja w ich życiu. Zamieszkali nieopodal Warszawy, blisko stolicy ale jednocześnie niemal na wsi. Ich dom, zawsze z wywieszona polską flagą, z wyglądu przypomina dawne dworki szlacheckie, jak wypisz wymaluj, z "Pana Tadeusza". Mieliśmy zaszczyt gościć u nich w grudniu ub. roku, kiedy jeszcze nic nie zwiastowało nadchodzącego nieszczęścia. Razem wybraliśmy się na całodzienną wycieczkę do Warszawy i spędziliśmy długie godziny na rozmowach. Tak samo, jak rozmawialiśmy wcześniej, odwiedzając się wzajemnie, my ich w Waterford, Oni nas w Cork.
/Powyżej: miejsce spoczynku Iwy/
Jaka była Iwa? Była przede wszystkim osobą niezwykle aktywną społecznie, zaangażowaną w wiele inicjatyw, o których wspomnę niżej. Ale miała też niespotykane poczucie humoru, według mnie wynikające wprost z wiary. Ona nie tyle wierzyła, co po prostu wiedziała, że jesteśmy tylko przechodniami na tym świecie. Nie zapomnę dwóch sytuacji, jakie miały miejsce z Jej udziałem. Z jednej strony drobne, ale z drugiej pokazujące, jaka była Iwa. Pierwszy raz, było to na spacerze po Waterford, mocno wieczorową porą. Wybraliśmy się całą czwórką, Iwa z Krzyśkiem i ja z Agnieszką. Moja żona spojrzała w jak zwykle kompletnie zachmurzone irlandzkie niebo i stwierdziła: "nie ma gwiazd". Na co Iwa ze śmiechem odpowiedziała: "one są, tylko Ty ich nie widzisz". Niby proste stwierdzenie, rzecz oczywista, ale - jaka głębia. Wiele rzeczy jest, chociaż ich nie widzimy, tak jak to jest z tymi gwiazdami na irlandzkim niebie. Druga sytuacja, chyba przy śniadaniu, już nie pamiętam czy u nich, czy u nas. Rozmawialiśmy na jakieś luźne tematy, mniej lub bardziej związane z wiarą, gdy nagle Iwa kategorycznie stwierdziła: "Wiesz Piotr, ja się muszę dostać do Nieba!". Przyznam, że aż zaniemówiłem. "Jak to, musisz?" - zapytałem. "Muszę. Jestem tak ciekawa jak tam jest, że po prostu muszę. Ja tam wejdę, choćby siłą!" - odpowiedziała. Wiem, że Ona tam właśnie jest i że z tego Nieba będzie się opiekowała swoją Rodziną, pozostawioną na tym ziemskim łez padole.
Tak na koniec, z czystej formalności, chciałbym przypomnieć czym zajmowała się Iwa. Jak wspomniałem, to formalność, bo jestem absolutnie przekonany, że każdy Rodak uczestniczący chociażby w minimalnym stopniu w życiu polonijnym w Irlandii, musiał Iwę znać. Ponieważ jednak czas zaciera pamięć, a nowe pokolenia zastępują poprzednie, to właśnie dla tych nadchodzących pokoleń, jako wzór do naśladowania, pokrótce przedstawię biogram Iwy.
Iwa zmarła mając 49 lat. Zostawiła kochającego męża i czwórkę równie ją kochających dzieci - Franka, Zuzkę, Helkę i Dosię. Mieszkała od pięciu lat pod Warszawą a wcześniej - w Waterford w Irlandii, gdzie urodziły się córki. Była w komitecie założycielskim Szkolnego Punktu Konsultacyjnego przy Ambasadzie Polskiej w Dublinie z siedzibą w Waterford, która przekształciła się później w Polską Szkołę w Waterford. Wspólnie z mężem prowadziła portal WaterPol, który służył informacją i wsparciem. Współpracowała też razem z
Forum Polonia przy projektach, w tym tych angażujących Polonię w wybory takich jak "Jesteś u Siebie. Zagłosuj". Była projektantką kostiumów i scenografii w lokalnym teatrze, prowadziła kursy szycia, śpiewała w chórze Harmania Indie Choir i w scholi parafialnej. Była Ambasadorką Kultury Polskiej - lepiła pierogi na festynach, prowadziła pokazy kuchni polskiej na targach, a także jako wolontariuszka promowała polską sztukę, teatr, historię, kuchnię, tradycje i folklor. Współorganizowała koncerty zespołu Tekla Klebetnica w Irlandii. Do tej pory na Wintervalu, największym bożonarodzeniowym festiwalu w Irlandii, działa
Polska Wioska Świąteczna, która powstała według pomysłu Iwy, by zatrzymać ludzi w biegu i pokazać im, jak rodzinnie... upiec pierniczki. Przez siedem lat w tej Wiosce Iwa była "Piernikową Babą". Iwa wraz z rodziną była jedną z bohaterek filmów dokumentalnych Magdaleny Piejko o polskiej emigracji w Wielkiej Brytanii i Irlandii "
Tam, gdzie da się żyć" i "
Wracamy?". Iwa jak już się w coś zaangażowała, to całą sobą i całą rodziną. Ktoś nowy był dla niej obcy tylko przez chwilę, a potem znał się z nią „jak stary koń”. Odkąd Iwa była w Polsce, pomagała Rodzicom Dzieci Uzależnionych, była członkiem PZŁ z podstawowymi uprawnieniami łowieckimi. Jako manager, pomagała rozwijać zespół swojej utalentowanej siostry TulaMade. Wraz z mężem była w Domowym Kościele, czyli rodzinnej gałęzi Ruchu Światło Życie i wierzyła mocno, że Bóg ma dla każdego najlepszy plan. Spodziewała się tylko Dobra...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz