czwartek, 13 lutego 2025

Masło z Zielonej Wyspy czy z niemieckiej obory?

Przez Polskę przetoczyła się dyskusja o wygórowanych cenach masła. Akurat byliśmy wtedy w kRAJu, więc postanowiłem sprawdzić, czy to prawda, czy mamy tylko przedwyborczą rozgrzewkę, w której wykorzystuje się masło, zamiast armat. Wybrałem się do mojego osiedlowego sklepiku i rzeczywiście, cena za standardową kostkę oscylowała w granicach 10 złotych. Bardziej zdziwiły mnie dwie inne rzeczy: pierwsza to ta, że wśród niewielkiego wyboru, bo to w końcu sklepik osiedlowy, były aż dwa rodzaje masła irlandzkiej marki Kerrygold. Druga, że cena za to irlandzkie masło wynosiła tyle samo, co za polskie.

Podzieliłem się tymi spostrzeżeniami na moich social mediach, pytając jednocześnie o to, że jak to jest możliwe, żeby wspomniane irlandzkie masło, importowane z drugiego końca Europy, przewiezione przez szereg krajów, w zapewne specjalnie dostosowanych do tego celu środkach transportu jak samochody chłodnie, miało taką samą cenę, jak nasze rodzime masło, przywiezione co najwyżej z sąsiedniego województwa? Wywiązała się dyskusja, w której moi oponenci zarzucili mi, że to masło wcale nie jest irlandzkie, bo koszty transportu spowodowałyby jeszcze wyższą cenę.

/Powyżej: irlandzkie masło Kerrygold sprzedawane w Polsce, od tego w Irlandii różni się m.in. wagą/

Tutaj, przyznaję, krew we mnie zawrzała i byłem gotowy bronić honoru irlandzkiego masła niemal tak, jak broniła swojej czci Wanda, co nie chciała Niemca. Jakże to tak? To ja ponad dwadzieścia lat mieszkam w Irlandii, na irlandzkim maśle niemal zęby zjadłem, ba - ze trzy razy byłem w Muzeum Masła w Cork, gdzie obejrzałem porządny film dokumentalny o wspomnianym maśle Kerrygold, zresztą: znam masło tej marki bardzo dobrze, etykieta identyczna, a tutaj przychodzą jakieś młokosy, co to na Zielonej Wyspie byli co najwyżej w odwiedzinach u wujka - i oni będą mi pisali, że irlandzkie masło w Polsce, wcale nie musi być irlandzkie?

Następnego dnia, z samego rana, wybrałem się ponownie do mojego osiedlowego sklepiku, zakupiłem obydwa rodzaje tegoż masła /czyli solone i nie solone/, po to, żeby je w spokoju obejrzeć i obfotografować. Na etykiecie znalazłem nazwę irlandzkiej firmy, która zajmuje się dystrybucją oraz kluczowe wtedy dla mnie stwierdzenie: "Wyprodukowano w Irlandii". Rzym przemówił, sprawa zamknięta - chciałem już z triumfem ogłosić, ale ktoś mądrzejszy ode mnie doradził, żebym najpierw sprawdził numer weterynaryjny, jaki musi być na etykiecie, bo on wskazuje na to, z jakiego kraju pochodzi dany produkt pochodzenia zwierzęcego. Odnalazłem ten numer /DE NW40015EG/ i wklepałem w wyszukiwarkę. Oto co wyszło: "Numer weterynaryjny DE NW40015EG jest weterynaryjnym numerem identyfikacyjnym nadanym zakładowi produkcyjnemu w Niemczech. Tego rodzaju numery są przyznawane zakładom zajmującym się produkcją, ubojem lub przetwórstwem produktów pochodzenia zwierzęcego i podlegają kontroli inspekcji weterynaryjnej. Struktura numeru weterynaryjnego w Niemczech jest następująca: DE: kod kraju (Niemcy), NW: kod regionu lub landu (w tym przypadku Nadrenia Północna-Westfalia), 40015: unikalny numer identyfikacyjny zakładu w danym regionie, EG: skrót od "Europäische Gemeinschaft" (Wspólnota Europejska), wskazujący, że zakład spełnia unijne standardy higieny i bezpieczeństwa żywności". Wybiegając nieco w przyszłość, po powrocie do Irlandii kupiłem natychmiast takie samo masło tej firmy, i numer weterynaryjny mamy już zupełnie inny: IE 2107EC. IE to nie DE, proszę Państwa...

Mój szwagier z kolei zwrócił uwagę na kod kreskowy, umieszczony na tych produktach, który również wskazywał na Niemcy, jako kraj producenta. Kiedy poszukałem trochę w internecie, okazało się, że ta znana irlandzka marka ma swój oddział w Niemczech. Co więcej, sam zauważyłem, że pomimo praktycznie identycznego wyglądu etykiety, podstawowa kostka masła sprzedawana w Polsce jest nieco lżejsza niż jej odpowiednik sprzedawany w Irlandii: na Zielonej Wyspie masło Kerrygold waży 227 gram, ale w kRAJu już tylko 200 gram. Do tego odezwali się jeszcze moi polscy znajomi z Irlandii, którzy mają bardziej delikatne podniebienie ode mnie, i stwierdzili, że również smak tego masła jest inny w kraju jego pochodzenia, a inny w Polsce, chociaż przecież powinien być taki sam.

/Powyżej: irlandzkie masło Kerrygold sprzedawane w Polsce - z niemieckim znakiem weterynaryjnym i kodem kreskowym wskazującym na Niemcy, jako kraj producenta/

Rodzi się pytanie: czy rzeczywiście irlandzkie masło sprzedawane w Polsce - jest irlandzkie? Czy na pewno wyprodukowano je w Irlandii? Jeżeli tak, to dlaczego na opakowaniach tego masła sprzedawanego w Polsce, widnieje niemiecki znak weterynaryjny oraz taki sam kod kreskowy, wskazujący, że to Niemcy są jego producentem, chociaż na etykiecie nie ma o tym ani słowa? Jeżeli nie, i to masło po prostu powstało w jednym z zakładów w Niemczech, firmowanym przez irlandzką markę, to dlaczego na etykiecie napisano, że zostało "wyprodukowane w Irlandii"?

Zamiast czerpać informacje z wielu źródeł, postanowiłem to sprawdzić u źródła - i po prostu napisałem do Kerrygold bardzo uprzejmego e-maila, z prośbą o wyjaśnienie moich wątpliwości. Dla pewności powtórzyłem moją prośbę przez wszystkie możliwe kanały, na ich social mediach. Minął już ponad miesiąc i nie doczekałem się nawet zdawkowej odpowiedzi. Nic, zero, woda w ustach.

Czy irlandzka firma wprowadza w błąd swoich konsumentów w Polsce, twierdząc, że sprzedaje im masło wyprodukowane w Irlandii i pochodzące od irlandzkich krów, gdy faktycznie jest to masło produkowane w Niemczech i pochodzące od krów niemieckich? Tego nie wiem i tak nie twierdzę, jednak zarówno niemiecki znak weterynaryjny, jak i niemiecki kod kreskowy, oraz fakt istnienia irlandzkiej filii tej firmy w Niemczech, daje do myślenia. Podobnie jak brak odpowiedzi na zadane pytania. Z ostrożności procesowej od razu napiszę, że masło co prawda zjadłem, ale obydwie etykiety z tymi niemieckimi kodami skwapliwie oczyściłem i przywiozłem z Polski - do Irlandii. Kopię wiadomości wysłanych do tej firmy, również posiadam.

/Powyżej: podkreślona przeze mnie informacja na etykiecie masła, wprost stwierdzająca że masło zostało wyprodukowane w Irlandii/

Tak swoją drogą, drążę ten temat, tropiąc domniemany spisek, a przecież sam też mam sporo za uszami. Ileż to razy, pracując w tej czy innej irlandzkiej fabryce sztucznych kwiatów, na bezpośrednie polecenie moich przełożonych, za pomocą specjalnego dedykowanego narzędzia w postaci plastikowego skrobaka, zdrapywałem z różnych elementów naklejki z napisem "Made in China" a w to miejsce wklejałem "Made in Ireland". Kiedyś w końcu zapytałem, czy to jest nie tyle nawet etyczne, co wręcz nie grozi kryminałem? Odpowiedziano mi, że według obowiązującego prawa, wystarczy, że do danego produktu doda się jeden, nawet kompletnie nieistotny element, to już można stwierdzić, że produkt powstał w kraju, gdzie ten nieistotny element dodano. Teoretycznie, wystarczy do potężnego serwera wkręcić jedną, małą i nieistotną śrubkę, i już jest to produkt z innego kraju. Zadałem pytanie, dostałem odpowiedź. Mój kolega, który ze świeżej dostawy, prosto ze statku, paczek z jabłkami i truskawkami zdzierał etykiety z Hiszpanii i naklejał "100% Irish", żadnych pytań nie zadawał. Niewykluczone, że tak jest również z tym masłem: w Irlandii mogą wytwarzać tylko farbę drukarską do etykiet na masło, by twierdzić, że jest to masło z Irlandii. Oczywiście, mam nadzieję, że się mylę.

Nie wiem, czy firma Kerrygold tym razem się odniesie do moich wątpliwości i potwierdzi, że irlandzkie masło sprzedawane w Polsce jest na pewno irlandzkie, czy tylko użycza swój znak firmowy swoim przyjaciołom z Niemiec? Powtórzę raz jeszcze: jeżeli masło jest z Irlandii, dlaczego ma niemiecki kod weterynaryjny i kod kreskowy tego kraju? Jeżeli jest z Niemiec, dlaczego na opakowaniu napisano, że wyprodukowano je w Irlandii? O różnicę w wadze nie będę już wypytywał, wiadomo, że w towarach eksportowanych przez tzw. Zachód do krajów z Europy Środkowej i Wschodniej, nie takie cuda się dzieją. Tak czy owak, zawsze warto wspierać lokalną gospodarkę i kupować lokalne produkty. Najlepiej smakuje coś, co powstaje na miejscu a jeszcze lepiej, gdy na naszych oczach.

Zdrowych i udanych zakupów Państwu życzę oraz takiej zmiany prawa, żebyśmy nie mieli wątpliwości, co i od kogo kupujemy.

2 komentarze:

  1. Świetne śledztwo, Piotrze!

    Kolega doskonale wiedział, że nie ma sensu się wychylać i zadawać szefostwu niewygodnych pytań, aby nie utracić posady.

    Nie spodziewałabym się zajęcia oficjalnego stanowiska ze strony Kerrygold.

    Strachy na lachy śpiewały kiedyś "żyję w kraju, w którym wszyscy chcą mnie zrobić w ch**a", i te słowa doskonale obrazują opisaną sytuację.

    Najsmutniejsze w tym wszystkim jest chyba to, że powinno mnie to szokować, ale jednak nie szokuje. Sama pracowałam dla firmy, która miała na etykiecie "Made in Ireland", a cała produkcja była "outsourcowana". Ba! Sama te produkty sprowadzałam z innego europejskiego kraju.
    Kiedyś zadałam szefowi podobne pytanie do Twojego i dowiedziałam się, że "there's no honesty in this world", więc oni niejako czują się usprawiedliwieni. Przy okazji wysłuchałam historyjkę o innym producencie, który sprzedawał "organiczne" kurczaki. Oczywiście wcale takie nie były, ale cena tego nie odzwierciedlała.
    Na usprawiedliwienie mojego szefa mam tylko to, że naprawdę próbowaliśmy produkować w kraju, ale z pewnych względów nie wyszło.

    Rąbią nas na wszystkim, a kruczki w prawie im na to pozwalają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak jest. Z ciekawostek: podobno część kryształów produkowanych w Waterford powstaje... w Polsce, podobnie jak np. wiśnie, z której robią słynną nalewkę w Portugalii ;-) Cudze chwalimy, swego nie znamy...

      Usuń