sobota, 29 marca 2025

Sesja zdjęciowa dla klubu capoeiry

Dzisiaj miała miejsce sesja fotograficzna dla tej szkoły capoeiry, na której treningi uczęszcza Patryczek. Zdjęcia mają trafić na stronę www i na fb, a wykonywał je - nasz Rodak. Oczywiście wybrałem się z Patryczkiem, a kiedy pojawią się zdjęcia - umieszczę link do nich. Na razie jedna fotka, zza kulis ;-)

/Powyżej: Patryczek w trakcie sesji /

piątek, 28 marca 2025

Strój na capoeirę

Jak już pisałem, zapisaliśmy Patryczka na lekcje capoeiry. Widzimy, że chętnie chodzi, więc zamówiliśmy dla niego odpowiedni strój. Po 3-tygodniach oczekiwania -  w końcu jest ;-) Koszulka, spodnie i sznur. Wzięliśmy najmniejsze dostępne rozmiary, ale i tak wszystko jest na niego za duże. Patryczek jest najmłodszym ćwiczącym tam dzieckiem.

/Powyżej: Patryczek w swoim przepisowym stroju/

wtorek, 25 marca 2025

Shantyman w Cobh

Od 13 grudnia ub.r. Cobh ma nową atrakcję turystyczną: pomnik "Shantyman", ufundowany przez Garry'ego i Anne Wilson, właścicieli zamku Belvelly, który został przez nich kilka lat temu odrestaurowany i w którym zamieszkali. Wilsonowie zlecili wykonanie pomnika brytyjskiemu artyście, Rayowi Lonsdale'owi. Statuta przedstawia żeglarza, który śpiewa tradycyjną piosenkę "The Holy Ground", o treści związanej z Cobh. Ma 3,6 metra wysokości, powstawała przez pięć miesięcy i jest wykonana ze stali corten, materiału o wysokiej zawartości niklu i miedzi, który przetrwa stulecia. Żeby trafiła do Cork, musiała jeszcze przejechać 800 km, z warsztatu artysty z Wielkiej Brytanii. Umieszczono ją na parkingu Five Foot Way.

/Powyżej: Shantyman w Cobh/

poniedziałek, 17 marca 2025

Parada w Dniu św. Patryka w Cork 2025

Dzień św. Patryka, największe święto w Irlandii. Jak święto, to zaczęliśmy od Mszy Świętej w Katedrze Najświętszej Maryi Panny i św. Anny, w której to Mszy uczestniczył również Micheál Martin, pochodzący z Cork - obecny premier Irlandii. W Irlandii jest zwyczaj, że tego dnia święci się koniczynę, za pomocą której św. Patryk objaśniał tajemnicę Trójcy Świętej. Irlandczycy wpinają ją sobie w klapy. Później wzięliśmy udział w uroczystej paradzie, tym razem, po 10 latach, znowu jako aktywni uczestnicy. Ostatni raz szliśmy w paradzie w 2015 roku, później różnie to bywało: albo nie było nam po drodze, albo nie było polskiej grupy, albo nie było parady - bo covid, albo nie było nas w Irlandii. W tym roku wreszcie poszliśmy w grupie z Polską Szkołą w Cork, za nami była Drużyna Harcerska "Zarzewie". Ponieważ nasz Patryczek ma też dzisiaj imieniny, więc po paradzie wybraliśmy się do sklepu, gdzie wybrał dla siebie prezent, a w domu dmuchał świeczkę na "imieninowym" torcie ;-)

Poniżej - kilka zdjęć z parady, zapraszam do zobaczenia mojego filmiku z tego dnia: LINK.







środa, 12 marca 2025

Hejt nasz powszedni

W ubiegłym miesiącu cały Uśmiechnięty kRAJ obiegła wstrząsająca wiadomość: oto Jerzemu Owsiakowi, naszemu naczelnemu orkiestrowemu Filantropowi, ktoś groził śmiercią na facebooku, pisząc: "giń człeku". Służby zareagowały błyskawicznie: do mieszkania emerytki, która taki wpis popełniła, udał się sam komendant z naczelnikiem, ale że nie zastali jej w domu, to następnego dnia, o 6:00 rano, poważnie schorowaną kobietę, zatrzymali już zwykli policjanci, bo przecież naczelnicy i komendanci nie wstają do roboty o tej porze.

Brawo policja, w końcu udało się wam "przyjechać na facebooka". Schorowanej emerytki bronić nie zamierzam, napisała co napisała i na pewno ma prawo dowodzić swoich racji przed polskim sądem, stosującym przepisy "tak, jak my je rozumiemy". Nie jest ubezwłasnowolniona, ma prawa wyborcze, więc powinna odpowiadać za swoje czyny tak, jak każdy zwykły obywatel. Tyle tylko, że zwykły obywatel nie może liczyć na taką policyjną ochronę, jaką ma nasz umiłowany Filantrop.

Ja sam, będąc tylko malutkim internetowym żuczkiem, tworzącym jak najbardziej "family-friendly content", takie pogróżki dostaję regularnie kilka razy w roku. Najłagodniejsze z nich to życzenie, żebym, cytuję: "wrócił do Polski i zdechł tam pod krzyżem". Tych mniej łagodnych w żaden sposób cytować się nie da, bo to zwykły ściek, chociaż ich autorami są często osoby, których w życiu byście Państwo o takie zachowanie nie podejrzewali. Co z tym robię? Od dawna zakładam, że ludzi, którym odklejają się klepki, będzie przybywało w postępie geometrycznym, więc chamskie komentarze po prostu kasuję a bałwanów banuję, i tyle. Nigdy nie przyszło mi do głowy wzywać policji, chociaż niektóre sytuacje, jakie miałem przez ćwierć wieku mojej obecności w Sieci, kwalifikowałyby się jak najbardziej do sądu, a gdyby to ode mnie zależało, to również do ucięcia paluszków, jednego po drugim, tak, żeby następnym razem taki internetowy chojrak, stukał w klawiaturkę własnym nosem. Na szczęście takiej władzy nie posiadam, jak również nie mam takich znajomości, żeby po jakimś chamskim wpisie na mój temat, od razu reagował choćby zwykły stójkowy, o naczelniku z komendantem nie wspominając. Podejrzewam, że u Państwa wygląda to podobnie. Oczywiście, naszego umiłowanego Filantropa trzeba chronić, ale czy nie obowiązuje zasada, że wszyscy jesteśmy równi wobec prawa? Naprawdę po każdym chamskim wpisie na facebooku, reaguje naczelnik z komendantem, czy może nasz Filantrop ma specjalne względy, których nie ma szary zjadacz chleba?

Wszystko to pytania retoryczne, człowiek żyje już na tyle długo, że zna w praktyce wartość polskich przysłów ludowych, na czele z tym, że "co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie!". Filantrop może hejtować, ale Filantropowi złego słowa napisać nie można, bo to przecież nasze Dobro Narodowe. Tak na poważnie: równość wobec prawa jest fikcją, celebryta może więcej, chociaż przykład Palikota, który pomimo politycznych koneksji i minionych zasług dla obecnego rządu, jednak przez kilka miesięcy oglądał świat w kratkę, napawa pewnym optymizmem. Hamowanym jednak przez fakt, że jego wspólnik, przez cały ten czas, jednak bawi na wolności, bez zakłóceń prowadząc swoje telewizyjne show. No cóż, zbliżają się wybory prezydenckie, więc może trzymają go w rezerwie, gdyby znowu trzeba było ratować sytuację przez udział w programie, jak to zrobiono z Bronisławem Komorowskim.

Generalnie, za tę sprawę z naszym Filantropem i wycieczkami pod drzwi emerytki naczelnika z komendantem, powinny spaść głowy. Nie dosłownie, rzecz jasna, żeby nie było, że teraz ja nawołuję do "giń człeku", ale w cywilizowanym kraju media by ich rozszarpały, a oni sami zostaliby oddelegowani do kierowania ruchem ulicznym. W naszym Uśmiechniętym kRAJu, zostali, zdaje się, awansowani. No cóż, nie ma woli politycznej, żeby nasz kraj cywilizować, pomijając już fakt, że obecna władza ma wobec Filantropa dług wdzięczności, za aktywną pomoc w wygranych wyborach. Sama władza jest, niestety, emanacją Narodu, więc jaki Naród, taka władza, chciałoby się napisać.

Zostawmy już, zblatowanego z częścią środowiska politycznego naszego naczelnego Filantropa, bez którego, w urojeniu jego wyznawców, cała polska służba zdrowia natychmiast by runęła, a pochylmy się nad samym hejtem. Internetowy hejt istnieje od samego początku internetu. Wiadomo, sprzyjała temu anonimowość. Myślałem, że facebook trochę to zmieni, w końcu tam większość ludzi pisze pod własnym imieniem i nazwiskiem, często ze zdjęciem profilowym i informacjami o aktualnej pracy, ale gdzie tam. Ludzie naprawdę myślą, że wolno im więcej, a później jest zdziwienie gdy "ofiara" się broni, często nawet ich własną bronią. Bo przecież oni ewentualnie "tylko krytykują", a w odpowiedzi zderzają się z hejtem, no jak tak można? Dla ciebie hejt, dla innego krytyka, i vice versa. Ludzie hejtują wszystkich i za wszystko, ale przede wszystkim za poglądy polityczne. Przykre jest to, że polityczne podziały przenosimy na Zieloną Wyspę, jakby w kRAJu było tego za mało. Rodacy potrafią zakończyć nawet wieloletnią znajomość, tylko dlatego, że ktoś inny głosował na inną partię. Serio? To co z tą demokracją, działa tylko wtedy, gdy wybory wygrywają "nasi", a kto nie idzie z nami, ten przeciwko nam? Z falą hejtu można się spotkać, gdy ktoś przyzna, że słucha Radia Maryja. Poważnie? Świetne radio, dużo ciekawych audycji o zdrowiu, jeszcze więcej modlitwy. Dla wielu starszych, samotnych osób to jedyne okno na świat. Ale nie, bo Rydzyk, bo polityka. A co ci to przeszkadza? Ochłoń, nie chcesz, nie słuchaj, a katolicy też mają prawo do swoich mediów, takie są reguły demokracji.

Na hejt szczególnie muszą być uodpornieni ci, którym przyjdzie do głowy organizować jakiś event dla Rodaków w Irlandii. Nie daj Panie Boże zaprosić jakiegoś polityka z prawej strony, artysty, który nie bierze udziału w paradach równości i jeszcze ma czelność o tym mówić, albo nawet zespołu, którego lider udzielił wywiadu w tv Republika. Nieważne, że następnego dnia udzielił podobnego wywiadu na Onecie - on zdradził tęczowe ideały i okrył się hańbą. Zmycie tego będzie wymagało długiego czasu, ale jest do zrobienia, co udowodnili np. Roman Giertych, niegdyś Wszechpolak i przykładny katolik, a obecnie tęczowy euroentuzjasta, czy Michał Kamiński, niegdyś twardy endek z ZChN, obecnie, jak jego wyżej wymieniony kolega, prawdziwy europejski demokrata. Da się? Da - jak mawiają Rosjanie.

Będąc na emigracji, zdarza się niektórym z nas być hejtowanym przez Polaków w Polsce. Bo "uciekliśmy", więc generalnie nie powinniśmy się wypowiadać na polskie tematy. Nie znam nikogo, kto by z Polski "uciekł", każdy normalnie wyjechał, robiąc tym samym miejsce dla innych. Wyjechał, więc nie zabrał ci pracy, za to z reguły zostawia sporo pieniędzy, kiedy do Polski przyjeżdża. Tak na marginesie, niedawno czytałem dosyć gorzką w wymowie wypowiedź jednego z "wyjechanych", a ilość wspierających go komentarzy, była ogromna. Otóż stwierdził on, cytuję z pamięci: "Od kiedy wyjechałem, nikt mnie tutaj nie odwiedził. Zawsze to ja mam bliżej do Polski, niż rodzina czy przyjaciele do mnie. Zawsze to ja dzwonię, chociaż telefon działa w obie strony. Kiedy jestem w Polsce, wszyscy oczekują prezentów, chociaż ja sam nic nie dostaję. Kiedy jesteśmy w restauracji, to ja mam za wszystkich płacić, bo przecież zarabiam w euro. Rodzinę muszę odwiedzać każdą z osobna, chociaż lepiej byłoby zorganizować jedno większe spotkanie, ale nie - muszę chodzić od domu do domu, a jeżeli gdzieś nie pójdę, to jest obraza majestatu. Poświęcam na to cały swój urlop, chociaż mógłbym wyjechać w jakieś ciekawe miejsce, ale i tak nikt tego nie docenia". Oczywiście były kontrargumenty, że w Polsce mniej się zarabia a bilety lotnicze i rozmowy drogie, urlop trzeba brać, itp. Bilety lotnicze, szczególnie na bliskie loty w Europie, w dodatku kupione z wyprzedzeniem, są naprawdę tanie, rozmawiać można za darmo przez internet, itp. Nie chodzi tutaj o koszty, ale o jakieś takie poczucie, że skoro ktoś wyjechał, to niejako jest coś "winien" tym, którzy zostali. Swój czas, atencję, no i najchętniej - pieniądze. Oczywiście, nikt nie jest nikomu nic winien, a m.in. poprzez takie zachowania, coraz więcej takich emigrantów, zamiast odwiedzin u rodziny w Polsce, wybiera się na urlop w bardziej egzotyczne miejsca, co znowu nakręca falę krytyki bliższych lub dalszych im osób.

Wracając do internetowego hejtu: osobiście najwięcej facebokowych "znajomych" potraciłem wtedy, gdy w pamiętnym pandemicznym okresie napisałem, że się zaszczepiłem. Broń Panie Boże nie nawoływałem nikogo do szczepień, napisałem tylko, że sam się zaszczepiłem - bo tak radziła większość lekarzy, no i z uwagi na to, że jestem gruby i po 50-tce, a więc znalazłem się w grupie podwyższonego ryzyka. Ze zdziwieniem patrzyłem, jak licznik moich "znajomych" pikuje w dół. Mała strata, krótki żal, ale przy okazji dostałem sporo naprawdę niefajnych wiadomości. Oczywiście, niczego nie żałuję, dzisiaj też bym się zaszczepił i też bym o tym napisał, a jak.

Jak sobie radzić z internetową nagonką? Generalnie rozwiązanie zastosowane przez naszego, przytoczonego na wstępie, umiłowanego Filantropa, byłoby godne naśladowania, gdyby udało się je wcielić w życie na masową skalę. Ot, ktoś ci źle życzy w internecie, to następnego dnia o 6:00 rano policja wyciąga go z łóżka. Piękna wizja, tylko skąd tylu policjantów nabrać, skoro już ich brakuje nawet do zwykłych patroli? Pozostaje więc kasować, banować i się nie przejmować. W zdecydowanej większości przypadków to są nieszczęśliwi ludzie, którzy za własne nieudane życie obwiniają wszystkich dookoła. Najczęściej sprawdza się też tutaj nieładne stwierdzenie, za które przepraszam, ale które celnie oddaje sedno sprawy, że "chojrak w necie, pi*da w świecie". Mocni w gębie na internecie, ale już pokorni w realnym świecie.

Chyba że nie, bo trafi się ktoś, kto naprawdę przeniesie nienawiść z wirtualnej rzeczywistości do prawdziwego życia i spowoduje kłopoty w pracy, zagrozi bezpieczeństwu Twojemu lub Twoich bliskich. Skoro tak, to witamy w realnym świecie i stosujemy realne, dozwolone prawem środki. Tylko wtedy to nie jest już internetowy hejt czy wirtualne pogróżki, tylko zwykły kryminał, a za swoje czyny trzeba zapłacić. Swoją drogą, za plotki rozsiewane w pracy powinni wyrzucać na zbity pysk, za próbę udaremnienia legalnego, artystycznego występu - powinno się zasądzać zwroty wszelkich kosztów jego organizacji. Wtedy błyskawicznie by oprzytomnieli co niektórzy, bo nic tak nie działa na wyobraźnię, jak wizja sięgnięcia do własnej kieszeni.

Do tego potrzeba jednak politycznej woli i sprawnych sądów. Żyjemy na przełomie dziejów, ewidentnie widać, że, jak to śpiewał kiedyś Bob Dylan, "czas zmian nadchodzi". Do tego wspomnijmy słowa Jana Pawła II, które za nim powtórzył viceprezydent USA J.D. Vance, praktycznie mieszając z błotem europejskie elity: "Nie lękajcie się". Czego Państwu i sobie życzę.

niedziela, 9 marca 2025

Marvellous Mascot" - show dla dzieci

Wybrałem się z Patryczkiem na "Marvellous Mascot", przedstawienie /czy raczej - show/ dla dzieci, który miał miejsce w Nemo Rangers GAA Club w Cork. Na podobnej zabawie byliśmy w październiku ub. roku, pisałem o tym tutaj: LINK. "Aktorzy" przebrani za postacie z różnych bajek, trochę tańczyły - czy też kiwały się do muzyki, można było sobie zrobić z nimi zdjęcie. Do tego sprzedaż popcornu i chińskich świecidełek.

Poniżej - kilka zdjęć, filmik z tego wydarzenia można zobaczyć na moim YT: LINK:



czwartek, 6 marca 2025

Wino i pesto od Celtyckiego

Dostałem od kolegi z kanału na YT Celtycki Odkrywca - polecam!,  takie oto 2 wina z głogu i pesto z czosnku niedźwiedziego. Oczywiście, zarówno wino jak i pesto, Celtycki robi sam, z własnoręcznie zebranych darów natury z irlandzkich lasów. Nie muszę chyba dodawać, ze smak jednego i drugiego - jest świetny! Do tego Patryczek dostał książeczkę o życiu w dawnych zamkach, oraz grę - na którą jest jeszcze za mały, ale w którą chętnie sam zagram z Agnieszką. W zamian daliśmy miód spadziowy z pasieki mojego Taty i świeczki z wosku pszczelego. Z tego co wiem, obydwaj jesteśmy zadowoleni z wymiany ;-)

/Powyżej: wino, pesto, gra i książka od Celtyckiego/

niedziela, 2 marca 2025

Bal Karnawałowy "Księżniczki i Superbohaterowie" z My Little Craft World

Po dłuższym czasie, Agnieszka /jako My Little Craft World/ ponownie zorganizowała bal dla dzieci, tym razem pod hasłem: "Księżniczki i Superbohaterowie". Była wspólna zabawa, prezentacja strojów, konkurencje sportowe i loteria z nagrodami, nie zabrakło drobnego poczęstunku dla dzieci i dorosłych - w tym domowych ciast, które upiekła Agnieszka. Wszystkim smakowało, była świetna zabawa, a sama Agnieszka została na koniec nagrodzona oklaskami przez dzieci i rodziców ;-)

Poniżej kilka zdjęć, na YT można zobaczyć mój filmik z tego balu: LINK.





czwartek, 27 lutego 2025

Patryczek z kolegą robią pączki

Patryczka odwiedził jego kolega, Gabryś, a że dzisiaj Tłusty Czwartek, to obydwaj Panowie pod okiem Agnieszki m.in. robili pączki, faworki i oponki ;-)

Poniżej - Agnieszka z Gabrysiem i Patryczkiem oraz gotowe wypieki:


środa, 26 lutego 2025

Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa

W wolnej chwili, których obecnie mam niewiele ;-) obejrzałem film Macieja Kawulskiego: "Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa". Uczucia mam mocno mieszane.

Jest to swego rodzaju polska wersja "Chłopców z ferajny", tyle że tam główny bohater zostaje świadkiem koronnym, a "nasz" idzie tam gdzie jego miejsce, czyli do więzienia. Akcja toczy się od lat 70-tych ub.w. do czasów jak najbardziej współczesnych i opowiada historię gangstera od czasów dzieciństwa, po budowę własnego przestępczego imperium. Film ogląda się dobrze, jest sprawnie nakręcony i zagrany.

Problemem jest coś innego: to, podobnie jak przy "Psach", kolejna próba mitologizowania i uszlachetniania zwykłej patologii. "Psy" de facto wybielały sb-ków, pokazując ich jako ludzi "wiernych zasadom". Tutaj mamy postać gangusa, który nawet jak okradał, to przecież tylko bogatych, jak zabijał - to głownie złych ludzi, etc. Do tego tu i tam rozterki moralne i mniej lub bardziej niespełniona miłość. 

Nie, tak nie było. Bandyci w latach 90-tych, to była gangrena tocząca nasz kraj. Ciężko pracujących ludzi mieli za "frajerów", czy wręcz - podludzi, których można było bezkarnie okraść, a często i skopać, dla rozrywki. Haracze wymuszali od wszystkich i za wszystko, zresztą, do tej pory takie próby się zdarzają. Policja w tamtym okresie, to był śmiech na sali, najczęściej sądowej, na której tych przestępców błyskawicznie uwalniano. Myślę że dopiero perspektywa rychłego wejścia Polski do UE i konieczność uporządkowania tych spraw na naszym podwórku sprawiła, że zrobiono z tym porządek, przynajmniej do tej pory. Te bandziory okradały ludzi, torturowali i często zabijali. Łamali ludziom kości i życiorysy. Oczywiście, o czym jednym zdaniem jest wspomniane w tym filmie, nie mogło to się odbywać bez wiedzy, zgody i swego rodzaju ochrony przez służby.

Warto obejrzeć, ale mieć z tyłu głowy co jest prawdą, a co romantyczną mitologią, którą z jakiś względów chce się otoczyć bandziorów, szczególnie tych nieco starszych, którzy właśnie powychodzili z więzień, za to zaczynają robić kariery "na internecie", imponując młodym ludziom, nie zdających sobie sprawy z tego, co to była za patologia. Do tego, nie ukrywajmy, najczęściej współpracująca z sb-kami, a później z ich następcami.

/Powyżej: Jak zostałem gangsterem. Historia prawdziwa/

niedziela, 23 lutego 2025

Urodziny Malwinki

Malwinka, koleżanka Patryczka, właśnie świętuje swoje 4 urodziny. Na domowej imprezie, ku uciesze maluchów,  Agnieszka pomalowała dzieciom buzie w przeróżne wzorki ;-)

Poniżej - kilka zdjęć:



sobota, 22 lutego 2025

Ardmore i Waterford

Dzisiaj była wyjątkowo ładna pogoda, więc wybraliśmy się z Patryczkiem do Waterford, odebrać nasze niesprzedane rzeczy z zeszłorocznej Polskiej Wioski Bożonarodzeniowej. Po drodze wstąpiliśmy do Ardmore, przede wszystkim - na plażę.

Poniżej - kilka zdjęć:



czwartek, 20 lutego 2025

Obwarzanki i chałka

Dzisiaj Agnieszka z Patryczkiem pierwszy raz przygotowali i upiekli obwarzanki - i chałkę. Mieli przy tym sporo zabawy, można więc napisać, że połączyli przyjemne - z pożytecznym ;-)



poniedziałek, 17 lutego 2025

Kanał na YT: @piotrslotwinski

Czasy się zmieniają, techniczne możliwości również. Kiedy ponad 20 lat temu zaczynałem pisać tego bloga, jeszcze wtedy na platformie Onetu, miałem do dyspozycji 7 MB. Na całego bloga, rzecz jasna. Teraz tyle przeciętnie zajmuje jedno zdjęcie. Zmieniają się techniczne możliwości, oprócz blogowania, od dawna można też vlogować. A jak to powiedział niesławnej pamięci tow. Lenin: "Film jest najważniejszą ze sztuk". W tym jednym akurat miał rację, tak jak zepsuty zegar, który też dwa razy na dobę - ma rację. Dlatego przenoszę punkt ciężkości mojego blogowania bardziej na formę audiowizualną - nie rezygnując jednak z dalszego pisania tego bloga, chociaż może będzie to nieco mniej intensywne niż w poprzednich latach.

Dlatego serdecznie zapraszam na mój kanał na YT: @piotrslotwinski, gdzie niemal codziennie wrzucam filmiki z naszego życia. Jeżeli tematyka wyda się Państwu interesująca, będę wdzięczny za subskrypcję :-)

czwartek, 13 lutego 2025

Masło z Zielonej Wyspy czy z niemieckiej obory?

Przez Polskę przetoczyła się dyskusja o wygórowanych cenach masła. Akurat byliśmy wtedy w kRAJu, więc postanowiłem sprawdzić, czy to prawda, czy mamy tylko przedwyborczą rozgrzewkę, w której wykorzystuje się masło, zamiast armat. Wybrałem się do mojego osiedlowego sklepiku i rzeczywiście, cena za standardową kostkę oscylowała w granicach 10 złotych. Bardziej zdziwiły mnie dwie inne rzeczy: pierwsza to ta, że wśród niewielkiego wyboru, bo to w końcu sklepik osiedlowy, były aż dwa rodzaje masła irlandzkiej marki Kerrygold. Druga, że cena za to irlandzkie masło wynosiła tyle samo, co za polskie.

Podzieliłem się tymi spostrzeżeniami na moich social mediach, pytając jednocześnie o to, że jak to jest możliwe, żeby wspomniane irlandzkie masło, importowane z drugiego końca Europy, przewiezione przez szereg krajów, w zapewne specjalnie dostosowanych do tego celu środkach transportu jak samochody chłodnie, miało taką samą cenę, jak nasze rodzime masło, przywiezione co najwyżej z sąsiedniego województwa? Wywiązała się dyskusja, w której moi oponenci zarzucili mi, że to masło wcale nie jest irlandzkie, bo koszty transportu spowodowałyby jeszcze wyższą cenę.

/Powyżej: irlandzkie masło Kerrygold sprzedawane w Polsce, od tego w Irlandii różni się m.in. wagą/

Tutaj, przyznaję, krew we mnie zawrzała i byłem gotowy bronić honoru irlandzkiego masła niemal tak, jak broniła swojej czci Wanda, co nie chciała Niemca. Jakże to tak? To ja ponad dwadzieścia lat mieszkam w Irlandii, na irlandzkim maśle niemal zęby zjadłem, ba - ze trzy razy byłem w Muzeum Masła w Cork, gdzie obejrzałem porządny film dokumentalny o wspomnianym maśle Kerrygold, zresztą: znam masło tej marki bardzo dobrze, etykieta identyczna, a tutaj przychodzą jakieś młokosy, co to na Zielonej Wyspie byli co najwyżej w odwiedzinach u wujka - i oni będą mi pisali, że irlandzkie masło w Polsce, wcale nie musi być irlandzkie?

Następnego dnia, z samego rana, wybrałem się ponownie do mojego osiedlowego sklepiku, zakupiłem obydwa rodzaje tegoż masła /czyli solone i nie solone/, po to, żeby je w spokoju obejrzeć i obfotografować. Na etykiecie znalazłem nazwę irlandzkiej firmy, która zajmuje się dystrybucją oraz kluczowe wtedy dla mnie stwierdzenie: "Wyprodukowano w Irlandii". Rzym przemówił, sprawa zamknięta - chciałem już z triumfem ogłosić, ale ktoś mądrzejszy ode mnie doradził, żebym najpierw sprawdził numer weterynaryjny, jaki musi być na etykiecie, bo on wskazuje na to, z jakiego kraju pochodzi dany produkt pochodzenia zwierzęcego. Odnalazłem ten numer /DE NW40015EG/ i wklepałem w wyszukiwarkę. Oto co wyszło: "Numer weterynaryjny DE NW40015EG jest weterynaryjnym numerem identyfikacyjnym nadanym zakładowi produkcyjnemu w Niemczech. Tego rodzaju numery są przyznawane zakładom zajmującym się produkcją, ubojem lub przetwórstwem produktów pochodzenia zwierzęcego i podlegają kontroli inspekcji weterynaryjnej. Struktura numeru weterynaryjnego w Niemczech jest następująca: DE: kod kraju (Niemcy), NW: kod regionu lub landu (w tym przypadku Nadrenia Północna-Westfalia), 40015: unikalny numer identyfikacyjny zakładu w danym regionie, EG: skrót od "Europäische Gemeinschaft" (Wspólnota Europejska), wskazujący, że zakład spełnia unijne standardy higieny i bezpieczeństwa żywności". Wybiegając nieco w przyszłość, po powrocie do Irlandii kupiłem natychmiast takie samo masło tej firmy, i numer weterynaryjny mamy już zupełnie inny: IE 2107EC. IE to nie DE, proszę Państwa...

Mój szwagier z kolei zwrócił uwagę na kod kreskowy, umieszczony na tych produktach, który również wskazywał na Niemcy, jako kraj producenta. Kiedy poszukałem trochę w internecie, okazało się, że ta znana irlandzka marka ma swój oddział w Niemczech. Co więcej, sam zauważyłem, że pomimo praktycznie identycznego wyglądu etykiety, podstawowa kostka masła sprzedawana w Polsce jest nieco lżejsza niż jej odpowiednik sprzedawany w Irlandii: na Zielonej Wyspie masło Kerrygold waży 227 gram, ale w kRAJu już tylko 200 gram. Do tego odezwali się jeszcze moi polscy znajomi z Irlandii, którzy mają bardziej delikatne podniebienie ode mnie, i stwierdzili, że również smak tego masła jest inny w kraju jego pochodzenia, a inny w Polsce, chociaż przecież powinien być taki sam.

/Powyżej: irlandzkie masło Kerrygold sprzedawane w Polsce - z niemieckim znakiem weterynaryjnym i kodem kreskowym wskazującym na Niemcy, jako kraj producenta/

Rodzi się pytanie: czy rzeczywiście irlandzkie masło sprzedawane w Polsce - jest irlandzkie? Czy na pewno wyprodukowano je w Irlandii? Jeżeli tak, to dlaczego na opakowaniach tego masła sprzedawanego w Polsce, widnieje niemiecki znak weterynaryjny oraz taki sam kod kreskowy, wskazujący, że to Niemcy są jego producentem, chociaż na etykiecie nie ma o tym ani słowa? Jeżeli nie, i to masło po prostu powstało w jednym z zakładów w Niemczech, firmowanym przez irlandzką markę, to dlaczego na etykiecie napisano, że zostało "wyprodukowane w Irlandii"?

Zamiast czerpać informacje z wielu źródeł, postanowiłem to sprawdzić u źródła - i po prostu napisałem do Kerrygold bardzo uprzejmego e-maila, z prośbą o wyjaśnienie moich wątpliwości. Dla pewności powtórzyłem moją prośbę przez wszystkie możliwe kanały, na ich social mediach. Minął już ponad miesiąc i nie doczekałem się nawet zdawkowej odpowiedzi. Nic, zero, woda w ustach.

Czy irlandzka firma wprowadza w błąd swoich konsumentów w Polsce, twierdząc, że sprzedaje im masło wyprodukowane w Irlandii i pochodzące od irlandzkich krów, gdy faktycznie jest to masło produkowane w Niemczech i pochodzące od krów niemieckich? Tego nie wiem i tak nie twierdzę, jednak zarówno niemiecki znak weterynaryjny, jak i niemiecki kod kreskowy, oraz fakt istnienia irlandzkiej filii tej firmy w Niemczech, daje do myślenia. Podobnie jak brak odpowiedzi na zadane pytania. Z ostrożności procesowej od razu napiszę, że masło co prawda zjadłem, ale obydwie etykiety z tymi niemieckimi kodami skwapliwie oczyściłem i przywiozłem z Polski - do Irlandii. Kopię wiadomości wysłanych do tej firmy, również posiadam.

/Powyżej: podkreślona przeze mnie informacja na etykiecie masła, wprost stwierdzająca że masło zostało wyprodukowane w Irlandii/

Tak swoją drogą, drążę ten temat, tropiąc domniemany spisek, a przecież sam też mam sporo za uszami. Ileż to razy, pracując w tej czy innej irlandzkiej fabryce sztucznych kwiatów, na bezpośrednie polecenie moich przełożonych, za pomocą specjalnego dedykowanego narzędzia w postaci plastikowego skrobaka, zdrapywałem z różnych elementów naklejki z napisem "Made in China" a w to miejsce wklejałem "Made in Ireland". Kiedyś w końcu zapytałem, czy to jest nie tyle nawet etyczne, co wręcz nie grozi kryminałem? Odpowiedziano mi, że według obowiązującego prawa, wystarczy, że do danego produktu doda się jeden, nawet kompletnie nieistotny element, to już można stwierdzić, że produkt powstał w kraju, gdzie ten nieistotny element dodano. Teoretycznie, wystarczy do potężnego serwera wkręcić jedną, małą i nieistotną śrubkę, i już jest to produkt z innego kraju. Zadałem pytanie, dostałem odpowiedź. Mój kolega, który ze świeżej dostawy, prosto ze statku, paczek z jabłkami i truskawkami zdzierał etykiety z Hiszpanii i naklejał "100% Irish", żadnych pytań nie zadawał. Niewykluczone, że tak jest również z tym masłem: w Irlandii mogą wytwarzać tylko farbę drukarską do etykiet na masło, by twierdzić, że jest to masło z Irlandii. Oczywiście, mam nadzieję, że się mylę.

Nie wiem, czy firma Kerrygold tym razem się odniesie do moich wątpliwości i potwierdzi, że irlandzkie masło sprzedawane w Polsce jest na pewno irlandzkie, czy tylko użycza swój znak firmowy swoim przyjaciołom z Niemiec? Powtórzę raz jeszcze: jeżeli masło jest z Irlandii, dlaczego ma niemiecki kod weterynaryjny i kod kreskowy tego kraju? Jeżeli jest z Niemiec, dlaczego na opakowaniu napisano, że wyprodukowano je w Irlandii? O różnicę w wadze nie będę już wypytywał, wiadomo, że w towarach eksportowanych przez tzw. Zachód do krajów z Europy Środkowej i Wschodniej, nie takie cuda się dzieją. Tak czy owak, zawsze warto wspierać lokalną gospodarkę i kupować lokalne produkty. Najlepiej smakuje coś, co powstaje na miejscu a jeszcze lepiej, gdy na naszych oczach.

Zdrowych i udanych zakupów Państwu życzę oraz takiej zmiany prawa, żebyśmy nie mieli wątpliwości, co i od kogo kupujemy.

niedziela, 2 lutego 2025

Pierwsza polska Msza Św. w Holy Cross w Cork

Po 20 latach "polski kościół" w Cork przenosi się do nowego miejsca, tj. z kościoła St. Augustine's Church przy przy Washington Street, do kościoła Holy Cross przy Ave de Rennes. Dzisiaj byliśmy na pierwszej Mszy Świętej w języku polskim w tym kościele. 

Przypomnę, że pierwsza Msza Święta w języku polskim została odprawiona w St. Augustine's Church 27 marca 2005 roku, pisałem o tym tutaj: LINK. Po utworzeniu Duszpasterstwa Polskiego w Cork, funkcję koordynatora objął ks. Piotr Galus, który sprawował posługę od 2006 r. do 2019 r. Ze względów zdrowotnych ks. Piotr musiał zrezygnować z prowadzenia duszpasterstwa w Cork. Jego miejsce zajęli ks. Kamil i ks. Rafał, którzy na stałe posługiwali również na irlandzkich parafiach. Niestety, ks. Kamil również podupadł na zdrowiu i musiał wrócić do Polski, tutaj pisałem o Jego pożegnalnym spotkaniu zorganizowanym przez wiernych: LINK.

Obecnie Duszpasterstwo Polskie w Cork prowadzi ks. Rafał, a kościół Holy Cross jest jednocześnie jego irlandzką parafią. Msze Święte w języku polskim będą odprawiane w tym kościele w niedzielę, o godzinie 15:00.

Pierwsza Msza Święta po polsku w tym kościele zgromadziła sporo naszych Rodaków. Kilku Irlandczyków, którzy również byli obecni, przecierało oczy ze zdumienia: już dawno w tym kościele, wybudowanym w 1985 roku, nie było tylu wiernych. 

Moje odczucia? Na początku takie sobie, w końcu do St. Augustine's Church chodziliśmy przez lata, w tzw. "salce na górze" zorganizowaliśmy mnóstwo spotkań, zabaw dla dzieci, projekcji filmów, spotkań z wyjątkowymi ludźmi, itp. Z drugiej strony, ze względu na Patryczka, doceniam salkę dla dzieci, w której najmłodsi mogą się bawić a dorośli wysłuchać Mszy Świętej, duży parking jak i miejsce przed kościołem, gdzie dzieci po Mszy Świętej mogą się "wybiegać".

Poniżej - kilka zdjęć, filmik z naszego uczestnictwa w tej Mszy można zobaczyć tutaj: LINK.



środa, 29 stycznia 2025

Mallow - plac zabaw, smok i zamek

Po 18 latach - ponownie odwiedzamy Mallow. Byliśmy tutaj w 2007 roku sami, więc wtedy interesowało nas same miasteczko, teraz, gdy jest z nami Patryczek, przyjechaliśmy dla dużego placu zabaw, ale na zamek również się wybraliśmy, tym bardziej że znajduje się on tuż obok tego placu. Sam plac zabaw świetny, dużo atrakcji dla dzieci /jak na irlandzkie realia/. Co do zamku, to kiedyś mogliśmy wejść do środka, teraz jest on ogrodzony i monitorowany a w środku znajdują się rusztowania - być może trwają jakieś prace konserwatorskie. Przed zamkiem jest również figura smoka z tronem, której nie było za naszej pierwszej tam bytności.

Poniżej - kilka zdjęć, filmik z naszego wyjazdu można zobaczyć tutaj: LINK.



czwartek, 23 stycznia 2025

Polski chleb w Cork (41): Chleb Warszawski

Lata już upłynęły od mojego ostatniego wpisu o "polskich chlebach w Cork". Nie było za bardzo o czym pisać, bo nic szczególnego w sklepach nie zauważyłem, ale dzisiaj ciekawostka: w sklepie "Polonez" natknąłem się na Chleb Warszawski, pieczony przez piekarnię Treatvale z Dublina

/Powyżej: Chleb Warszawski/

wtorek, 21 stycznia 2025

Patryczek był w szptalu /ale tylko na chwilę/

W dniu wylotu do Irlandii Patryczek nam się rozchorował. Standardowo: gorączka i kaszel. Po kilku dniach, gdy domowe sposoby nie zadziałały, pojechaliśmy do naszej Pani Doktor, która po badaniu i wywiadzie z nami, skierowała nas do szpitala, na bardziej kompleksowe badania. 

Wcześniej próbowaliśmy kupić w aptece test, żeby stwierdzić, czy jest to choroba wywołana przez bakterie czy przez wirusy, ale - chyba nie jest to tutaj powszechnie znane. Agnieszka obeszła kilka aptek - i nic, pani farmaceutka z apteki na naszym osiedlu, gdy pokazałem jej zdjęcie pudełka takiego "combo - testu" w języku angielskim stwierdziła, że nigdy czegoś takiego nie widziała. Trochę dziwne, bo widziałem że można to kupić na jakiejś irlandzkiej farmaceutycznej stronie internetowej.

No nic, prosto od Pani Doktor pojechaliśmy do szpitala. Przyjęto nas szybko, Patryczek został dokładnie zbadany i zrobiono mu taki test, i wyszło - że to grypa typu A. Dostał standardowe tutaj zalecenia: paracetamol na przemian z ibuprofenem, oraz jakiś spray na gardło. Czyli dokładnie to samo, co mu podawaliśmy. W sumie w szpitalu spędziliśmy 4 godziny /w międzyczasie Patryczek dostał posiłek/ - i wróciliśmy do domu. Trzeba swoje odchorować...

/Powyżej: Patryczek na szpitalnym placu zabaw/

niedziela, 19 stycznia 2025

122 i 123 Warsztaty z My Little Craft World

W sobotę i niedzielę My Little Craft World zaprosiło wszystkie dzieci i młodzież na  warsztaty artystyczne, które miały miejsce w Polskiej Szkole w Cork. Dzieci przygotowały upominki z okazji Dnia Babci i Dziadka.

Poniżej - uczestnicy sobotnich i niedzielnych zajęć:


piątek, 17 stycznia 2025

81 wizyta w Polsce /18/: wracamy do Cork, przez Londyn

Czas w Polsce szybko zleciał, pora wracać do naszej Krainy Deszczowców ;-) Tym razem polecieliśmy z przesiadką w Londynie - Luton, gdzie Patryczek dał swój pierwszy koncert na pianinie, co widać na załączonym obrazku. Nasz powrót można zobaczyć na filmiku na YT: LINK.

/Powyżej: Patryczek przy pianinie i rzeźbie "Flypast"/

wtorek, 14 stycznia 2025

81 wizyta w Polsce /17/: wyrabiam sobie paszport w galerii handlowej, bo nie było dla mnie miejsca w urzędzie

Czas płynie nieubłaganie, o czym przypomniał mi e-mail od naszej rządowej administracji, przypominający że mój paszport wkrótce straci ważność. Faktycznie, to już 10 lat mija, gdy wyrabiałem sobie poprzedni, więc - czas odnowić. Mam co prawda świeżo wyrobiony polski dowód osobisty, mam też paszport irlandzki i niedawno odnowioną irlandzką kartę paszportową, ale od przybytku głowa nie boli i zawsze kolejny dokument do przekraczania granic, w tym tych poza UE, jak trywialna Wielka Brytania - się przyda. 

Udałem się więc do Małopolskiego Urządu Wojewódzkiego na ulicy św. Sebastiana - i pocałowałem klamkę. Pan z ochrony stwierdził że automat już bloczków nie wydaje, bo za dużo chętnych /przede mną było 15 osób/ i nie wyrobią się do końca dnia pracy. Faktycznie, przybyłem o godzinie 14:00, na godzinę przed zamknięciem, bo coś mi się uroiło, że pracują do 18:00. Owszem, ale tylko w poniedziałki, w pozostałe dni dzień pracy kończą o 15:00. Dodam, że dzień wcześniej  próbowałem zarezerwować online spotkanie w urzędzie, bo jest taka możliwość, ale albo strona się zwieszała, albo proponowano tylko jedną, niepasującą mi godzinę. Pan doradził mi, abym się udał do Galerii Bronowice /to kolejne centrum handlowe/, bo tam mają swój punkt, czynne są 3 okienka i pracują do 18:00. Pojechaliśmy tam, i faktycznie - między sklepami z mydłem i powidłem, jest wciśnięty  oddział Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie. Co prawda z 3 obiecanych okienek było czynne tylko 1, za to ledwie 5 osób przede mną. Po pół godzinie na swoje stanowisko wróciła Pani Urzędniczka - i już były czynne 2 okienka, z tych obiecanych 3. Super, tym bardziej że kolejka błyskawicznie się rozładowała /ktoś pobrał bloczek, ale się nie stawił, inna Pani chciała wyrobić paszport dla siebie, ale przyniosła zdjęcia córki /poważnie!/, itd.

Wniosek o paszport złożyłem, już nie musiałem wypełniać żadnych formularzy, tylko podpisać się na tablecie. Wcześniej pobrali ode mnie odciski palców, tym razem - skutecznie /gdy wyrabiałem sobie paszport 10 lat temu, nie udało się ich pobrać/. Zapłaciłem, dostałem karteczkę z potwierdzeniem, do 30 dni paszport ma być gotowy. Odbiorę go przy najbliższym pobycie w Polsce, z tym że - odebrać trzeba już we wspomnianym na wstępie urzędzie na ulicy św. Sebastiana.

Na marginesie: we wspomnianej galerii handlowej jest też punkt urzędu miasta /ale można tam tylko złożyć wniosek o nowy dowód osobisty, względnie się zameldować lub wymeldować/, jest również i poczta. Co o tym myślę? Z jednej strony, super, że urząd staje frontem do petenta, z drugiej - nie chciałbym mieszać dwóch różnych systemów walutowych. Urząd to urząd a zadaszony nowoczesny bazar - to ciągle bazar. Za ogrom ściąganych podatków, petent powinien mieć przynajmniej dostęp do porządnego prawilnego urzędu, z dużym parkingiem i możliwie bez kolejek. Jakieś punkciki rozmieszczone na bazarach, gdzie można załatwić tylko najbardziej podstawowe sprawy, jeszcze wiosny nie czynią.

/Powyżej: oddział Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w krakowskim centrum handlowym Galeria Bronowice/

poniedziałek, 13 stycznia 2025

81 wizyta w Polsce /16/: Ogród Świateł "Small World"

Jak co roku, wybraliśmy się do Ogrodu Świateł, żeby zobaczyć tegoroczną instalację. Tym razem w Ogrodzie Doświadczeń im. Stanisława Lema zaprezentowano wystawę "Small World", na której mogliśmy m.in. obejrzeć świecące miniatury budynków i postaci prezentujących różne kraje. Rok temu byliśmy na "Wiosce Smerfów" a dwa lata temu na wystawie "Piotruś Pan".

Poniżej - kilka zdjęć: