Wróciliśmy do Cork. Na początek przyziemne sprawy: drobna, to rozładowany akumulator w aucie/pomimo że odpalałem je co miesiąc, gdy tu zaglądałem/. Poważniejsza, to Vodafone wyłączył Agnieszce numer, bo nie doładowała swojego irlandzkiego telefonu przez ponad 6-mcy. Z tym pierwszym problemem poradziliśmy sobie z pomocą swoistego powerbanku, z tym drugim pomógł telefon na infolinię. Numer wyłączyli chyba raptem 1-2 tygodnie temu, więc jeszcze dało się go przywrócić.
Poszliśmy do urzędu, żeby wyrobić PPSN /odpowiednik polskiego pesel-u i nip-u w jednym/ dla Patryczka. Myślałem, że to będzie formalność, tymczasem - spotkaliśmy się z odmową. Na formularzu trzeba było wpisać powody, dla których chcemy ten numer. Przede wszystkim wymagali go w przedszkolu, które właśnie również załatwiamy, dodaliśmy też, że w celu opieki medycznej. Pan Urzędnik stwierdził, że obydwa te powody nie są istotne, bo da się korzystać z lekarskich wizyt bez tego numeru, jak również nie powinno być problemów z zapisaniem do przedszkola/szkoły. Pomógł list z przedszkola, w którym jego kierowniczka stwierdziła, że jest on absolutnie niezbędny.
Poza tym, z powrotem powoli się aklimatyzujemy, tym bardziej, że różnice pogodowe ogromne: w Polsce wyjątkowo słonecznie i ciepło , tutaj wyjątkowo deszczowo i zimno ;-)