środa, 31 lipca 2024

79 wizyta w Polsce /13/: urodziny króliczka

Dzisiaj świętujemy... urodziny króliczka ;-) Wg swoistej książeczki zdrowia, królik urodził się 31 lipca ub.r. Do nas trafił w styczniu b.r. Początkowo nosił imię Roki, ale Patryczek mu je zmienił na Am-am ;-) Agnieszka przygotowała mu "tort", a Patryczek odśpiewał 100 lat! Można to zobaczyć na filmiku na moim YT: LINK.

/Powyżej: urodziny królika/

wtorek, 30 lipca 2024

79 wizyta w Polsce /12/: kolejne okulary z AliExpress

Dzisiaj przyszły mi kolejne okulary z AliExpress. Tym razem fotochromowe, czyli samobarwiące się od słońca. Czy będę je nosił? Nie wiem, ale spodobały mi się, to kupiłem. Generalnie okulary dla krótkowidzów można tam dostać w świetnych cenach. Taka uwaga: sam noszę okulary od 40 lat i tak, ja wiem: nic nie zastąpi wizyty u okulisty i dobrego optyka, niemniej - takie tanie okulary, jako druga para, jako "zapasowe" na wypadek jakiejś awarii, wg mnie zupełnie spełniają swoje oczekiwania.

Co do cen okularów: moja przedostatnie okulary kupiłem ładnych kilka lat temu w Vision Express w Cork, za bodajże 250 euro. Te które stale noszę obecnie, kupiłem właśnie na Ali za... 15 euro, i jestem z nich bardzo zadowolony. Te, które właśnie przyszły, /na zdjęciu są na górze/ z fotochromowymi szkłami, futerałem, szmatką do czyszczenia itp., kosztowały 18 euro. Te okulary na dole, to z kolei ciekawostka: to najtańsze okulary jakie w życiu kupiłem, mianowicie kosztowały... 75 centów. Tak, ponizej 4 złotych. Kupiłem je z czystej ciekawości, jak coś takiego może wyglądać i mało tego, nosiłem je przez kila dni -  są bardzo wygodne. Ceny obejmują oczywiście również koszty wysyłki. Jak im się opłaca robić /i wysyłać/ okulary za poniżej 4 złotych, nie wiem. Aha, pomiędzy tymi za 250 euro kupionymi w Cork, i tymi za 15 euro kupionymi na Ali, miałem przez chwilę jeszcze okulary kupione w Krakowie, w niemieckiej sieciówce Fielmann, za chyba 600 złotych /piszę tutaj o cenach co najmniej sprzed dekady/. Rozsypały się po 2 tygodniach, i jeszcze miałem problem z odzyskaniem pieniędzy. Tak, że tak.

A o chyba najdziwniejszych okularach jakie kupiłem, czyli ajurwedyjskich, napisaęłm tutaj: LINK.

/Powyżej: moje okulary z AliExpress/

poniedziałek, 29 lipca 2024

79 wizyta w Polsce /11/: tężnia solankowa w Wieliczce

Wybraliśmy się do Wieliczki na tężnię solankową. To potężna konstrukcja, otworzono ją w 2014 roku. Można przespacerować się po jej "murze" i wejść na wieżę widokową. Niemniej najlepszy efekt działania tężni odczuwa się - na dole. Wstęp jest płatny, bilety kupuje się w automacie przed wejśćiem.

Poniżej - kilka zdjęć:




niedziela, 28 lipca 2024

sobota, 27 lipca 2024

79 wizyta w Polsce /9/: Myślenice

Razem z naszą przyjaciółką Asią, wybraliśmy się do Myślenic, na górę Chełm. Plan był taki, że wyjedziemy sobie na szczyt wyciągiem krzesełkowym, pójdziemy na wieżę widokową, wrócimy, a następnie zażyjemy kąpieli w Rabie. Jak to jednak w życiu bywa, nie wyszystko poszło zgodnie z planem ;-)

Zaczęło się od problemu z parkingiem. Nie wiedzieliśmy, /bo jakby nie jest to w kręgu naszych zainteresowań ;-)/ że w tym samym czasie w Myślenicach odbywał się Runmageddon, jeden z najbardziej znanych biegów z przeszkodami. Cudem udało nam się znaleźć jedno, jedyne miejsce, i to w miarę blisko. Sam wyjazd na górę przeszedł bez problemu, tam zjedliśmy obiad - i wtedy Agnieszka zorientowała się, że w czasie wyjazdu na górę, wypadły jej z kieszeni kluczyki do auta.

Zmiana planów. Zapasowe kluczyki są, ale w mieszkaniu w Krakowie. Zapadła decyzja że ja z Patryczkiem zjadę na dół wyciągiem, a Agnieszka z Asią zejdą na dół i spróbują odszukać igłę w stogu siana. Szansa na to była praktycznie żadna, dlatego już chciałem wcielać w życie plan B, czyli albo wrócić do Krakowa busem i przyjechać z powrotem autem Asi, albo poprosić kogoś, żeby nam te klucze dowiózł, a wcześniej - zorganizować zapasowe klucze do mieszkania, które na szczęście są zdeponowane - poza mieszkaniem.

Dziewczyny oczywiście zgłosiły obsłudze tej kolejki że szukają kluczyka, a następnie ruszyły na dół w poszukiwaniach. Ledwie uszły kilkanaście metrów, gdy zostały zawołane z powrotem. Okazało sie, że znalazł je jeden z uczestników tego Runmageddonu. Zdążył krzyknąć komuś jadącemu tą kolejką na górę, że znalazł taki klucz i żeby przekazał to info obsłudze kolejki. Ten ktoś akurat dojechał, gdy dziewczyny zaczynały schodzić. Kluczyk jeszcze zmieniał nosiciela, bo ten kto go znalazł biegł w inną stronę i przekazał komuś kto schodził na dół, info o tym pokazało się na czacie wolontariuszy do których Agnieszka dość przypadkowo podeszła, zamiast do biura organizatora tej imprezy kluczyk trafił do straży miejskiej, która akurat kończyła służbę i jechała do domu, no generalnie - cud Boży, i gdyby mi ktoś to opowiedział, to bym pewnie nie uwierzył. W znalezienie i oddanie tego kluczyka zaangażowało się dobrych kilkanaście osób i decydowały dosłownie sekundy. 

No ale, wszystko dobre, co się dobrze kończy. Kąpiel w rzecze też była, popatrzyliśmy chwilę na zmagania zawodników, a następnie wybraliśmy się wiszącą kładką przez rzekę, bardzo podobną do Daly's Bridge w Cork, zwanym też "trzęsącym się mostem". Tyle, że most w Myślenicach jest dwa razy dłuższy i dwa razy bardziej się trzęsie ;-) Na tej kładce również zakochani zostawiają swoje kłódki.

Poniżej - wyjeźdżamy na górę Chełm, wisząca kładka i jedna z kłódek. Zapraszam tez na YT, gdzie można zobaczyć mój filmik z tej wycieczki: LINK.



wtorek, 23 lipca 2024

79 wizyta w Polsce /8/: pomnik Bohdana Smolenia w Krakowie

W grudniu ub. roku w Krakowie postawiono pomnik Bohdana Smolenia. Rzeźba w formie popularnych ostatnio "ławeczek" znajduje się przy Domu Studenckim "Bratniak", gdzie artysta rozpoczął swoją karierę w czasach studenckich. Autorem pomnika jest Karol Badyna.

/Powyżej: ławeczka Bohdana Smolenia/

niedziela, 21 lipca 2024

79 wizyta w Polsce /7/: Kalwaria Zebrzydowska

Na niedzielę wybraliśmy się do tzw. Polskiej Jerozolimy, czyli - Kalwarii Zebrzydowskiej. Oprócz Patryczka i mnie, była oczywiście Agnieszka i Asia, oraz ich Mamy. Miejsce to jest wpisane na listę UNESCO, i uznane za Pomnik Historii Polski. To tutaj św. Jan Paweł II odprawił swoją ostatnią Mszę Świętą w Polsce.

Za Wikipedią: "Kalwaria Zebrzydowska jest ośrodkiem ruchu pielgrzymkowego do sanktuarium pasyjno-maryjnego oo. bernardynów, które w 1999 r. (manierystyczny zespół architektoniczny i krajobrazowy oraz park pielgrzymkowy z XVII wieku) zostało, jako jedyna kalwaria na świecie, wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO (...) W 1999 roku sanktuarium wpisane zostało na listę światowego dziedzictwa UNESCO, a 17 listopada 2000 roku obiekt uznany został za Pomnik Historii Polski. Kalwaryjskie sanktuarium jest jednym z ważniejszych miejsc kultów pasyjnego i maryjnego – łączy zarówno kult Chrystusa cierpiącego, jak i Matki Bożej. Ideą przewodnią jest odwzorowanie ostatniej drogi Chrystusa (Droga Pojmania i Droga Krzyżowa). W sanktuarium znajduje się obraz Matki Boskiej Kalwaryjskiej."

W bocznej kaplicy bazyliki znajduje się obraz Matki Bożej Kalwaryjskiej, zwany również Matki Boskiej Płaczącej. Przez wiernych uważany jest za łaskami słynący, popularnie zwany cudownym.

Dalej za Wikipedią: "Założenie przestrzenne Kalwarii tworzą rozłożone na obszarze 6 km² o łącznej długości 5 km, 42 kaplice i kościoły Dróżek Pana Jezusa oraz Matki Boskiej, wybudowane na wzór obiektów z Ziemi Świętej, a poszczególne miejsca odpowiadają nazwom miejsc w Jerozolimie (Golgota, Syjon, góra Oliwna itp.)(...). Sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej od najmłodszych lat było miejscem częstych wizyt i modlitw Karola Wojtyły. Jako papież był tu dwukrotnie, 7 czerwca 1979 r. nadając kościołowi tytuł Bazyliki, oraz 19 sierpnia 2002 r. w czasie obchodów 400-lecia sanktuarium, odprawiając tu ostatnią mszę w Polsce."

Poniżej - kilka zdjęć, na YT można zobaczyć mój filmik z tego wyjazdu: LINK.





piątek, 19 lipca 2024

79 wizyta w Polsce /6/: Wielka Wyprawa Maluchów dla Dzieci

Wybraliśmy się na krakowski na Rynek, gdzie odbył się finał akcji charytatywnej "Wielka Wyprawa Maluchów dla Dzieci". Z tej okazji wjechało tam 80 fiatów 126p. Kierowcy zebrali aż 2 mln zł dla dzieci, które uległy wypadkom komunikacyjnym, wielkie brawa dla nich!

Swoją drogą, niewiele brakowało żebyśmy w drodze na tę imprezę sami ulegli takiemu wypadkowi: o mały włos nie potrąciła nas praktycznie nieoznakowana policyjna furgonetka. Przechodziliśmy po pasach, z zachowaniem szczególnej ostrożności, radiowóz nie był w tamtym momencie pojazdem uprzywilejowanym, mało tego: wyprzedzał na pasach. Ot,przygoda...

/Powyżej: "maluchy" na rynku/

środa, 17 lipca 2024

79 wizyta w Polsce /5/: Dzielnica Filmowa w Zalesiu Górnym

Prosto z Piaseczna przyjechaliśmy z powrotem do Zalesia Górnego. Jesteśmy z Patryczkiem, a dziecko jak wiadomo, ma swoje prawa, w tym - prawo do zabawy. Znajduje się tutaj m.in. rodzinny park tematyczny "Dzielnica Filmowa". Spędziliśmy naprawdę udane popołudnie. Zapraszam do obejrzenia na YT mojego filmiku z tego parku /od 2:43 minuty/: LINK.

Jak napisali na stronie www właściciele tego obiektu: "Dzielnica Filmowa to nie tylko park tematyczny czy kadry scenografii z filmu to też ogromny plac zabaw dla najmłodszych ale co ważne dorośli też nie będą mieli okazji się nudzić. Cały teren dzielnicy położony jest w otulinie parku krajobrazowego co powoduje, że cały czas jesteśmy na świeżym powietrzu. Już w wejściu wita nas bajkowo kasa biletowa to zajezdnia dla lokomotywy Tomek. Natomiast to nie koniec, dopiero zaczynamy. W naszej kolekcji znajduje się bowiem kolekcja ponad 50 aut z filmów oraz bajek, motocykle filmowe, roboty. Dla ciekawych poszukiwaczy leśnych przygód została przygotowana ścieżka Discovery. A po wszystkich atrakcjach filmowych czeka plac zabaw z piaskownica, park trampolin, prysznic z kulkami. Dla bardziej odważnych mamy 3 karuzele. Jeżeli jesteście wielbicielami formuły 1 to czeka na Ciebie czerwony bolid. Dla wielbicieli kawy miła niespodzianka karuzela filiżanki, a dla tych którzy kochają łąkę karuzela motyle. A to nie wszystko co możesz spotkać w dzielnicy".

Poniżej - kilka zdjęć:








wtorek, 16 lipca 2024

79 wizyta w Polsce /4/: Piaseczno

Pogrzeb Iwy był w sobotę, noc spędziliśmy w Zajeździe Ustronie, a następnego dnia wybraliśmy się do Piaseczna, do kościoła św. Anny na Mszę Świętą /na blogu mam kilkudniowy poślizg czasowy/. Urokliwe, dynamicznie się rozwijąjące miasteczko, piękny kościół, rynek z fontanną, ciekawe rzeźby. 

Poniżej - kilka zdjęć:



poniedziałek, 15 lipca 2024

79 wizyta w Polsce /3/: Zajazd Ustronie w Chylicach

Zatrzymaliśmy się tutaj na jedną noc, po pogrzebie Iwy. Chylice to wioska tuż przy Piasecznie k. Warszawy. Bardzo przyjemny pensjonacik. Pokoje z łazienką, w niewygórowanych cenach, z tyłu domu - ogród.

/Powyżej: Zajazd Ustronie/

niedziela, 14 lipca 2024

79 wizyta w Polsce /2/: pogrzeb Iwy Wiśniewskiej

11 lipca b.r., po krótkiej ale wyczerpującej chorobie, odeszła od nas Iwa Wiśniewska. 13 lipca b.r. miał miejsce Jej pogrze. Pojechaliśmy się z Nią pożegnać. Były tłumy ludzi, podczas Mszy Świętej, wiele osób musiało stać na zewnątrz kościoła, bo po prostu brakowało miejsca. Przybyła nie tylko rodzina i sąsiedzi, jak to jest z reguły w zwyczaju, ale wiele osób z całej Polski i zza granicy, które Iwę znały.

Pięć lat temu, Iwa wraz z mężem Krzysztofem i czwórką dzieci, wrócili z Irlandii do Polski. Jak mówili, była to bardzo dobra decyzja w ich życiu. Zamieszkali nieopodal Warszawy, blisko stolicy ale jednocześnie niemal na wsi. Ich dom, zawsze z wywieszona polską flagą, z wyglądu przypomina dawne dworki szlacheckie, jak wypisz wymaluj, z "Pana Tadeusza". Mieliśmy zaszczyt gościć u nich w grudniu ub. roku, kiedy jeszcze nic nie zwiastowało nadchodzącego nieszczęścia. Razem wybraliśmy się na całodzienną wycieczkę do Warszawy i spędziliśmy długie godziny na rozmowach. Tak samo, jak rozmawialiśmy wcześniej, odwiedzając się wzajemnie, my ich w Waterford, Oni nas w Cork.

/Powyżej: miejsce spoczynku Iwy/

Jaka była Iwa? Była przede wszystkim osobą niezwykle aktywną społecznie, zaangażowaną w wiele inicjatyw, o których wspomnę niżej. Ale miała też niespotykane poczucie humoru, według mnie wynikające wprost z wiary. Ona nie tyle wierzyła, co po prostu wiedziała, że jesteśmy tylko przechodniami na tym świecie. Nie zapomnę dwóch sytuacji, jakie miały miejsce z Jej udziałem. Z jednej strony drobne, ale z drugiej pokazujące, jaka była Iwa. Pierwszy raz, było to na spacerze po Waterford, mocno wieczorową porą. Wybraliśmy się całą czwórką, Iwa z Krzyśkiem i ja z Agnieszką. Moja żona spojrzała w jak zwykle kompletnie zachmurzone irlandzkie niebo i stwierdziła: "nie ma gwiazd". Na co Iwa ze śmiechem odpowiedziała: "one są, tylko Ty ich nie widzisz".  Niby proste stwierdzenie, rzecz oczywista, ale - jaka głębia. Wiele rzeczy jest, chociaż ich nie widzimy, tak jak to jest z tymi gwiazdami na irlandzkim niebie. Druga sytuacja, chyba przy śniadaniu, już nie pamiętam czy u nich, czy u nas. Rozmawialiśmy na jakieś luźne tematy, mniej lub bardziej związane z wiarą, gdy nagle Iwa kategorycznie stwierdziła: "Wiesz Piotr, ja się muszę dostać do Nieba!". Przyznam, że aż zaniemówiłem. "Jak to, musisz?" - zapytałem. "Muszę. Jestem tak ciekawa jak tam jest, że po prostu muszę. Ja tam wejdę, choćby siłą!" - odpowiedziała. Wiem, że Ona tam właśnie jest i że z tego Nieba będzie się opiekowała swoją Rodziną, pozostawioną na tym ziemskim łez padole.

Tak na koniec, z czystej formalności, chciałbym przypomnieć czym zajmowała się Iwa. Jak wspomniałem, to formalność, bo jestem absolutnie przekonany, że każdy Rodak uczestniczący chociażby w minimalnym stopniu w życiu polonijnym w Irlandii, musiał Iwę znać. Ponieważ jednak czas zaciera pamięć, a nowe pokolenia zastępują poprzednie, to właśnie dla tych nadchodzących pokoleń, jako wzór do naśladowania, pokrótce przedstawię biogram Iwy.

Iwa zmarła mając 49 lat. Zostawiła kochającego męża i czwórkę równie ją kochających dzieci - Franka, Zuzkę, Helkę i Dosię. Mieszkała od pięciu lat pod Warszawą a wcześniej - w Waterford w Irlandii, gdzie urodziły się córki. Była w komitecie założycielskim Szkolnego Punktu Konsultacyjnego przy Ambasadzie Polskiej w Dublinie z siedzibą w Waterford, która przekształciła się później w Polską Szkołę w Waterford. Wspólnie z mężem prowadziła portal WaterPol, który służył informacją i wsparciem. Współpracowała też razem z Forum Polonia przy projektach, w tym tych angażujących Polonię w wybory takich jak "Jesteś u Siebie. Zagłosuj". Była projektantką kostiumów i scenografii w lokalnym teatrze, prowadziła kursy szycia, śpiewała w chórze Harmania Indie Choir i w scholi parafialnej. Była Ambasadorką Kultury Polskiej - lepiła pierogi na festynach, prowadziła pokazy kuchni polskiej na targach, a także jako wolontariuszka promowała polską sztukę, teatr, historię, kuchnię, tradycje i folklor. Współorganizowała koncerty zespołu Tekla Klebetnica w Irlandii. Do tej pory na Wintervalu, największym bożonarodzeniowym festiwalu w Irlandii, działa Polska Wioska Świąteczna, która powstała według pomysłu Iwy, by zatrzymać ludzi w biegu i pokazać im, jak rodzinnie... upiec pierniczki. Przez siedem lat w tej Wiosce Iwa była "Piernikową Babą". Iwa wraz z rodziną była jedną z bohaterek filmów dokumentalnych Magdaleny Piejko o polskiej emigracji w Wielkiej Brytanii i Irlandii "Tam, gdzie da się żyć" i "Wracamy?". Iwa jak już się w coś zaangażowała, to całą sobą i całą rodziną. Ktoś nowy był dla niej obcy tylko przez chwilę, a potem znał się z nią „jak stary koń”. Odkąd Iwa była w Polsce, pomagała Rodzicom Dzieci Uzależnionych, była członkiem PZŁ z podstawowymi uprawnieniami łowieckimi. Jako manager, pomagała rozwijać zespół swojej utalentowanej siostry TulaMade. Wraz z mężem była w Domowym Kościele, czyli rodzinnej gałęzi Ruchu Światło Życie i wierzyła mocno, że Bóg ma dla każdego najlepszy plan. Spodziewała się tylko Dobra...

sobota, 13 lipca 2024

79 wizyta w Polsce /1/: do Krakowa, przez Manchester

Podobnie jak rok temu, poleciałem z Cork do Krakowa, przez Manchester. Z Cork do Manchesteru Ryanairem, z Manchesteru do Krakowa - Jet2. Wakacje, więc ponownie absurdalne ceny biletów, ale jeżeli ktoś jest skłonny do przesiadki /a ja i tak nie mam wyjścia, bo nie ma bezpośrednich lotów Cork - Kraków/, może lecieć znacznie taniej. Nawet - 3 razy taniej, ot co. Trochę ta polityka cenowa jest dla mnie dziwna, ale - nie moja sprawa, róbta co chceta, ja się dostosuję.

Miałem interesującą "przygodę" z taksówkarzem. Zamówiłem przejaz przez aplikację bolt, z mojego adresu na lotnisko. Kierowca /spoza Europy, prawdopodobnie mający problem z odczytywaniem tekstu w alfabecie łacińskim/, przyjął zlecenie, aplikacja pobrała mi pieniądze z karty. Czekam, ale czas dojazdu się zwiększa, a nie zmniejsza. Po chwili dzwoni do mnie ten jegomość i mówi, że on jest już na lotnisku i czeka na mnie. Tłumaczę, że on ma mnie na lotnisko zawieźć, a nie stamtąd odebrać. Zrozumiał swój błąd, zawrócił. Dowiózł mnie  na miejsce, grzecznie podziękowałem, wysiadam, a on do mnie: "zaczekaj, nie zapłaciłeś za kurs!". No jak to możliwe, skoro apka pobiera mi automatycznie kasę natychmiast po przyjęciu zlecenia? Patrzę, a on po prostu anulował ten kurs, bolt oddał pieniądze z adnotację że "nie udało nam się zapewnić kierowcy". Cuda i dziwy. Najpierw facet jedzie odebrać mnie tam, gdzie miał mnie zawieźć, później anuluje kurs. Myślałem przez chwilę, że to jakiś scam, że wyciągnie ode mnie pieniądze w gotówce /bo tak mu w końcu zapłaciłem, na szczęście - miałem przy sobie/, a z konta i tak znowu zejdzie. Ale - nie, po prostu kierowca  chyba "klikał" w tej apce gdzie popadnie...

Jak wyglądała ta moja podróż, można zobaczyć na filmiku na moim YT: LINK. Tak generalnie, to zapraszam na ten mój "filmowy" kanał, ostatnio sporo się nia nim dzieje ;-)

/Powyżej: lotnisko w Manchesterze/

piątek, 12 lipca 2024

Apocalypto

Film z 2006 roku, ale dopiero teraz obejrzałem, w kiepskiej kopii i z portugalskim dubbingiem, przykrywającym yucatec, język Majów, co nie zmienia faktu, że Mel Gibson po raz kolejny udowodnił, że nie tylko wielkim aktorem - ale i reżyserem jest.

Poznajemy Meksyk i krwawą cywilizację Azteków, tuż przed przybyciem hiszpańskich misjonarzy. Składanie ofiar z ludzi było u wszystkich zamieszkujących tam ludów na porządku dziennym, ale Aztekowie czynili to na masową skalę. Oczywiście jest to kolejny kamyczek do ogródka różnych wolnomyślicieli, którzy wierzą w bajeczki o "szlachetnych dzikich" i złych białych, co to najechali obce ziemie. 

/Powyżej: Apocalypto/

czwartek, 11 lipca 2024

Emigracja na wakacjach

Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły i zaczął się okres urlopowo - wakacyjny. Wielu Rodaków, czy to w kRAJu czy na Zielonej Wyspie, staje w tym momencie przed dylematem, nie tyle gdzie wyjechać, ale przede wszystkim, za co?

W Irlandii, w ciągu ostatnich kilku lat, mieliśmy ogromne zawirowania w branży hotelarskiej. Najpierw, wiadomo, covid i wszystko zamknięte. Później wojna na Ukrainie i fala uchodźców, umieszczona przez irlandzkie władze w hotelach, przez co ceny noclegów dla turystów, z racji ograniczonej podaży jak i chęci powetowania sobie strat za czasów covidowej smuty, wystrzeliły w górę. Okazje zwęszyli właściciele prywatnych domów i mieszkań, oferując turystom najem krótkoterminowy, ale tym samym zmalała podaż mieszkań na zwykłym rynku najmu a ceny biły kolejne rekordy. 

Tak jest zawsze, kiedy politycy poprzez swoje decyzje wpływają na gospodarkę. Przekonaliśmy się o tym w Polsce, gdy przez rządowe pomysły dopłaty do kredytów, mieszkania natychmiast zdrożały. Kiedy się okazało, że kolejny, już po-pisowski rząd tradycyjnie "piniendzy nie ma" i trzeba kupować za swoje, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wolnego rynku, ceny zaczęły spadać. Gdyby tak rządy czy to w Polsce czy w Irlandii przestały nabijać kieszenie bankom, oraz odbierać innym w postaci podatków a rozdawać drugim w postaci dopłat do czynszów czy domów socjalnych, idę o zakład, że rynek natychmiast dokonałby sporej korekty. 

W Irlandii podjęto głośną decyzję o wstrzymaniu finansowania pobytu i wyżywienia uchodźców z Ukrainy w hotelach, i ceny "nagle" poszły ostro w dół. Cuda i dziwy, no kto by się spodziewał, prawda? Miejsca w hotelach już są, co prawda nadal jeszcze cenowo z reguły nieadekwatne do oferowanej jakości, ale - są. Dla większości Rodaków to i tak bez znaczenia, bo urlop tradycyjnie spędzają albo w kRAJu, albo gdzieś, gdzie po prostu świeci słońce. Ewentualnie zostaną tam gdzie mieszkają w Irlandii, bo finanse zaczynają również odgrywać coraz większą rolę.

Właśnie, finanse. Coraz więcej i coraz częściej wielu z nas, mieszkających na tej jakże pięknej Wyspie, musi łapać się za kieszeń. Do niedawna było tak, że w Polsce praca ludzi uszlachetniała, a w Irlandii - wzbogacała, jednak złote lata celtyckiego tygrysa mamy już za sobą, teraz często staramy się jedynie związać koniec z końcem. Pół biedy, gdy na emigracyjny padół łez trafia kwiat polskiej młodzieży, świeżo po szkole za to bez większych zobowiązań, bo kredytów na studia jeszcze się u nas nie zaciąga, jak to z kolei bywa w krajach mieniących się bardziej rozwiniętymi od nas. Jak wiadomo, życie układa się parami, a gdy w wyniku takiego ułożenia pojawiają się dzieci, szybko okazuje się, że nadgodziny w fabryce kanapek czy innych sztucznych kwiatów, nie pozwalają na utrzymanie poprzedniego stylu życia. Wtedy w pierwszej kolejności tnie się najbardziej zbędne wydatki. Za czynsz zapłacić trzeba, za prąd też, ale za wakacyjny wyjazd - już niekoniecznie. W takich przypadkach istnym wybawieniem są dziadkowie w Polsce, a gdy jeszcze mieszkają na wsi, to już pełnia szczęścia. Lepsze to od wczasów all inclusive w Turcji czy innym Egipcie, dziadkowie nacieszą się wnukami, rodzice odpoczną od dzieci, a same dzieci będą takie wakacje wspominały do końca życia.

Nie każdy ma jednak tyle szczęścia lub takie możliwości, jednak jak wiadomo, gdy jest ochota, znajdzie się i sposób. Irlandia to naprawdę fascynujący turystycznie kraj, z drugiej strony Polska to taka Irlandia na sterydach, tylko nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę. W czasie covidowych restrykcji, gdy na Zielonej Wyspie mogliśmy poruszać się tylko kilka kilometrów od domu, razem z moją żoną odwiedziłem dziesiątki znajdujących się w pobliżu fascynujących miejsc, których pewnie bym nie zobaczył, gdybyśmy mieli pełną swobodę poruszania się. Na marginesie, warto raz jeszcze przypomnieć, że w czasie covidu Polska była, w porównaniu do tego co się działo w innych krajach, niemal oazą wolności. Oczywiście, były w kRAJu kretyńskie pomysły, jak zakaz wejścia do lasu, ale tutaj z kolei na rogatkach miast stała policja, co widziałem na własne oczy, a żeby przemieszczać się do pracy, musiałem mieć przy sobie specjalny list od pracodawcy, że jestem "niezbędnym pracownikiem". 

Niemniej jeszcze raz: gdyby nie te ograniczenia, pewnie nie odwiedzilibyśmy tylu świętych źródełek, kamieni mszalnych i innych na co dzień nieco ukrytych miejsc, za to o fascynującej historii. Może jest to też jakiś pomysł na spędzanie wolnego wakacyjnego czasu, zwłaszcza z dziećmi w odpowiednim wieku? Często zapominamy też, że dla latorośli najważniejsze jest to, żeby rodzice po prostu poświęcili im swój czas, swoją uwagę. Wspólne wędrówki, odkrywanie ciekawych miejsc czy wręcz biwak pod namiotem, może być większa atrakcją niż wyszukane wczasy w zagranicznych kurortach.

Jednak każdemu według potrzeb i finansowych możliwości. Zagraniczne wyjazdy nie są złe, bo przynajmniej człowiek się przekona, że nie zawsze u sąsiada trawa jest bardziej zielona. Jak to mówią żołnierze rosyjscy, wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Oczywiście co innego żyć w danym kraju, a co innego tylko bawić na "wywczasach", ale to przecież oczywista oczywistość. Najważniejsze, żeby nie mieć złych wspomnień, szczególnie związanych z tym, że ktoś chciał nas potraktować wyłącznie jak chodzący bankomat. A takich "byznesmenów" mamy i u siebie pełno, od Bałtyku  po Tatry. W takich sytuacjach internet i aplikacje hotelowe czy taksówkowe to istne wybawienie. Sam już od lat nie rezerwuje noclegów inaczej, jak przez tę czy inna znaną aplikację. I nie obchodzą mnie argumenty, żeby to robić bezpośrednio u właściciela, bo jak przez apkę, to on musi płacić prowizję. Po pierwsze, on nic nie musi, a już na pewno zgłaszać swoich pokoi do takich aplikacji. Po drugie, w razie problemów, mam wsparcie. Po trzecie, pazerność co niektórych przekracza wszelkie granice, łącznie z żądaniem "opłaty klimatycznej", ale tylko w gotówce i bez żadnych pokwitowań. Korzystanie z aplikacji znacznie utrudnia im taki proceder. Nie inaczej jest z aplikacjami taksówkowymi: skutecznie eliminują to dziadostwo, które z przewozu turystów spod lotniska czy innego dworca do centrum miasta, uczyniło sobie złoty interes, zawyżając ceny nawet 5-krotnie. I oczywiście jak przy opłacie klimatycznej: tylko za gotówkę.

Generalnie, wszyscy wolą gotówkę, szczególnie gdy nie wydają na to paragonów. Czasami to już przechodzi ludzkie pojęcie: ot, byliśmy w trzy osoby w jednej z najlepszych a przynajmniej najbardziej znanych krakowskich restauracji. Zjedliśmy, dochodzi do płacenia, naliczają nam za serwis 12% i proszą żeby zapłacić go w gotówce, gdy za cały rachunek płacę kartą. Nie czekają na napiwek, sami go sobie policzyli jako "serwis", dla, przypomnę, ledwie trzech osób. O takich mechanikach samochodowych, to już nie wspomnę, wszyscy tylko gotówkę, czy to w kRAJu czy w Irlandii. Tyle tylko, że ja wypłatę dostaję na konto, i muszę biegać po bankomatach, bo jaśniepan jeden z drugim "woli gotówkę". Żeby nie było: sam jestem za tym, żeby gotówkę zostawić i nie polegać tylko na bankach, które mogą z różnych powodów zablokować nam dostęp do własnych pieniędzy. Jednak niech to będzie wybór, a nie przymus, powodowany tym, że dany delikwent w większej części działa w szarej strefie, z czym się zresztą wcale nie kryje. Jeżeli chcemy żeby gotówka została, to jej użycie powinno być premiowane, czyli np. za towar czy usługę płacimy cenę X, ale przy płatności gotówką, niech kupujący dostaje rabat, np. -5%. Tak byłoby chyba fair, prawda? Tymczasem zdarzają się cwaniacy, którzy działają odwrotnie: za płatność kartą próbują, zupełnie nielegalnie, doliczać kilka procent, bo "oni płacą za obsługę terminala". Nie tędy droga, panie i dranie.

Udanych wakacji Państwu życzę, gdziekolwiek będziecie je spędzać. Ważniejszego od tego - gdzie, jest z kim. Z odpowiednimi osobami, nawet nocleg na dworcu w Kutnie będzie milej wspominany niż wszelkie wygody w dubajskim Burdż al-Arab.

wtorek, 9 lipca 2024

78 wizyta w Polsce /7/: autobusy bez pasażerów

Wracam do Cork, na 2 dni ;-) Tym razem tak jak najczęściej, czyli z przesiadką w Londyn-Stansted. W Krakowie, o 5 rano, była gigantyczna kolejka do odprawy. Miałem co prawda odpowiedni zapas czasowy, ale jak zobaczyłem te, dosłownie, setki ludzi /obstawiam, że nawet ok. tysiąca/, to od razu chciałem wykupić fast track, ale o dziwo - nie było takiej możliwości w mojej aplikacji. Może już było za późno - nie wiem. Stałem prawie godzinę, chyba po az pierwszy w życiu aż tak długo. Ja rozumiem, że wakacje, ale jednak spore zaskoczenie. Kilka osób, co widziałem na własne oczy, nie zdążyło na swoje loty, chociaż ich bagaż główny już się znalazł w samolocie. Jakie są później procedury z tym związane, nie wiem, ale nie zazdroszczę... Moje loty z Krakowa do Londynu i z Londynu do Cork były punktualnie, co się ostatnio rzadko zdarzało. 

Na lotnisku w Cork miałem ciekawą sytuację: kiedy wracam sam, zazwyczaj do domu jadę autobusem. Nigdzie mi się nie śpieszy, z reguły mam niewielką i raczej pustą torbę, bilet do centrum miasta /przy płatności kartą Leap Card/ kosztuje 1,55 euro, a taksówka jakieś 20 euro, więc jeżeli jest to kwestia tylko półgodzinnego czekania, to mogę pospacerować sobie po lotnisku i obejrzeć kolejne wystawy. Oczywiście, co innego gdy jestem z Agnieszką i Patryczkiem. Wracając: przy lotnisku ma też przystanek autobus Citylink, który jedzie do Galway, przez Limerick. Ale również - przez centrum Cork, co wyraźnie wyświetla na tablicy. Pytam, czy mogę w takim razie się zabrać "do miasta", skoro i tak tam jedzie? Kierowca odpowiada, że nie mogę, bo nie ma mi jak sprzedać biletu /rozumiem, że można kupić tylko do tych dwóch wspomnianych miejscowości/. Mówię, że biletu nie potrzebuję ale chętnie zapłacę za przejazd. Widzę, że on też chętnie by wziął, ale z nieukrywanym smutkiem mówi, że nie może, bo ma w autobusie kilka kamer ;-) Ok, rozumiem, też bym na jego miejscu nie ryzykował straty pracy przez branie pasażerów "na łebka", ale - gdzie logika, gdzie sens i zielony ład? Naprawdę spory autobus jeździ pusty do centrum Cork, bo z tego co już nie raz widziałem, naprawdę mało kto na lotnisku wybiera te kierunki /Galway, Limerick/. W centrum miasta też można się dosiąść i kupić bilet. Ale z lotniska do centrum Cork - już nie można, stąd puste przejazdy. Taksówek za to jest z reguły ze 30, do wyboru, do koloru. Miejscowi socjaliści zamiast pomyśleć nad takim ułatwieniem dla transportu publicznego, wolą zwężać kolejne ulice dla ścieżek rowerowych, którymi tutaj naprawdę niewiele osób jeździ..

sobota, 6 lipca 2024

78 wizyta w Polsce /6/: Geocaching Party 2024

Wybraliśmy się na Geocaching Party. Akurat tak się szczęśliwie złożyło, że w tym roku znowu było w Krakowie i akurat tutaj jesteśmy, na poprzednim byliśmy w 2018 roku: LINK. W tym roku imprezę zorganizowano w Akademii Górniczo-Hutniczej.

Poniżej - uczestnicy wydarzenia i Agnieszka z Patryczkiem wrzucająca kamyk z naszym loginem do "logbooka" ;-)